Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Ograbieni z reparacji

Z reparacji dla Polski została zapowiedź, że Niemcy zastanowią się nad jakąś formą odszkodowań i wsparcia dla żyjących ofiar II wojny światowej. Lecz choć tak naprawdę do tego grona można zaliczyć całe pokolenia, które jeśli same nie przeżyły wojennej gehenny, straciły w niej bliskich.

Można też za ofiary uznać generacje, które były wychowywane przez tych, których wojna dotknęła bezpośrednio i którzy swoje traumy i lęki przenieśli na swoich wychowanków. Którzy, tak samo jak oni, nie mogli w swoim życiu korzystać z odebranych szans, zniszczonej infrastruktury, ze wszystkiego, co zostało przez Niemców zniszczone, spalone, zrujnowane i zagrabione. Tyle że panowie Scholz i Tusk liczą to tak, jak oni to rozumieją. Najmłodsze osoby, które urodziły się w ostatnim roku trwania wojny, za rok dożyją (lub nie) osiemdziesiątki. Ta prosta konstatacja pozwala stwierdzić, że żyjących ofiar w znaczeniu bezpośrednim nie ma już wśród nas zbyt wiele, o ile średnia długość życia kobiet jest trochę większa, mężczyźni przeciętnie żyją już wyraźnie krócej. Jednak nawet przy tych wszystkich zastrzeżeniach nie ma żadnego konkretu, jest obietnica zastanawiania się. Zastanawianie się to proces długotrwały, może pechowo potrwać akurat tyle, by już nikogo nie było wśród żywych. Gdyby jednak któryś się ostał, zawsze do gry może wejść na przykład pan Ruchniewicz, autor koncepcji uwzględnienia we wzajemnych rozliczeniach majątku utraconego przez Niemców w Polsce, doceniony przez rząd stanowiskiem pełnomocnika ministra spraw zagranicznych do spraw polsko-niemieckiej współpracy społecznej i przygranicznej w MSZ. Z takimi fachowcami można choćby uznać, że ten „majątek”, a może,  bo ja wiem, dotacje unijne czy rzucone już przez RFN ochłapy, zaliczyć na poczet, by roszczenie się wyzerowało. Po drodze proponuję jeszcze dawne wyliczenia Mularczyka zastąpić audytem, za który odpowiedzialny byłby Maciej Lasek.

 



Źródło: Gazeta Polska

Krzysztof Karnkowski