Koalicja rządząca w Rumunii podjęła decyzję, że ponowne wybory prezydenckie odbędą się w tym kraju 23 marca, zaś ewentualna druga tura 6 kwietnia – podała agencja Bloomberga, powołując się na portal Digi24.ro, który z kolei cytuje osoby mające wiedzę na ten temat.
W Rumunii nie cichną echa decyzji Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu wyborów prezydenckich, która zapadła - ku zaskoczeniu wszystkich, łącznie z dużą częścią klasy politycznej - na dwa dni przed drugą turą i w chwili, gdy trwało już głosowanie Rumunów poza krajem (w wyborach prezydenckich diaspora ma na głosowanie trzy dni). Wcześniej Naczelna Rada Obrony Narodowej (CSAT) po specjalnej naradzie oznajmiła, że jeden z kandydatów, Calin Georgescu, miał korzystać z nieuczciwych przewag podczas kampanii na TikToku, a infrastruktura wyborcza stała się obiektem ataków cybernetycznych. W opinii publicznej i medialnej wskazywano, że może stać za tym Rosja.
Jak jednak donoszą dziennikarze portalu Snoop.ro, rumuńska administracja skarbowa ANAF ustaliła, że za kampanią tik-tokową Georgescu wcale nie stali Rosjanie, tylko... Partia Narodowo-Liberalna, będąca członkiem EPP, której kandydat też startował w wyborach (dostał nieco ponad 8% głosów). Ugrupowaniem członkowskim Europejskiej Partii Ludowej jest... Platforma Obywatelska.
A zatem wiele wskazuje na to, że partia probrukselskiego i proniemieckiego establishmentu opłaciła kampanię, która jako operacja "pod fałszywą flagą" miała wspierać prorosyjskiego kandydata, a następnie fakt ten wykorzystano do unieważnienia wyborów.