„Wstaję rano, za piętnaście trzecia. Latem to już widno. Za piętnaście trzecia jestem ogolony, bo golę się wieczorem. Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę” – mawiał jeden z bohaterów słynnej komedii Stanisława Barei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Z podobnego założenia chyba wyszła Centralna Komisja Egzaminacyjna, która sprawdziany szóstoklasisty organizuje… na trzy miesiące przed zakończeniem roku szkolnego.
Nieważne okazują się tworzone podstawy programowe. Nieważne, że uczniowie nie przerobili materiału i mogą nie znać odpowiedzi na część pytań. Jak tłumaczą urzędnicy, wczesny termin jest koniecznością, bo… taki jest system. Niemożliwe jest sprawdzenie testów w czerwcu, bo wtedy sprawdzane są inne egzaminy. Nie wiem, czy takie kreatywne podejście jest możliwe w jakimkolwiek kraju na świecie, ale można by sobie jednak wyobrazić jeszcze ciekawsze rozwiązania. No bo dlaczego np. testów nie zorganizować w ferie. Wtedy nauczyciele, którzy byczą się przez dwa tygodnie, mogliby wszystko sprawnie sprawdzić w swoim czasie wolnym. Można też spróbować z terminem świątecznym, sylwestrem albo dniem wagarowicza. W tworzeniu absurdów przecież nie mamy sobie równych.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Jacek Liziniewicz