Dokument z 2010 r., mówiący o tym, że polska strona nie będzie rościć pretensji, jeśli w przyszłości ujawnią się błędy w identyfikacji zwłok ofiar Smoleńska - podpisany przez przedstawicieli rządu Rosji i Polski - zaginął. Tak przynajmniej twierdzi "Gazeta Wyborcza". - Ten dokument posiada Agencja Wywiadu, która uzyskała wiedzę na ten temat w listopadzie 2010 roku. W Agencji Wywiadu pełna informacja na ten temat istnieje, więc pan, który odpowiedział „Gazecie Wyborczej”, że tego nie ma, albo sam o tym nie wiedział, albo skłamał w tej sprawie. W każdym razie „Gazeta Wyborcza” nie wykonała odpowiedniej pracy wyjaśniającej, dlatego, że ten dokument jest olbrzymim przestępstwem, które przyjęto - mówi nam Antoni Macierewicz.
Jak napisała "Gazeta Wyborcza" - trzy dni po katastrofie smoleńskiej w Moskwie stronie polskiej przedstawiono projekt porozumienia. Była tam mowa o tym, że polska strona nie będzie rościć pretensji, jeśli w przyszłości ujawnią się błędy w identyfikacji zwłok.
W "GW" mogliśmy przeczytać:
Dalej "GW" twierdzi:
Poprosiliśmy, by sprawę tę skomentował dla portalu Niezalezna.pl Antoni Macierewicz, szef podkomisji smoleńskiej. Oto co, nam powiedział:
ANTONI MACIEREWICZ:
Ten dokument ma olbrzymie znaczenie, dlatego, że to jest materiał, który został zaaprobowany i wspólnie podpisany przez przedstawicieli rządu Rzeczpospolitej Polskiej i Federacji Rosyjskiej. W imieniu odpowiednich ministrów podpisali to z obu stron wiceministrowie, ale za aprobatą i na wniosek swoich ministrów.
Jest to absolutnie, w pełni legalny z punktu widzenia działania tych przestępczych rządów, ale z punktu widzenia tych przestępczych rządów absolutnie decydujący i legalizacyjny system działania, dotyczący badania i ukrywania spraw związanych z identyfikacją tych, którzy zostali zamordowani w trakcie zbrodni smoleńskiej.
To zostało podjęte 15 kwietnia 2010 roku w Moskwie. Jest to porozumienie, w którym strony zobowiązały się nie publikować, nie upubliczniać jednostronnie rezultatów identyfikacji zwłok. To oznacza, że ten przestępczy ówczesny rząd Rzeczpospolitej zaakceptował, iż bez zgody Rosji nie będzie publikował żadnych informacji na temat identyfikacji zwłok i nie będzie ujawniał, jak naprawdę sprawa zamordowania tych, którzy lecieli Tu 154M, wygląda.
Równocześnie strona polska (ówczesnego przestępczego rządu) zadeklarowała, że nie zgłasza wobec strony rosyjskiej pretensji i uwag odnośnie wyników identyfikacji zwłok. Podjęto także decyzję, że ten dokument będzie ukrywany, ale stało się inaczej. Chcę, żebyście państwo mieli jasność, że albo „Gazeta Wyborcza” państwa okłamała, albo okłamano „Gazetę Wyborczą” w obecnym systemie rządowym, który przecież w olbrzymim stopniu jest kontynuacją tamtego systemu rządowego. I może dlatego przedstawiciele Sikorskiego czy nawet sam pan Sikorski tak odpowiedział na pytanie, gdzie i czy jest ten dokument.
Otóż ten dokument posiada Agencja Wywiadu, która uzyskała wiedzę na ten temat w listopadzie 2010 roku. W Agencji Wywiadu pełna informacja na ten temat istnieje, więc pan, który odpowiedział „Gazecie Wyborczej”, że tego nie ma, albo sam o tym nie wiedział, albo skłamał w tej sprawie. W każdym razie „Gazeta Wyborcza” nie wykonała odpowiedniej pracy wyjaśniającej, dlatego, że ten dokument jest olbrzymim przestępstwem, które przyjęto.
Trzeba tu przywołać jeszcze jeden element. W tym dokumencie (podpisanym 15 kwietnia 2010 r.) założono, że wszystkie badania robione przez Rosję, także w przyszłości, będą przez Polskę zaakceptowane. I to jest najbardziej szokujący być może element w tej sprawie.
15 kwietnia przedstawiciele ówczesnego rządu przyjęli, że działanie Rosji w tej sprawie będzie przez państwo polskie akceptowane bez względu na wynik, a Polska nie będzie mogła przekazać informacji na ten temat bez zgody strony rosyjskiej.
Dodajmy, że kompromitujący ekipę Tuska dokument, który "Wyborcza" określiła jako zaginiony, został opublikowany jako załącznik do raportu podkomisji smoleńskiej.