10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Zabiła 8-latkę, będąc na przepustce. Śledczym mówiła, że zrobiła to na prośbę zmarłego syna [FOTO]

Popołudnie 31 marca 2006 roku na jednym z tarnowskich osiedli nie wyróżniało się niczym szczególnym. Do momentu, aż okazało się, że 8-letnia Madzia nie wróciła ze szkoły do domu. Sąsiedzi dziewczynki porzucili codzienne obowiązki i ruszyli na poszukiwania. W świetle latarek przemierzali okolicę, nie wiedząc, że prawda, którą odkryją, zostanie w ich pamięci na długo. Za zniknięciem 8-latki stała kobieta, którą okrzyknięto później w mediach "Dusicielką z Tarnowa".

Zabójstwo 8-letniej Madzi wstrząsnęło Tarnowem
Zabójstwo 8-letniej Madzi wstrząsnęło Tarnowem
Obraz wygenerowany przez AI - x.com/i/grok

Marcowy wieczór 2006 roku. Na jednym z tarnowskich osiedli mieszkańcy przeszukiwali okolicę z latarkami w dłoniach. Szukali 8-letniej Madzi. Był piątek i akurat tego dnia dziewczynka sama wracała ze szkoły do domu. Choć jak na swój wiek była wyjątkowo dojrzała, to tym razem bardzo się spóźniała. Chętnych do pomocy w akcji nie brakowało.

Uczestniczyli w niej też dwaj nastolatkowie, których w pewnym momencie minęła prowadząca wózek kobieta. Chłopcy dostrzegli, że nóżki dziecka bezwładnie zwisały i szurały po asfalcie. Zwrócili uwagę kobiecie. Ta przyspieszyła. Gdy ją dogonili, dziwnym wydało im się, że twarz dziecka jest przykryta. Kobieta twierdziła, że chłopiec ma anginę i szła z nim do przychodni. Tyle że lecznica była w drugą stronę.

Na tę uwagę kobieta oznajmiła, żeby nastolatkowie przypilnowali wózka, a ona zadzwoni po pogotowie i zaczęła biec za blok. Wówczas jeden z chłopców podniósł narzutę, którą przykryte było dziecko. Zauważył martwą twarz dziewczynki. Jej oczy były otwarte. Nastolatkowie dogonili uciekającą i pilnowali jej do czasu przyjazdu policji.

"Syn kazał mi to zrobić"

Zatrzymaną była 37-letnia Elżbieta. Dzieckiem w wózku okazała się poszukiwana Madzia. Kobieta starała się wytłumaczyć mundurowym całą sytuację, jednak już nie mówiła o żadnej anginie. Tym razem przekonywała, że znalazła chore dziecko, które chciała ratować. Jeden z policjantów w pewnym momencie przerwał jej i kazał pokazać, co kurczowo ściskała w dłoni. Ta się sprzeciwiła, a siłującego się z nią funkcjonariusza ugryzła w rękę. Okazało się, że ukrywała klucz do mieszkania. W nim znaleziono rzeczy zmarłej dziewczynki.

We wspomnianym mieszkaniu Elżbieta mieszkała rok wcześniej razem z koleżanką, Krystyną. Później obie przeprowadził się do lokalu socjalnego, który otrzymała druga z kobiet. Klucza do mieszkania nie zwróciły, bo Elżbieta go ukryła. To właśnie w to miejsce kobieta zwabiła dziewczynkę, a następnie udusiła. Choć to przyznała dopiero w trakcie siódmego przesłuchania. Podała też wówczas powód tej zbrodni - zabić dziecko, miał kazać jej syn, Amadeusz. Chłopak od sześciu lat nie żył.

Mroczna przeszłość Elżbiety

W październiku 2000 roku Amadeusz miał 11-lat. Po nieudanym małżeństwie był on całym światem dla Elżbiety. Pewnego wieczoru nie wrócił do domu. Kobieta o północy zdecydowała się zawiadomić policję. Mimo że poszukiwania 11-latka trwały całą noc, to nie przyniosły rezultatu. Prawda o jego zniknięciu wyszła na jaw dopiero następnego dnia. W zsypie jednego z wieżowców sprzątaczka odkryła zwłoki chłopaka. Jak się okazało później, został uduszony przez znanego w okolicy bezdomnego. Mężczyzna twierdził, że był to wypadek. Został skazany na 12 lat więzienia. Tragedia wstrząsnęła kobietą.

Miesiąc po tym zdarzeniu Elżbieta targnęła się na życie  21-letniej Katarzyny. Zmarła była narzeczoną 28-letniego kolegi z pracy Elżbiety. Proces był poszlakowy. Śledczy ustalili, że Katarzyna była zazdrosna, iż jej mężczyzna pod pretekstem kontaktów służbowych odwiedza rozwiedzioną Elżbietę. Pewnego wieczoru 21-latka przyszła do mieszkania drugiej z kobiet, doszło do kłótni. Elżbieta pobiła na śmierć Katarzynę, a jej zwłoki spaliła w windzie. Biegli wykluczyli niepoczytalność, a sąd ostatecznie skazał ją na 11 lat więzienia. W zamknięciu nie spędziła jednak nawet połowy tego okresu.

Koleżanka z celi

To właśnie w więzieniu Elżbieta poznała Krystynę. W 2003 roku druga z kobiet opuściła więzienie, jednak nie zerwała kontaktu z koleżanką. Elżbieta skarżyła się na zdrowie. Krystyna wynajęła obrońcę, który doprowadził do tego, że w 2004 roku sąd zadecydował o przerwie w karze Elżbiety. Niedługo później kobiety wspólnie zamieszkały.

Ze względu na chorobę, Elżbieta nie pracowała. Dom był więc na utrzymaniu Krystyny. Ta jednak nie narzekała, a nawet opiekowała się koleżanką. Jak później opowiadała, Elżbieta nie wzbudzała żadnych podejrzeń. Była spokojna, lubiła oglądać telewizję, interesowała się polityką. Życie kobiet toczyło się bez większych wydarzeń. Do 31 marca 2006 roku. Tego dnia Krystyna - jak zwykle - rano poszła do pracy. Elżbieta z kolei po południu przyczaiła się w okolicy szkoły podstawowej. Stamtąd uprowadziła 8-latkę, którą później udusiła.

Wiele miesięcy pod obserwacją

Elżbieta wielokrotnie zmieniała zeznania na temat tego dnia. Jednak po przyjęciu wersji o namowie do zbrodni przez zmarłego syna, trzymała się jej do końca. Jak twierdziła, Amadeusz ją odwiedzał, mówił do niej, kazał robić różne rzeczy. Na zabicie Magdy kobieta zdecydowała się po tym, gdy syn miał jej powiedzieć, że chciałby mieć się z kim bawić. Ciało dziewczyny chciała rzekomo zanieść na grób Amadeusza.

Przypadek Elżbiety był nie lada wyzwaniem dla biegłych. W sumie jej poczytalność badało trzydziestu psychiatrów i psychologów. Kobieta chętnie rozmawiała ze specjalistami, nawet pisała do nich listy. Przekonywała, że po zabiciu dziewczynki, Amadeusz stał się radosny. Innym razem wprost stwierdzała, że ma psychozę urojeniową. Pod obserwacją spędziła wiele miesięcy, w trzech ośrodkach.

"Ponadprzeciętnie inteligentna"

Pierwsi na temat Elżbiety wypowiedzieli się specjaliści z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie. Jednoznacznie stwierdzili, że kobieta jest chora. Ich opinia była dla prokuratury jednak zbyt enigmatyczna. Zwrócono się więc o kolejną. Psychiatrzy ze szpitala specjalistycznego w Starogardzie Gdańskim nie potwierdzili diagnozy krakowskich specjalistów. Podkreślili, że nie spotkali wcześniej przypadku, w którym osoba cierpiąca na przewlekłą psychozę z halucynacjami po kilku godzinach odzyskiwała całkowitą zdolność do oceny rzeczywistości. Byli zdania, że kobieta symuluje. Konieczna była więc trzecia ocena. Tej dokonali lekarze ze szpitala psychiatrycznego w podwarszawskich Tworkach. 

Elżbieta spędziła tam trzy miesiące. Do godzin popołudniowych zachowywała kamienną twarz. Jednak gdy personelu medycznego robiło się mniej, kobieta ochoczo rozmawiała ze współosadzonymi. Zwłaszcza z mężczyznami. Jak chora, zachowywała się na pokaz. Na przykład zrzucała w nocy materac, bo mówiła, że Amadeusz chce z nią spać. Innym razem domagała się silniejszych leków. Jak wyszło jednak w trakcie obserwacji, nawet po przyjmowaniu placebo, Elżbieta twierdziła, że głos syna jest cichszy. Ostatecznie, biegli z Tworek uznali, że kobieta nie wykazuje prawdziwych objawów choroby psychicznej. 

Wyrok w sprawie kobiety zapadł w Sądzie Okręgowym w Tarnowie pod koniec lipca 2008 roku. Została skazana na dożywocie. Sąd uznał, że głównym motywem zabójstwa 8-letniej Magdy było poczucie krzywdy Elżbiety i chęć zemsty za to, co ją spotkało. Zaznaczył, że w okresie objętym zarzutem nie przejawiała objawów choroby psychicznej. Wskazał za to, że Elżbieta jest "ponadprzeciętnie inteligentna". W 2010 roku orzeczenie podtrzymał Sąd Apelacyjny w Krakowie.

Więcej kryminalnych historii poniżej:

 



Źródło: niezalezna.pl, focus.pl, onet.pl, fakt.pl, Gazeta Krakowska

#Elżbieta M #Tarnów #zabójstwo Madzi

Mateusz Święcicki