Fatalna debata w wykonaniu Joe Bidena w starciu z Donaldem Trumpem, niepokojące sondaże, wpadki podczas szczytu NATO, zamach na kandydata republikanów, wielka konwencja rywali w Milwaukee i JD Vance nominowany na wiceprezydenta w razie wygranej byłego prezydenta - to wszystko, oprócz złego stanu zdrowia, złożyło się na sensacyjną rezygnację demokraty z wyścigu wyborczego. Ekspert Łukasz Kohut zwraca uwagę, że nie było tylko jednego czynnika, który doprowadził do słusznej, choć o wiele spóźnionej decyzji Bidena.
- Najistotniejszy był okres ostatnich trzech tygodni, który nastąpił po bardzo nieudanej debacie wyborczej dla Joe Bidena. Bardzo uważnie wyborcy oglądali wywiady i konferencje prasowe z udziałem prezydenta – notowały one wysokie poziomy oglądalności. A to z prostego powodu: publiczność chciała się przekonać, czy Biden wytrwa bez pomyłki i drastycznych wtop. Mimo ogromnych wysiłków, podejmowanych przez sztab demokratów, który starał się odwrócić narrację po debacie, organizując spotkania z sympatykami, nie udało się - analizuje w rozmowie z "Niezależną" Andrzej Kohut, ekspert od polityki amerykańskiej, współpracownik Ośrodka Studiów Wschodnich.
Zdaniem naszego rozmówcy, na decyzję o rezygnacji z ponownego startu w wyborach prezydenckich nie zaważył jeden, konkretny czynnik. Joe Biden był w kiepskiej formie zdrowotnej - na szczycie NATO pomylił Wołodymyra Zełenskiego z Władimirem Putinem. Wcześniej, w trakcie debaty przedwyborczej z Donaldem Trumpem, jego rywal wielokrotnie zwracał uwagę, że nie rozumie, co właściwie chce przekazać demokrata.
- Przypieczętowaniem fatalnej kampanii Bidena był ostatni tydzień, gdy z jednej strony kampania Donalda Trumpa nabrała rozpędu po zamachu na jego życie i konwencji republikańskiej, zorganizowanej z dużym sukcesem, a z drugiej prezydent zamknął się w domu w Delawere z powodu COVID-u. Ten kontrast przypieczętował sprawę. Stało się jasne, że Biden nie uratuje już kampanii, by wyprowadzić ją na zwycięskie tory - ocenia Kohut.
Amerykanista przypomina też o naciskach ze strony środowiska demokratów na Bidena, by ustąpił w kampanii. - Był cały szereg rozmów z liderami kongresowymi demokratów czy z Nancy Pelosi, ale bez jakichkolwiek rezultatów. Ponadto, zmieniło się nastawienie ważnych figur w Partii Demokratycznej, jak choćby Baracka Obamy. Były prezydent co prawda poparł pierwotnie Joe Bidena, ale później, już po debacie, stopniowo zaczął zmieniać zdanie. To była też rola darczyńców, wstrzymujących się od wpłat na rzecz demokratów - mówi "Niezależnej" Kohut.
Według analityka amerykańskiej sceny politycznej, faworytką do objęcia schedy po Joe Bidenie jest wiceprezydent Kamala Harris. - Joe Biden i Clintonowie wsparli wiceprezydent, a ona robi wszystko, by jak najszybciej zostać konkurentką Donalda Trumpa. (...) Demokratom z pewnością będzie zależeć na tym, aby walka o sukcesję po Joe Bidenie została rozstrzygnięta jeszcze przed sierpniową konwencją, tak, aby Partia Demokratyczna nie straciła kolejnego miesiąca - prognozuje Kohut.