Przekonanie, że terytorium Unii Europejskiej o powierzchni niecałych 8 proc. świata jest w stanie wpłynąć na klimat na całym globie, w momencie, kiedy pozostałe państwa nie stosują się do tych norm, które Unia sobie sama narzuca, jest formą czystego szaleństwa – mówi w rozmowie z Niezalezna.pl prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski.
W poniedziałek w hali Capital One Arena, tuż po zaprzysiężeniu, Donald Trump podpisał m.in. rozporządzenie wycofujące Stany Zjednoczone z paryskiego porozumienia klimatycznego, które zakłada ograniczenie globalnego ocieplenia i walkę ze zmianą klimatu. Wcześniej, w swoim orędziu, prezydent USA zapowiedział zwiększenie wydobycia ropy, gazu i węgla, a także wstrzymanie rządowego wsparcia dla budowy elektrowni wiatrowych.
BREAKING: President Trump has just officially withdrawn from the Paris Climate Accord.
— Ian Jaeger (@IanJaeger29) January 21, 2025
pic.twitter.com/AvUyfXfrwc
Pytany o konsekwencje tych decyzji, prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski przyznał, że dotkną one przede wszystkim Stanów Zjednoczonych. - Celem prezydenta Trumpa jest doprowadzenie w najbliższym czasie do redukcji cen energii dla obywateli i amerykańskiej gospodarki o 50 procent – powiedział.
- Ten cel jest do osiągnięcia w momencie, kiedy następuje symboliczne wycofanie Stanów Zjednoczonych z tzw. sojuszu klimatycznego, ale na dobrą sprawę wznowienie wydobycia ropy, gazu i węgla i deregulacje w tym obszarze, mogą uczynić energię o połowę tańszą, co jest możliwe
- dodał ekonomista.
Jak ocenił, spadek cen energii w tej skali pogłębi „przepaść między rozwojem gospodarczym i konkurencyjnością pomiędzy USA, a Unią Europejską, która pozostaje przy swoim fundamentalizmie klimatycznym”.
Na pytanie czy zmiana polityki energetycznej w Stanach Zjednoczonych może wpłynąć na rewizję dotychczasowych działań w tym obszarze w Unii Europejskiej, Andrzej Sadowski stwierdził, że „jeżeli to się nie stanie w Unii, to pogłębiająca się od dwóch dekad przepaść między USA, a państwami unijnymi pogłębi się”. - To już dzisiaj widać, że nie jest możliwe utrzymanie dotychczasowego poziomu dobrobytu przy cały czas rosnących cenach energii w wyniku implementowania kolejnych, coraz bardziej restrykcyjnych norm, dotyczących emisji i w ogóle produkcji przemysłowej w Europie, która pogrąża się przez to w deindustrializacji - ocenił.
- Na terenie Unii Europejskiej przez dotychczasową politykę klimatyczną, która poza Unią Europejską nie ma miejsca nigdzie na świecie zanika działalność przemysłowa
- tłumaczył szef Centrum im. Adama Smitha.
Według niego, przekonanie, że „terytorium [Unii Europejskiej-red.] o powierzchni niecałych 8 proc. świata jest w stanie wpłynąć na klimat na całym globie w momencie, kiedy pozostałe państwa nie stosują się do tych norm, które Unia sobie sama narzuca, jest formą czystego szaleństwa”.
Komentując zaniepokojenie decyzjami Donalda Trumpa, formułowane przez rząd Chin, który wyraził w tym kontekście troskę o klimat, Sadowski zauważył, że „jeżeli Chiny miałyby takie podejście do klimatu jak Unia Europejska, to nie budowałyby kolejnych elektrowni na węgiel i nie inwestowałyby w kopalnie czy elektrownie chociażby w Pakistanie”. - Bo trzeba pamiętać, że Chiny też zainwestowały poza swoim państwem w przedsięwzięcia wydobycia i eksploatacji węgla – dodał.
- Rywalizacja między USA a Chinami wynika więc z zupełnie innych powodów. USA chcą utrzymać cały czas swoją przewagę, zwłaszcza w obszarze technologii i stąd restrykcje związane chociażby z produkcją i udostępnianiem czipów najnowszej generacji odpowiedzialnych za rozwój sztucznej inteligencji
- podsumował prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski.
<