W 2007 r. na konferencji w Bukareszcie pewna Angielka powiedziała mi: „Głównym przedmiotem zainteresowań Radka Sikorskiego jest Radek Sikorski”. To zdanie charakteryzuje całą grupę trzymającą władzę, skoncentrowaną wokół rządu PO-PSL.
Prezes PKN Orlen Jacek Krawiec w rozmowie z Pawłem Grasiem – komentując ewentualność objęcia przez Donalda Tuska stanowiska w UE – stwierdził:
„Jesteś dużym misiem, odseparowujesz się od tego folkloru, od tego syfu”. „Folklorem i syfem” jest Rzeczpospolita, a Krawiec nie krępuje się tego objawić w rozmowie z sekretarzem generalnym PO i byłym rzecznikiem prasowym rządu, gdyż sam Graś chwilę wcześniej powiedział, że
„wszyscy mu (tzn. premierowi – przyp. aut.)
tłuką, żeby […] albo na szefa komisji, albo na Van Rompuya, szefa Rady Europejskiej”.
Owi „wszyscy” są tu bardzo wymowni. Taka panuje hierarchia wartości w gronie współpracowników premiera. Graś, „cieć u Niemca”, na oficjalnej stronie premier.gov.pl zaprezentowany jest słowami oddającymi „głębię intelektualną” środowiska, którego jest reprezentantem:
„Uwielbia zespół The Doors. Jego powiedzenie »Muzyka zaczęła i skończyła się na Doorsach« przeszło już do historii. Miłośnik nowych technologii – nie rozstaje się ze swoim tabletem i smartfonem" (minister Nowak dodałby pewnie jeszcze ekskluzywne zegarki – dla „ocieplenia wizerunku”).
Klucz do zrozumienia polityki zagranicznej PO
W nagraniach rozmów członków rządu i jego najbliższych współpracowników odnaleźć można klucz do zrozumienia sensu polityki zagranicznej tandemu Tusk-Sikorski i środowiska, którego jest on emanacją.
Żeby zostać „dużym misiem” w UE, trzeba spełnić trzy warunki: być akceptowanym przez Francję i Niemcy, być wyrozumiałym dla Rosji i zdystansować się wobec USA. Warunek drugi i trzeci są niezbędne do wypełnienia warunku pierwszego. UE ma wiele stanowisk do zaoferowania i dobrze płaci. Można zostać przewodniczącym Rady Unii Europejskiej, Komisji Europejskiej lub Parlamentu Europejskiego, szefem unijnej dyplomacji, komisarzem. Jest wiele synekur unijnych, o które można się starać dla „swoich ludzi”, by i oni „odseparowali się od tego syfu”, czyli od Rzeczypospolitej, której ponoć służą i której dobrem ponoć się kierują. Sikorski starał się już o stanowisko sekretarza generalnego NATO i przegrał z Andersem Fogh Rasmussenem, konfliktując Polskę niepotrzebnie z Turcją i Danią. Od tamtej chwili wie, że w NATO „dużym misiem” nie zostanie. Pozostaje Unia.
Stawka na Europę
Pierwszym
„dużym misiem” w UE został Jerzy Buzek (z całym szacunkiem dla byłego premiera RP – gdyż nie podejrzewam go o chęć
„zostawienia tego syfu”). To dobrze, że Polak był przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, ale skala rządowego zachwytu nad
„sukcesem Polski” przekraczała granice śmieszności (
„Polak na czele 400 mln Europejczyków!”).
Tusk też chciał zostać „misiem”, dlatego po objęciu urzędu premiera działania na Wschodzie rozpoczął od wizyty w Moskwie. Trwała rosyjsko ukraińska „wojna gazowa” i premier, jadąc do Rosji, separował się od Ukrainy. „Ocieplał stosunki” z Moskwą, tzn. zrezygnował z weta, jakie miała Polska wobec mandatu negocjacyjnego Komisji Europejskiej w sprawie nowego Porozumienia o Partnerstwie i Współpracy UE-Rosja.
Był to sztandarowy projekt prezydencji niemieckiej w UE, zablokowany przez Polskę i Litwę w 2007 r. podczas sporu o rosyjskie embargo na polskie produkty rolne.
Na Zachodzie nastąpił zwrot polityki Polski wobec traktatu lizbońskiego. Traktat ów solidarnie oprotestowany przez PiS i PO („Nicea albo śmierć” to hasło Jana Rokity), modyfikowany (tzw. kompromis jagielloński – polska propozycja zmian systemu głosowania w Radzie UE) i wreszcie odsuwany w czasie (patrz: „GPC” 4–6.01.2014) przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, od momentu dojścia PO do władzy stał się priorytetem rządu RP i zdobył poklask w Brukseli. Tuskowi aspirującemu do bycia „misiem” zaczęło się spieszyć, chciał, by Polska, mając 93 proc. siły głosu Niemiec, jak najszybciej zeszła do poziomu 46 proc.
Rezygnacja ze sprzeciwu wobec Gazociągu Północnego pozostawiła osamotnione w walce z nim Estonię, Litwę i Szwecję oraz zwiększyła rosyjską zdolność do szantażowania „starych” krajów tranzytowych (Białorusi, Ukrainy i Polski).
Rząd izolował Polskę od jej partnerów z regionu, ale „nie antagonizował Niemiec i Rosji”.
Rok 2009 przyniósł artykuł w „GW” „1 września lekcja historii”, w którym szef dyplomacji RP deklarował porzucenie „jagiellońskich mrzonek” (aktywnej polityki wschodniej), koncentrację na integracji europejskiej i zaufanie do „demokratyzującej się” Rosji. Nie mogło się to nie spodobać w Berlinie, w Brukseli i w Moskwie.
Było też wstępem do uroczystości na Westerplatte, gdzie dyplomacja polska przygotowała forum do wystąpień dla Angeli Merkel i Władimira Putina, miast głos oddać reprezentantom państw-ofiar paktu Ribbentrop-Mołotow, od Finlandii po Rumunię. Jednocześnie, decydując się na rozwiązanie sporu o szlak wodny Bałtyk–Elbląg, zrezygnowano z przekopania Mierzei Wiślanej, stawiając na porozumienie z Kremlem w sprawie żeglugi przez Cieśninę Piławską (czyżby Tusk wierzył, że Rosja dotrzyma umów?).
O roku 2010 i ówczesnym stosunku rządu do Rosji dość już napisano. „Pojednanie” rosyjsko-polskie w
„atmosferze rosyjskiego współczucia dla naszego bólu” – pisały mainstreamowe media – i rezygnacja z praw Rzeczypospolitej w zakresie dochodzenia przyczyn katastrofy smoleńskiej nie wymagają komentarza.
Polska płynęła w niemiecko-francuskim głównym nurcie polityki unijnej. Pozycja Rzeczypospolitej w UE na tyle „się wzmocniła” pod rządami Tuska – wsparta kontaktami w trójkącie weimarskim według polskich sterników polityki zagranicznej strategicznie ważnym – że w styczniu 2011 r. Polska znalazła się poza systemem decyzyjnym paktu fiskalnego (patrz: „GPC” 23.03.2013), dopłacając w jego ramach 6,25 mld euro i na szczycie UE jako jedyne duże państwo unijne nie zrealizowała żadnego z punktów swojego wyjściowego stanowiska negocjacyjnego, ogłoszonego wcześniej przez Tuska i ministra Mikołaja Dowgielewicza. (Dowgielewicz został potem
„dużym misiem” – tzn. wicegubernatorem Banku Rozwoju Rady Europy –
„Polska odniosła sukces”). Próba promocji Włodzimierza Cimoszewicza na szefa Rady Europy się nie powiodła. Dywagacje na temat Sikorskiego jako następcy Catherine Ashton i Tuska jako szefa Komisji Europejskiej lub następcy Van Rompuya pojawiają się jednak od kilku lat.
Całość artykułu w "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Przemysław Żurawski vel Grajewski