Dwie podobne sprawy i jedna autorka - Magdalena Rigamonti. Pacjentka chce usunąć dziecko, a lekarz odmawia. W pierwszej dla dziennikarki lekarz jest bohaterem, a winna jest pacjentka, w tej drugiej wręcz przeciwnie. Czy wpływ na tak różne stanowiska ma fakt, że broniony przez dziennikarkę prof. Dębski jest jej znajomym i współautorem książki?
- Znalazła sposób, jak nadal zarabiać na zakazie aborcji (...) Liczy też na to, że ktoś napisze o niej drastyczną książkę i zrobi film, a ona na tym zarobi - pisała rok temu o Alicji Tysiąc w tygodniku "Wprost" red. Magdalena Rigamonti. W tym roku o innej kobiecie, która też chciała usunąć swoje chore dziecko, Rigamonti pisze już całkowicie inaczej, a oskarżenia kieruje w stronę prof. Chazana.
Dlaczego dla dziennikarki raz winny jest lekarz, a raz pacjentka?
Od 1,5 miesiąca w Polsce trwa ostry spór o sprawę pani Agnieszki - pacjentki, która po zapłodnieniu in-vitro postanowiła usunąć dziecko i skierowała się z tym do prof. Bogdana Chazana, odwołanego niedawno dyrektora szpitala Świętej Rodziny.
Prof. Dębski ze szpitala bielańskiego im. księdza Popiełuszki, po odmowie wykonania aborcji przez prof. Chazana "przejął" pacjentkę, korzystając przy tym z ogromnej promocji medialnej. W jeden ze stacji informacyjnych chciał nawet pokazywać zdjęcia swojego chorego pacjenta (dziecka pani Agnieszki), był częstym gościem licznych wywiadów i programów publicystycznych.
Pani Agnieszka (jak kiedyś Alicja Tysiąc) żąda odszkodowania za niewykonanie aborcji.
Za to że nie usunięto jej dziecka, chce od szpitala prof. Chazana miliona złotych.
Mało kto wie, że prof. Dębski z autorką głośnego tekstu znają się osobiście bardzo dobrze. W lipcu 2013 r. Magdalena Rigamonti wyciągnęła do niego pomocną rękę i zajęła się bardzo podobnym tematem - sprawą Alicji Tysiąc. Pacjentce obecny lider wśród warszawskich aborcjonistów, Dębski odmówił wtedy usunięcia dziecka. -
Wanda Nowicka, obecna wicemarszałek Sejmu zadzwoniła do mnie i poprosiła, żebym przyjął panią Tysiąc, która ma skierowanie na usunięcie ciąży. Miopia czyli krótkowzroczność, duża wada wzroku i stan po dwóch cięciach cesarskich - to nie kwalifikowało jej do przerwania ciąży - mówił kierownik Kliniki Położnictwa i Ginekologii Szpitala Bielańskiego w Warszawie.
O stanowisku Rigamonti do lekarza i pacjentki najlepiej świadczy okładka wydania "Wprost", jakie ukazało się tydzień wcześniej.
Wywiad z Alicją Tysiąc dziennikarka podpisała "Chcę więcej pieniędzy!"
Po roku (w czerwcu br.) okazało się, że w podobnej sprawie - gdy pacjentka również chciała aborcji, ale lekarzem nie był prof. Dębski, a prof. Chazan - dziennikarka swoje ostrze skierowała... w stronę lekarza.
-
Dramat młodej rodziny w Warszawie. Agnieszka i jej mąż wiedzą, że ich DZIECKO ZARAZ PO URODZENIU UMRZE. Lekarz odmawia jednak aborcji, powołując się na klauzulę sumienia - pisała Rigamonti w tekście pt.
Klauzula okrucieństwa.
Również i tym razem dziennikarka nie pozostawia złudzeń co do swojego stanowiska. Tym razem wrogiem Rigamonti nie jest pacjentka, żądająca miliona złotych odszkodowania, a lekarz, który nie chciał zabić: Prof. Chazan. Lekarz, który zamiast skalpela i skrobaczki zaproponował dziecku pani Agnieszki hospicjum, stał się człowiekiem... "bez sumienia".
Pacjentka, o której pisze Rigamonti, po odmowie ze strony prof. Chazana poszła do znajomego dziennikarki - prof. Dębskiego. Cała publikacja i medialna awantura przypadła dokładnie w tym samym czasie, w którym do księgarni trafiła wspólna książka Rigamonti i Dębskiego -
"Bez znieczulenia".
Autorka wywiadu-rzeki musiała sobie bardzo dobrze zapamiętać własne słowa o Alicji Tysiąc:
Liczy też na to, że ktoś napisze o niej drastyczną książkę i zrobi film, a ona na tym zarobi
Źródło: niezalezna.pl,facebook.com/nowetvn48
mak