Przekazanie ludobójcy Putinowi władztwa nad wrakiem, czarnymi skrzynkami i całym śledztwem zrobiło z nas wszystkich jego zakładników - pisze Katarzyna Gójska w "Gazecie Polskiej".
W nawiązaniu do monumentalnej konferencji prasowej ministra Kosiniaka-Kamysza na temat podkomisji smoleńskiej nie sposób przejść do porządku dziennego nad kluczową manipulacją tego wydarzenia, pochodzącą zresztą wprost z gabinetów służb specjalnych Federacji Rosyjskiej. Wicepremier i lider PSL grzmiał, iż badanie przyczyn śmierci delegacji RP podzieliło Polaków, zniszczyło wspólnotę. To kompletna nieprawda. Więcej – podział i osłabienie wspólnoty (odpowiedź na pytanie: w jakim ona była stanie przed 10 kwietnia, po latach tzw. przemysłu pogardy Tuska, pozostawiam na boku, choć mam głębokie przekonanie o jej znaczeniu w tej sprawie) dokonały się wraz z wpuszczeniem do polskiej debaty publicznej rosyjskiego przekazu, wystartowały wówczas, gdy Rzeczpospolita oddała Kremlowi w darze rolę gospodarza śledztwa. A ten od razu zaczął wykorzystywać swoje uprawnienia i zatruwać polską debatę publiczną insynuacjami na temat uczestników lotu, załogi, osób bliskich ofiarom.
Nie ma w świecie Zachodu państwa, które dałoby Putinowi taką władzę nad sobą, jak Polska Tuska i Kosiniaka w 2010 roku. Trzeba było być albo kompletnym idiotą i zwyczajnym głupcem, by się na to zdecydować, albo myśleć, że się ma w tym jakiś swój interes. Jest jeszcze kilka innych – równie prawdopodobnych – wyjaśnień, ale każde z nich podlega już sankcjom karnym, wszyscy rozumieją, o jakie scenariusze chodzi. Oczywiście dramat nie rozpoczął się 10.04.2010 roku. Dzięki pracy prof. Sławomira Cenckiewicza oraz Michała Rachonia wiemy, iż władze Polski zaczęły spiskować z Moskwą przeciwko prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu wiele miesięcy wcześniej. Inicjatorem byli Rosjanie, ale spotkali się z życzliwością.
Przekazanie ludobójcy Putinowi władztwa nad wrakiem, czarnymi skrzynkami i całym śledztwem zrobiło z nas wszystkich jego zakładników. Działania naszych instytucji w tym zakresie były jedynie dostosowywaniem się do scenariusza pisanego przez Rosjan. A on przecież nie miał nic wspólnego z wyjaśnianiem czegokolwiek – był agresywną operacją przeciwko naszemu państwu, trwającą do dziś. Pożałowania godna konferencja w Ministerstwie Obrony Narodowej to nic innego, jak wpisywanie się w nią.
Zapewne można mieć zastrzeżenia do pracy podkomisji smoleńskiej, ale trzeba powiedzieć jasno – nie przedstawiono w Polsce raportu bardziej wiarygodnego od tego przygotowanego przez nią. Dokumenty zespołów Millera czy żenujące występy Laska (nieudacznika i zwyczajnego lebiegi od CPK) nie mają JAKIEJKOLWIEK wiarygodności, bo były jedynie próbą przeniesienia na polski grunt głównych elementów rosyjskiej propagandy w sprawie śmierci delegacji RP. Prokuratura w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy w kwestii wyjaśnienia 10 kwietnia działała w sposób zupełnie nieskuteczny.
Momentami trudno było nie odnieść wrażenia, iż sabotuje sprawę, zamiast ją wyjaśniać. Działo się tak dlatego, iż zabrakło politycznej determinacji, by Smoleńsk wyjaśnić. Pewnie przeważyły naiwne argumenty, że należy w tej sprawie działać w ciszy, nie angażować w nią zbyt wielu sił, by tonować nastroje społeczne. Czyli dokładnie to samo, co zdecydowało o rezygnacji z rozpoznania, opisania i rozliczenia rosyjskich wpływów w naszym kraju. Z powodu tej dramatycznej krótkowzroczności mamy dziś to, co mamy.