Projekt ustrojowy pod tytułem „III RP” się nie udał. To nie wymysł opozycji ani krytycznych wobec władzy dziennikarzy i naukowców. Zły stan społeczno-gospodarczy państwa potwierdzają twarde dane i rozliczne przykłady głębokich problemów, trapiących społeczeństwo, a także instytucje publiczne oraz sferę gospodarczą.
Zimę mamy lekką tego roku, ale wystarczyło kilkanaście dni z typową dla tej pory roku ujemną temperaturą, by polska kolej zaczęła mieć poważne problemy. Kraju nie opanowały wcale syberyjskie mrozy: wystarczyło tych kilka lub kilkanaście stopni pod kreską, by na trasach kolejowych zapanował komunikacyjny bałagan i rozliczne opóźnienia. „Sorry, taki klimat” – wyjaśniała rzecz minister infrastruktury i rozwoju Elżbieta Bieńkowska. Ktoś mógłby powiedzieć, że w cywilizowanym kraju w środku Europy odpowiedzialni za stan kolei ludzie wiedzą, że zimą jest zimno i wiąże się to z pewnymi wyzwaniami, którym można sprostać: w końcu po to człowiek jest twórcą rozlicznych technologii, by efektywnie z nich korzystać.
Gnębiciele Polski B
Trudno mi wyobrazić sobie odpowiedzialnych za infrastrukturę urzędników państwowych, którzy w Norwegii, Szwecji czy Niemczech w środku zimy zrzucają winę za opóźnienia na zimową aurę. Niestety, w Polsce takie wygłupy przechodzą. Na ironię zakrawa fakt, że na podobne tłumaczenia zdobywa się minister rządu reprezentującego ugrupowanie, które przez lata uchodziło za matecznik specjalistów od modernizacji i „cywilizacyjnego skoku” Polski. A tu raptem wyjaśnienia godne PRL-bis: zima zaskoczyła pociągi.
Problem jest jednak znacznie poważniejszy.
Kolejne lata rządów Platformy Obywatelskiej ukazują stopniową zapaść naszej infrastruktury kolejowej. Z roku na rok jest coraz gorzej. „Nie róbmy polityki, zwijajmy Polskę” – to najwłaściwsze hasło dla obecnej władzy. Ostatnio znów było głośno o kolejnych cięciach kolejowych połączeń, 10 proc. w skali kraju. Zwyczajowo w największym stopniu tracą szlaki prowincjonalne, co oznacza jeszcze dalej idącą separację Polski B od Polski A, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Także tymi związanymi z ograniczoną mobilnością zawodową/pracowniczą, co bezpośrednio wpływa na strukturę i wysokość polskiego bezrobocia. Bo polskiej gospodarce nie potrzeba kolejnych prowincjonalnych i centralnych biurokratów w urzędach pracy, ale lokalnych sieci sprawnej komunikacji masowej, umożliwiającej pewną i regularną podróż z domu do pracy i z powrotem. Wiedzą o tym zwykli ludzie, ale nie rozumieją tego władza ani kolejowi decydenci.
Anihilacja państwa
Tymczasem likwidacja połączeń kolejowych to droga donikąd. Obrazowo mówił o tym Karol Trammer, szef pisma „Z Biegiem Szyn” w niedawnym wywiadzie dla magazynu „Kontakt”: „Gdy wytniemy jeden pociąg z rozkładu, znikają nam nie tylko pasażerowie z tego jednego składu, ale także z pociągów, do których można było się przesiąść z tego zlikwidowanego już pociągu. […] Upadek kolei to tylko jeden z elementów zmian w przestrzeni. Często równolegle likwidowana jest szkoła, urząd pocztowy, posterunek policji, a w końcu znika pekaes. Każda instytucja tnie swoje koszty, aż nagle, gdy jest już za późno, okazuje się, że mamy spaloną wieś, w której nic już nie można załatwić, ale z której nie ma również możliwości wydostania się, aby daną sprawę załatwić gdzie indziej”. Co wtedy? Często jedynym ratunkiem pozostaje emigracja, która nie jest jedynie wędrówką za chlebem, ale ucieczką ze „zwijanego państwa”. I to także jest odpowiedź na fenomen pustoszejącej Polski, dotkniętej pogłębiającym się niżem demograficznym.
Inny wymiar złego stanu III RP, ściśle jednak związany z całościową kondycją państwa i społeczeństwa, ukazuje niedawny raport GUS‑u „Warunki życia rodzin w Polsce”. Ze statystyk wynika, że ponad pół miliona polskich dzieci nie dojada. Z racji ubóstwa 530 tys. dzieci nie chodzi do lekarzy specjalistów, a ok. 600 tys. do dentysty. Z ogólnej liczby niemal 9 mln młodych Polaków (w wieku od 0 do 24 lat) ubóstwo dotyka 1,4 mln osób. To w zaokrągleniu niemal 15 proc. tej populacji! Z kolei co trzecia rodzina ma znaczny problem z wysłaniem raz w roku dzieci na tygodniowy wypoczynek poza miejsce zamieszkania. Znamienne, że dotyczy to 42 proc. rodzin z dziećmi na wsi, a „tylko” 27 proc. w mieście. Z danych GUS‑u wynika ponadto, że w skrajnej nędzy żyje blisko 10 proc. rodzin wychowujących troje dzieci i niemal 27 proc. rodzin, które mają na utrzymaniu czworo lub więcej dzieci. Wielodzietna rodzina jest w Polsce na przegranej pozycji.
Wszystkie te dane wskazują, że ubóstwo młodych to żaden margines, który można wyjaśnić „patologią”, jak zwykle przyjęło się tłumaczyć biedę w polskich domach. To poważna dysfunkcja całego systemu społeczno-gospodarczego, kumulowanie się w czasie złych aspektów transformacji, w tym siedmiu lat rządów Platformy.
Cały tekst we wtorkowej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Autor jest dziennikarzem „Nowego Obywatela”
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krzysztof Wołodźko