A jeśli Kapeli przyśnią się transseksualne foki pożerające koty Jarosława Kaczyńskiego – to też niech sobie o nich pisze. Wolność słowa. Pod jednym warunkiem – za swoje. Nie za pieniądze podatników. Ale skoro już jesteśmy w krotochwilnym nastroju (cóż może być weselszego od musicalu o aborcji?), to zadam krotochwilne pytanie: a któż jest, w tym przypadku, menago Kapeli? Kapele nie wychodzą na scenę bez kontraktu, ktoś musi podpisać umowę, zabukować salę. Krótko mówiąc, by pan Jaś dostał grant na swoje żywcem wyjęte z „Nie” Urbana fantazje, ktoś wcześniej musiał wpaść na pomysł napisania takiego musicalu, a ktoś inny obiecał jego wystawienie.
Oburzajmy się więc na mózg, a nie na cherlawą rękę. Zatem: któryż to z teatrów państwowych czy samorządowych będzie domem dla tego pysznego musicalu i ile pieniędzy dostanie z naszych podatków na premierę? Nie interesuje mnie, czy Kapela w ogóle coś napisze i jak przećpa swój grant. Dużo bardziej interesują mnie jego mocodawcy.