Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Za "rosyjskimi" botami w Rumunii stała w rzeczywistości... partia sprzymierzona z PO i Tuskiem!

Rumuńska administracja skarbowa ANAF ustaliła, że za kampanią tik-tokową Georgescu wcale nie stali Rosjanie, tylko Partia Narodowo-Liberalna, będąca członkiem Europejskiej Partii Ludowej (EPP), której kandydat też startował w wyborach (dostał nieco ponad 8% głosów) - podaje portal Snoop.ro. Ugrupowaniem członkowskim Europejskiej Partii Ludowej jest zaś... Platforma Obywatelska.

Wybory
Wybory
Vilkasss - Pixabay

W Rumunii nie cichną echa decyzji Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu wyborów prezydenckich, która zapadła - ku zaskoczeniu wszystkich, łącznie z dużą częścią klasy politycznej - na dwa dni przed drugą turą i w chwili, gdy trwało już głosowanie Rumunów poza krajem (w wyborach prezydenckich diaspora ma na głosowanie trzy dni). Nie był to jednak pierwszy szok w ciągu ostatnich tygodni.

24 listopada pierwszą turę wyborów prezydenckich niespodziewanie wygrał skrajnie nacjonalistyczny i szerzej mało znany kandydat niezależny Calin Georgescu, a z wyścigu prezydenckiego całkowicie wypadł jego faworyt, premier i szef socjaldemokracji (PSD) Marcel Ciolacu. Do drugiej tury zakwalifikowała się bowiem kandydatka centroprawicy Elena Lasconi.

Dwa dni później Rumunów znowu czekał szok – Sąd Konstytucyjny zarządził ponowne przeliczenie głosów w pierwszej turze, co wywołało sceptycyzm ekspertów, ponieważ skarga, będąca podstawą tej decyzji, wywoływała wątpliwości formalno-prawne.

Tego samego dnia Naczelna Rada Obrony Narodowej (CSAT) po specjalnej naradzie oznajmiła, że jeden z kandydatów (Georgescu) miał korzystać z nieuczciwych przewag podczas kampanii na TikToku, a infrastruktura wyborcza stała się obiektem ataków cybernetycznych.

Kolejne wstrząsy przyszły w następnym tygodniu po przeprowadzonych w międzyczasie, 1 grudnia, wyborach parlamentarnych. Sąd Konstytucyjny ostatecznie uznał wyniki pierwszej tury, nie zmieniając ich, ale za to dwa dni później prezydent odtajnił dokumenty służb z posiedzenia CSAT, które rzuciły poważne podejrzenia w sprawie możliwych nadużyć w trakcie kampanii Georgescu, ukrywania danych o jej finansowaniu oraz możliwego wsparcia ze strony "aktora państwowego", w domyśle - Rosji. Po kolejnych dwóch dniach zapadła decyzja o unieważnieniu wyborów, która wywróciła rumuńską politykę do góry nogami.

Zamach stanu w Rumunii

Operacja pod hasłem "Rosjanie wpłynęli na wybory, więc je unieważniamy" sama jednak nosiła znamiona gigantycznej dezinformacji. "Financial Times" donosił np., że w Rumunii zatrzymano grupę najemników "przypominających wagnerowców". Jak wynikało z relacji liberalnych mediów - grupa miała składać się ze zwolenników Georgescu. Podejrzane 20 osób zostało początkowo oskarżone o planowanie wszczęcia zamieszek w kraju. Po kilku dniach medialnej farsy sąd - z braku jakichkolwiek dowodów - nakazał ich zwolnić.

Teraz pojawiły się nowe wstrząsające informacje.

Jak donoszą dziennikarze portalu Snoop.ro, rumuńska administracja skarbowa ANAF ustaliła, że za kampanią tik-tokową Georgescu wcale nie stali Rosjanie, tylko... Partia Narodowo-Liberalna, będąca członkiem EPP, której kandydat też startował w wyborach (dostał nieco ponad 8% głosów). Ugrupowaniem członkowskim Europejskiej Partii Ludowej jest... Platforma Obywatelska.

Jak pisze Snoop.ro:

ANAF odkryła, że „akcja kampanii Balance and Verticality na TikTok została opłacona z pieniędzy Partii Narodowo-Liberalnej”. Wykorzystano influencerów, którzy później używali haseł promujących Călina Georgescu. [...] W szczególności PNL zapłaciła Kensington Communication za stworzenie kampanii promocyjnej. Następnie Kensington dokooptował 130 influencerów z platformy Fame Up, aplikacji, w której twórcy treści TikTok mogą otrzymywać wynagrodzenie za promowanie określonych wiadomości. 

A zatem wiele wskazuje na to, że partia probrukselskiego i proniemieckiego establishmentu opłaciła kampanię, która jako operacja "pod fałszywą flagą" miała wspierać prorosyjskiego kandydata, a następnie fakt ten wykorzystano do unieważnienia wyborów.

Czy taki scenariusz może zostać przeprowadzony również w Polsce? To chyba pytanie retoryczne.

 



Źródło: niezalezna.pl