Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Pan Marek

Kto raz posmakował autentyczności, tej prostej acz przepięknej, przypominającej niekiedy haiku, frazy Nowakowskiego, ten tym bardziej wyczulony był na nieprawdę.

Kto raz posmakował autentyczności, tej prostej acz przepięknej, przypominającej niekiedy haiku, frazy Nowakowskiego, ten tym bardziej wyczulony był na nieprawdę. Na sztuczki pisarzy przykrywających formalnymi zabawami myślową pustkę i strach przed opowiedzeniem, jak jest naprawdę.Książki Marka Nowakowskiego polecił mi przyjaciel, który rekomendując „Księcia nocy”, powiedział, że warto czytać pisarzy prawdziwych.

Byłem wtedy nastolatkiem, który chłonął jak gąbka wszystko – to przypadłość wieku – jednako rzeczy złe i dobre, mądre i głupie, ważne i nieważne. Wiele z naszych młodzieńczych literackich fascynacji znika potem bezpowrotnie na pawlaczach, w piwnicach i na strychach. Z Nowakowskim było inaczej, bo sięgam po jego książki do dziś i z niecierpliwością czekałem na każdą następną.

Szare, kleiste, mętne

Dorastałem w mieście średniej wielkości, z dala od głównych ośrodków solidarnościowej rewolucji. Podziemne publikacje były dobrem rzadkim i poszukiwanym, a to, co dostępne w księgarniach i bibliotekach, budziło nieufność. I tu znów – z Nowakowskim było inaczej. Choć przed stanem wojennym wydawany był przez wiele lat w obiegu oficjalnym, to Polska, którą opisywał, daleka była od tej z oficjalnych przekazów medialnych. Kto raz posmakował tej autentyczności, tej prostej acz przepięknej, przypominającej niekiedy haiku, frazy Nowakowskiego, ten tym bardziej wyczulony był na nieprawdę. Na sztuczki pisarzy przykrywających formalnymi zabawami myślową pustkę i strach przed opowiedzeniem, jak jest naprawdę.

„Dominujący jest kolor szary” – mówił Kazik, jeden z bohaterów opowiadania „Pracusie” (zbiór „Gdzie jest droga na Walne?”). „Wszystko szare, rozmazujące się i nijakie, kleiste i mętne, oczywiście, mój drogi, to nie kwestia daltonizmu czy obsesyjnego umiłowania koloru szarego, jest to pogląd na świat, odczytanie świata, a więc odbiór wynikający z wewnętrznych przemyśleń, no i z doświadczeń, samo przez się to wynika. Bo choćbym nie wiem jak chciał, ta obłażąca szarość nie ustępuje, nachalnie ogarnia, a wszelkie ruchy i działania w tym jak szczurze, odpychające prześlizgiwanie...” – pisał Marek Nowakowski w rzekomo kolorowej dekadzie gierkowskiej, a ja, czytając te słowa, już w czasach Jaruzela wiedziałem, że nigdy i nigdzie nie wyczytałem dotychczas lepszego opisu głębokiego syfu późnego PRL‑u.

Prawda niesłuszna

Kiedy po 1989 r. w księgarniach gęsto zrobiło się od książek autorów monetyzujących swoje niekiedy wątpliwe męczeństwo z okresu stanu wojennego, kiedy łatwo było się pogubić, bo oportuniści mieszali się z bohaterami, z Nowakowskim znów było inaczej. Nie wystawiał piersi po ordery, nie przechwalał dokonaniami w „walce z komuną”, choć akurat miał do tego prawo największe – komunistyczne władze wtrąciły go do więzienia za to, że ośmielił się publikować swoje książki w drugim obiegu i w wydawnictwach emigracyjnych. Za to, że, jak to określano „szkalował ustrój” – i to bezczelnie, pod własnym nazwiskiem, nie kryjąc się za żadnym pseudonimem.

Gdy w latach 90. tak wielu pisarzy poczęło ścigać się z politykami i wieloma mediami w propagowaniu ruchu jednokierunkowego: ku jedynie słusznej kapitalistycznej przyszłości, z Markiem Nowakowskim znów było inaczej. W chórach śpiewać nie lubił, zwłaszcza gdy były to chóry „ku czci”. A że zmysłu obserwacji i wyczulenia na krzywdę nie zatracił nigdy, przyglądał się sceptycznie polskiej transformacji, która dziwnym trafem wynosiła ku górze tak wiele szumowin, które pływały po wierzchu i za poprzedniego ustroju. Miał Nowakowski w tym absmaku wybornych kompanionów – Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Zbigniewa Herberta. Bo to, co prawdziwe, znów było niewygodne i niesłuszne.

Własnymi drogami

Kiedy w miarę upływu lat słabły wpływy establishmentu salonów III RP i krzepła konserwatywna opinia publiczna, konserwatywne media, obdarzony naturą kota (pamiętajcie, proszę, i o jego literackich kocich opowieściach) Marek Nowakowski raz jeszcze udowodnił, że z nim jest inaczej. Zamiast brylować w mediach, wolał pisać książki, a kiedy uważał, że nie ma nic do powiedzenia, to po prostu niczego nie mówił i nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby morzem pustosłowia rekompensować sobie dawne krzywdy.

Był bowiem obdarzony bezcenną dla pisarza cechą – nawet kiedy każdego dnia chadzał tymi samymi ulicami Warszawy co my, to dla niego był to zawsze spacer własnymi drogami.

Z Markiem Nowakowskim zawsze było inaczej, bo zawsze było prawdziwie. Kiedy rozmawiałem z nim ostatni raz, a była to rozmowa przez telefon, śmiał się z tego, że zdrowie mu nie dopisuje. Zawsze trochę rozmawialiśmy o jego zdrowiu, a on zawsze przekomarzał się, że nie, chyba do radia nie przyjdzie, bo mu właśnie zdrowie nie pozwala. A potem i tak przychodził. „I co ja mam panu właściwie powiedzieć?” – pytał, przekrzywiając w charakterystyczny sposób głowę, kiedy już siedział po drugiej stronie stołu, przy mikrofonie. Ot, taki mały realizm – jak piszą o panu Marku w encyklopediach. „Przedstawiciel małego realizmu w prozie polskiej”. Może i realizm mały, ale pisarz wielki.
„Piliśmy jak miód te słowa. Wszystko, co powiedział, wiele znaczyło dla nas” (Marek Nowakowski „Książę nocy”).
 
Autor jest pisarzem, publicystą tygodnika „Do Rzeczy” i telewizji Republika. W październiku ukaże się jego nowa książka „Czarne bataliony”.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Piotr Gociek