Zwiać z imprez patriotycznych, rozchorować się, gdy pojawi się afera, czy polecieć na szybkie wakacje, gdy Koalicja Obywatelska przegra ważne głosowanie. To taktyka Donalda Tuska na utrzymanie wysokich notowań w sondażach. Od sprawnego rządzenia ważniejsze jest unikanie trudnych pytań i niewygodnych sytuacji - pisze Filip Rdesiński w "Gazecie Polskiej".
Stres to w życiu polityka chleb powszedni. Różnie sobie przedstawiciele naszego narodu z nim radzą. Jedni czytają ulubione książki. Inni zapoznają się bliżej z duchem puszczy. Ci używający zaimków „ono”, „one”, zapewne zdzierają opuszki palców na setkach gniotków, próbując przy tym uprawiać jogę, lub zamykają się w przenośnych strefach ciszy uszytych z filcu. Są i tacy, którzy muszą sobie poharatać w gałę lub zniszczyć palemkę po poprzedniku w gabinecie. Gorzej, jeśli piastują ważne funkcje, a niewygodne z ich punktu widzenia imprezy powodują u nich nietrzymanie zwieraczy. Po co narażać się na drganie powieki, zaciskając pięści i zęby? Oczko mogłoby wówczas wypaść takiemu misiu, żyłka pęknąć, szwy w spodniach puścić. Lepiej uciec na dzień czy dwa do ciepłych krajów lub taktycznie się rozchorować. Takiemu politykowi naród nie wykrzyknie w twarz na ulicach niewygodnej prawdy.
Żaden natręt z mikrofonem nie będzie go stalkował. No a odpocząć można i zdrówko podreperować przy okazji.
Ostatnie obchody Narodowego Święta Niepodległości zgromadziły w całym kraju miliony uczestników. Największy od kilku lat Marsz Niepodległości, który przeszedł ulicami Warszawy, liczył setki tysięcy ludzi. Morze flag niesione przez uśmiechnięte rodziny z dziećmi robiło ogromne wrażenie. Radość ze wspólnego świętowania wyczuwalna była tego dnia w stolicy już od rana. Wylewała się z każdego autokaru, który przywoził kolejne grupy świętujących, w tym tysiące klubowiczów „Gazety Polskiej”. Wielu z nich uczestniczyło w uroczystości honorowej zmiany wart na placu Piłsudskiego. W uroczystości, na którą przybyły wszystkie najważniejsze osoby w państwie. Poza jedną. Premierem Donaldem Tuskiem. Cóż tak ważnego się stało, że szef rządu nie mógł wziąć udziału i wygłosić przemówienia w pierwszym od objęcia przez jego gabinet władzy, najważniejszym narodowym święcie?
Przytoczmy lakoniczny komunikat KPRM. „Centrum Informacyjne Rządu zawiadamia, że Premier Donald Tusk przeszedł planowy zabieg medyczny. Wróci do pełnienia obowiązków służbowych w najbliższą środę”. Dobrze Państwo przeczytali. Nie jakiś nagły, wymagający pilnej interwencji zabieg, tylko wcześniej zaplanowany. Taki, który premier mógł równie dobrze zaplanować w kolejnym tygodniu. Nie wiadomo też, co to za zabieg. W zachodnich demokracjach, a w szczególności w Stanach Zjednoczonych, służby prasowe bardzo szczegółowo informują naród o stanie zdrowia najważniejszych osób w państwie. W tym o przebytych zabiegach medycznych. My możemy jedynie snuć domysły, czy było to wyrwanie zęba, usunięcie czyraka na tyłku czy wrastającego paznokcia. Jedno jest pewne. Tusk taktycznie zrejterował z obchodów.
Dla męża stanu, któremu na sercu leży dobro wspólnoty narodowej, udział w obchodach 11 listopada byłby punktem honoru. Dla europejskiego salonowca ery postpolityki ważniejszy był własny wizerunek i komfort psychiczny. Premier nie musiał odpowiadać na szereg niewygodnych pytań dotyczących tego, co wydarzyło się tydzień wcześniej. Zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA stawia bowiem Tuska w trudnej sytuacji. Nie tylko ze względu na jego wcześniejsze skandaliczne wypowiedzi o Trumpie czy fakt, że taki wynik wyborów jest mocno nie na rękę europejskim salonowcom. Przede wszystkim zwycięstwo to pokazuje, że w Polsce możliwy jest podobny scenariusz jak w USA. Triumfalny powrót konserwatystów do władzy. Premier wiedział, że obrazki z obchodów święta niepodległości, gromadzącego setki tysięcy patriotów, tylko taki przekaz wzmocnią. I nie chciał, by jego obecność jeszcze wyraźniej, na zasadzie kontrastu, taki scenariusz uprawdopodabniała. Szczególnie wyraźne byłoby to podczas przemówień i składania kwiatów przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Wówczas to nie on, lecz prezydent Andrzej Duda odgrywałby pierwsze skrzypce i kreował przekaz. Tusk musiałby stać w jego cieniu i godzić się z byciem tym drugim. To było za wiele jak na jego ego.
Jeżeli ktoś myśli, że to jednorazowa taka ucieczka Donalda Tuska, to jest w błędzie. Premier do perfekcji opanował chowanie głowy w piasek lub błyskawiczne zniknięcie w stylu Strusia Pędziwiatra, gdy tylko trzeba zmierzyć się z niewygodną sytuacją. Najwyraźniej organizm premiera traci odporność na samą myśl, że mógłby on pojawić się na uroczystościach wspólnie z prezydentem. Tak było 2 i 3 maja, gdy okazało się, że Donald Tusk wylądował w łóżku. „Wszystkich zmartwionych pragnę uspokoić, a uradowanych rozczarować: zapalenie płuc to nie wyrok. Jestem pod opieką świetnych lekarzy, którzy zapewniają, że w przyszłym tygodniu będę gotowy do codziennych zajęć i wyzwań” – żartował wówczas szef rządu.
Rok wcześniej, gdy gorąco zrobiło się wokół Radosława Sikorskiego, Tusk nagle zniknął na kilka tygodni z mediów. Powodem miał być tym razem covid. Chodziło wówczas o branie przez obecnego szefa dyplomacji pieniędzy za udział w konferencjach organizowanych przez Zjednoczone Emiraty Arabskie, a następnie reprezentowanie przychylnego im stanowiska w Parlamencie Europejskim. Sprawą zainteresowało się CBA. Covid cudownie uwolnił obecnego premiera od tłumaczenia się z tej sprawy.
Latem tego roku natomiast Tusk uciekł przed niewygodnymi pytaniami na Lazurowe Wybrzeże. W trakcie weekendu, podczas którego wśród polityków koalicji rządzącej i liberalnych mediów rozpętało się prawdziwe piekło, on wygrzewał tyłek na francuskiej plaży. Powodem awantury było przegrane przez rządzących głosowanie w sprawie aborcji. Jedna z najważniejszych spraw, z którą premier szedł do wyborów rok wcześniej. Wrócił on do Polski, gdy tylko opadł kurz, i jak dobry ojciec pogroził palcem kilku swoim kolegom, którzy wyłamali się z partyjnej dyscypliny.
Taktyka chowania głowy w piasek była skuteczna, gdy Donald Tusk po raz pierwszy został premierem. Wówczas gdy pojawiał się problem, wybuchała jakaś afera, szef rządu znikał na dzień czy dwa dni wraz ze swoim strategiem Igorem Stachowiczem. Obserwowali oni, jak zareagują media i opinia publiczna, a następnie pojawiali się z przygotowaną strategią komunikacyjną. Dziś, w dobie błyskawicznego obiegu informacji, gdzie takie media jak platforma X odgrywają niebagatelną rolę w kształtowaniu opinii publicznej, zniknięcie na chwilę jest zwyczajnie niemożliwe i odbierane jednoznacznie jak ucieczka. Sprawa głosowania w sprawie aborcji dobitnie to pokazała, a Tuska dopadła wówczas ku jego zdziwieniu krytyka ze strony liberalnych dziennikarzy.
Ucieczka przed niewygodnymi pytaniami i sytuacjami dyskomfortu skłania też szefa rządu do działań godzących w wolne media. Takimi jak atak na media publiczne i ich wrogie przejęcie oraz konsekwentne, niezgodne z prawem blokowanie dostępu dziennikarzom Telewizji Republika na konferencje prasowe. Jak ognia Donald Tusk unika też wszelkich patriotycznych imprez. Najwyraźniej czuje się podczas nich wyjątkowo niekomfortowo. I nie zawsze chodzi o udział w nich prezydenta. Czuć, że salonowemu kosmopolicie nie po drodze z narodowymi symbolami, patriotycznie zaangażowanymi uczestnikami takich wydarzeń i tożsamościowym przekazem. Stąd m.in. jego absencja na uroczystościach 80. rocznicy bitwy pod Monte Casino czy rokroczne unikanie obchodów Święta Wojska Polskiego. W tym roku premier 15 sierpnia wygłosił jedynie przemówienie podczas wojskowej parady, prezentującej m.in. nowe zakupy sprzętu. Na placu Piłsudskiego tradycyjnie go zabrakło. Nie należy mieć złudzeń, że gdyby chodziło o wizytę w Polsce Ursuli von der Leyen czy Emmanuela Macrona, to premier, nawet bardzo chory, stanąłby na baczność, postawiony lekami do pionu. Jak żołnierz Wehrmachtu po zjedzeniu Pervitinu.
📢 Nowy numer tygodnika #GazetaPolska
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) November 26, 2024
🔴 Rewolucja seksualna w podstawówkach – Obowiązkowa nauka o zachowaniach „autoseksualnych” dla 10-latków.
👉 Ponadto:
• Czas Nawrockiego
• Trzaskowski pod znakiem tęczy
• Rusofil w strategicznej agencji Tuskahttps://t.co/eGDMykEhUY pic.twitter.com/7UYhL1EUAN