Wydawałoby się, że od wyborów do Parlamentu Europejskiego, Konfederacja będzie na fali wznoszącej.
Ugrupowanie to ma cały czas pewien potencjał zdobywania nowych głosów zarówno po stronie prawicowej, jak rządowej. Pierwiastek narodowy przyciągać może rozczarowany elektorat PiS, a gospodarczy liberalizm – sympatyków Trzeciej Drogi. Oba te zjawiska znajdują potwierdzenie w wynikach wyborczych i analizach przepływów elektoratu.
Co więcej, firmowanie przez PSL i Hołownię coraz bardziej lewicowej ideologicznie polityki gabinetu Tuska, również przysporzyć może głosów, zwłaszcza centrowych wyborców marszałka sejmu. A jednak tuż po dużym sukcesie wyborczym, Konfederacja zaczęła zaskakiwać komentatorów i własnych wyborców. Najpierw podzieliła się w samym PE, a jej parlamentarzyści zasilili dwie frakcje – narodowcy współtworzoną przez Orbana i Le Pen grupę Patrioci za Europą, liberałowie od Mentzena Europe Suwerennych Narodów, w której zasiadają wraz z niemiecką AfD. Grzegorz Braun pozostał samotny.
Tym samym trzy siły, współtworzące Konfederację w Polsce, poza Polską poszły w rożne strony. Od początku pojawiło się pytanie, jak wpłynie to na funkcjonowanie ugrupowania w kraju. Pewnym sygnałem alarmowym mogło być już przedłużanie w
wymiarze pozaregulaminowym kadencji obecnych władz, która upłynęła w lipcu. Jednak jeszcze dziwniejszy może wydawać się ruch z rezygnacją z prawyborów, do tej pory dumy tej siły politycznej, a zarazem barometru jej wewnętrznych nastrojów i układu sił. Dość niespodziewanie Krzysztof Bosak zrezygnował ze startu i wskazał na Sławomira Mentzena, któremu ponoć dużo bardziej zależy na prezydenturze. Tyle, że przy tej decyzji pominięto Brauna, który raczej nie przyjmie tego do wiadomości. Postawienie na Mentzena jest o tyle zastanawiające, że według wewnętrznych badań, całość ugrupowania przesuwa się na pozycje bardziej konserwatywne i patriotyczne, bliższe więc Bosakowi (w przypadku radykałów – Braunowi), niż Mentzenowi.
Bosak miałby większe szanse na poszerzenie swojej bazy po prawicy, Mentzen osłabi raczej koalicje rządzącą. Jednak według samych sympatyków ruchu, komentujących tę decyzję, jest ona zła, by nie powiedzieć fatalna – dominują krytyka i
rozczarowanie. Zadowoleni zdają się być tylko zwolennicy Nowej Nadziei, której Sławomir Mentzen jest szefem. I Krzysztof Bosak, który według co bardziej cynicznych komentatorów wpycha kolegę na minę, by osłabić tym samym konkurenta. Jak jest naprawdę nie wiemy, jednak wyborcy zastanawiają się, czy na karcie wyborczej będą mieli jednego (nie licząc też przecież mającego swoje aspiracje, lecz wyrzuconego już z Konfederacji Janusza Korwin- Mikkego) czy dwóch kandydatów swojego ugrupowania. I jak wygląda jego sytuacja wewnętrzna, skoro wtajemniczonym zdarza się mówić, że Bosak musiał tym posunięciem ratować partię przed rozpadem, ale rozpad ten wciąż jest możliwy, tyle, że teraz z powodu Grzegorza Brauna. Szanse PiS przez to zamieszanie rosną, martwi natomiast, jak bardzo chwiejna i niedojrzała bywa wciąż polska polityka w swym partyjnym wymiarze.