Rosyjska gospodarka nadzwyczaj dobrze znosi zachodnie sankcje. Co więcej, odnotowała wzrost większy niż najbogatsze kraje Europy. Dzieje się tak z powodu kilku istotnych czynników – głównie wsparcia Chin. Czy ta sytuacja się utrzyma? Według ekspertów przestawienie się na tryb wojenny musi wcześniej czy później odbić się na poziomie życia Rosjan i doprowadzić do poważnego kryzysu.
Po ponad dwóch latach od rozpoczęcia brutalnej wojny można odnieść wrażenie, że Kreml poradził sobie z zachodnimi sankcjami. Ci, którzy odwiedzili ten kraj w ostatnim czasie, mówią o stosunkowo „normalnym” życiu w największych rosyjskich miastach. W sklepach nie brakuje towarów, nawet tych z najnowszą technologią. Ktoś bardziej wgłębiony w temat od razu zauważy, że zdecydowana większość sprzętu elektronicznego została wyprodukowana i sprowadzona z Chin, które w wyniku wojny na Ukrainie stały się największym i właściwie jedynym poważnym partnerem handlowym Moskwy. Skutkiem wojny oraz związanych z nią sankcji stało się jeszcze silniejsze uzależnienie Rosji od największego sąsiada.
Co to może oznaczać dla przyszłości Rosji? Trudno założyć, by Pekin posunął się do międzynarodowych nacisków dyplomatycznych i na poważnie zajął się mediacją w konflikcie Rosji z Ukrainą. Chinom ta wojna jest na rękę z wielu względów. Po pierwsze jeszcze przed agresją Moskwy konflikt na zachodzie Rosji i we wschodniej Europie „rozbijał” koncentrację uwagi Stanów Zjednoczonych, które siłą rzeczy musiałyby zaangażować się w obronę tej części świata, niejako tracąc z radarów Daleki Wschód, w tym Tajwan. Zatem bohaterska postawa Ukraińców uratowała to państwo przed inwazją. Po drugie przedłużająca się wojna jest pretekstem do rozgrywek dla Pekinu. Rosja krwawi, i to mocno, a jej gospodarka coraz bardziej uzależnia się od Chin. Państwo Środka doskonale zdaje sobie z tego sprawę, „osłabiając” Moskwę i zwiększając swoje wpływy we wzajemnych relacjach. Dlaczego więc Chiny miałyby dążyć do zakończenia tego konfliktu, który przynosi im prawdziwe polityczne złoto?
Z perspektywy przeciętnego mieszkańca Rosji gospodarka jego ojczyzny wytrzymała potężne naciski i międzynarodowe ograniczenia. Obywatele popierający dyktatorską władzę mogą więc pocieszać się, że ich kraj zanotował w ostatnim czasie stosunkowo duży wzrost gospodarczy na tle mniejszych wskaźników w państwach zachodnich. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę okoliczności tego stanu, wnioski mogą być porażające. Zdaniem zachodnich ekspertów „rozwój” ekonomiczny jest zasługą głównie dwóch czynników – przede wszystkim sprzedaży ropy i gazu do Chin i Indii, które nie wprowadziły sankcji po agresji Moskwy na Ukrainę. Pekin nie zamierza natomiast wydawać zbyt dużo na gaz z Rosji i – wykorzystując sytuacyjny przymus swojego sojusznika – upiera się przy stosunkowo niskiej cenie. Rosja stała się w ten sposób największym dostawcą taniej ropy naftowej do Chin.
Znaczenie Pekinu dla Moskwy wykracza jednak daleko poza eksport energii. Chiny stały się kołem ratunkowym dla rosyjskiej gospodarki. Wymiana handlowa między tymi państwami osiągnęła w zeszłym roku rekordową wartość 240 miliardów dolarów. Z drugiej strony, Zachód nie chce całkowicie zakazać eksportu rosyjskiej ropy, gdyż wyrzucenie z rynku tak dużego gracza, przy jednoczesnej polityce cenowej i wydobywczej państw OPEC, spowodowałoby jeszcze większe odbicie cen surowca na światowych rynkach i – co za tym idzie – niemal powszechną drożyznę.
W grudniu 2022 r. przywódcy najbogatszych państw świata G7 wprowadzili plan pułapu cenowego, którego celem było i jest ograniczenie dochodów Rosji z eksportu ropy naftowej, starając się utrzymać cenę na poziomie poniżej 60 dolarów za baryłkę. Moskwie udało się to dość łatwo obejść, gdyż najwięksi importerzy rosyjskich surowców energetycznych nie przejmują się obostrzeniem. Rosja jest jednym z największych graczy na światowym rynku energii i Zachód, starając się utrzymać przepływ ropy ze Wschodu, aby uniknąć drastycznego wzrostu cen za energię, doprowadził do tego, że Moskwa wciąż zarabia pieniądze potrzebne do prowadzenia wojny. Jak napisał portal BBC News, cytując jednego z ekspertów, „w pewnym sensie odmówiliśmy nałożenia odpowiednich sankcji na rosyjską ropę”, „to pozwala Rosji na zebranie dużych dochodów i kontynuowanie wojny”.
Nie można zapominać, że rosyjska gospodarka przestawiła się na tryb wojenny, co w dość specyficzny sposób nakręca koniunkturę. Powstają nowe zakłady zbrojeniowe, a te dotychczasowe zaczynają pracować pełną parą, czyli na trzy zmiany. Sektor zbrojeniowy rekrutuje nowych pracowników, co powoduje ekonomiczne ożywienie, wzrastają płace. Na pierwszy rzut oka wszystko jest więc w porządku, jednak w opinii analityków gospodarczych rzeczywistość jest inna. Machina wojenna odbiła się na planowanych inwestycjach w rozwój infrastruktury. Steve Rosenberg dla portalu BBC News skomentował to tak: „Jeszcze w 2020 r. głośno mówiło się o programie Projekt Narodowy, w ramach którego 400 mld dolarów miało zostać przeznaczone na poprawę infrastruktury, transportu i komunikacji w Rosji. Zamiast tego prawie wszystkie pieniądze zostały odsunięte na boczny tor, aby sfinansować kompleks wojskowo-przemysłowy i wspierać stabilność w gospodarce”.
Rosja jednak nie daje tak łatwo za wygraną. Zamierza zintensyfikować więzi gospodarcze z państwami rozwijającymi się. Organizuje szczyty ekonomiczne. Moskwa pracuje także nad stworzeniem nowych rynków, głównie na Dalekim Wschodzie oraz na południu, otwiera się na kontynent afrykański. Wszystko to współgra z działaniami Pekinu, który zamierza zająć pozycję lidera światowego rozwoju gospodarczego. W interesie Chin leży to, by Rosja przetrwała kryzys, ale by została osłabiona na tyle, by to Państwo Środka dyktowało warunki.