Słowa Grzegorza Schetyny o tym, że „rozmawiać bez Polski o Ukrainie to tak, jakby w sprawach Libii, Algierii, Tunezji, Maroka rozmawiać bez Włoch, Francji, Hiszpanii” to daleko posunięta niezręczność dyplomatyczna. Zadaniem ministra spraw zagranicznych nie jest opisywanie zależności historycznych, tylko tworzenie polityki bieżącej.
Tymczasem w tym wypadku słowa Schetyny przy założeniu złej woli komentatorów – a nie można w nią wątpić, jeśli chodzi o stronę rosyjską i jej agenturę wpływu – z powodu analogii do epoki kolonialnej zostaną zinterpretowane jako dowód na polskie ambicje imperialne, mające swoje źródło w czasach panowania Rzeczypospolitej na obszarze dzisiejszej Ukrainy. Gdyby już Grzegorz Schetyna koniecznie chciał snuć jakieś historyczne analogie, mógł powiedzieć, że niepodległość Ukrainy ma dla Polski takie znaczenie, jakie niepodległość Francji miała dla Wielkiej Brytanii, która w obronie Francuzów stoczyła dwie wojny światowe. Stało się niestety inaczej i polski minister spraw zagranicznych idealnie wpisał się w narrację propagandy kremlowskiej.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Przemysław Żurawski vel Grajewski