Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

PO woli na lewo. Krzysztof Wołodźko: System oparty na antykonserwatywnym status quo

Przez dekady obserwowaliśmy z dystansu, jak ideowo-polityczne spektrum na Zachodzie przesuwa się w stronę coraz bardziej radykalnej lewicy. Dziś widzimy to już z bliska: Platforma Obywatelska, która u swoich początków przedstawiała się jako formacja konserwatywno-liberalna, stała się polityczną hybrydą politycznej poprawności, neopogaństwa, lewackiej inżynierii społecznej i bezobjawowego konserwatyzmu - pisze Krzysztof Wołodźko w "Gazecie Polskiej".

Donald Tusk
Donald Tusk
European People's Party, CC BY 2.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/2.0> - Wikimedia Commons

Cynicy powiadają, że w polityce jest jak w naturze: przeżyje ten, kto dostosuje się do otoczenia. Europa od stuleci jest teatrem wielkich zmian, ideowego dryfu, który gwałtownie przyspiesza na naszych oczach. Rewolucje społeczne, obyczajowe i polityczne zanegowały niemałą część tego, co było dziedzictwem konserwatystów kolejnych pokoleń Europejczyków. 

Upadek zachodniej chadecji po II wojnie światowej i stopniowe zmiany w Kościele po Soborze Watykańskim II przypieczętowały los kontynentalnego konserwatyzmu. Z czasem stał się jeszcze jedynym progresywnym nurtem, udrapowanym w dawne pojęcia. Także dzisiejszy brytyjski konserwatyzm – gdyby poddać go ocenie klasycznych myślicieli tego nurtu – nie wyszedłby z tej próby obronną ręką. Dzisiaj chyba nikt już nie ma co do tego wątpliwości – także na rodzimym podwórku. I nawet jeśli uznamy, że ciągłość i zmiana współgrają w dziejach, to nikt nie zaprzeczy, że żyjemy w świecie radykalnie lewicowego wizgu. Jesteśmy jak przechodzień, który na własne oczy i uszy doświadcza ideowego efektu Dopplera.  

„Umierać, ale powoli”?

Na naszych oczach niejeden konserwatysta, pracujący dziś za Sorosowe pieniądze, stara się przybrać barwy ochronne, by przeżyć w nowym, wspaniałym świecie. Ale niektórzy socjaliści i liberałowie „starej daty” dziś także są na cenzurowanym. Choć często nie skończyli jeszcze czterdziestki, są zbyt mało postępowi dla tych, którzy dziś wyznaczają światopoglądowe trendy. Mają szansę na łaskę coraz bardziej zlewicowanego mainstreamu, jeśli naprędce dostosują się do nowych trendów, zasad i oczekiwań. To już się dzieje. I nie wykluczam, że przyspieszy pod instytucjonalno-ekonomiczną presją nowej władzy. Dlatego konserwatywną kontrrewolucję PiS najlepiej oddaje chyba tytuł głośnej książki prof. Jacka Bartyzela: „Umierać, ale powoli!”. 

U swoich początków Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość były partiami o dość zbliżonym konserwatywno-liberalnym rodowodzie. W nie tak odległych czasach, które najmłodszym wyborcom/wyborczyniom biedakoalicji mogą się jednak wydawać prehistorią, Platforma nie tylko nie odżegnywała się od Kościoła katolickiego, lecz także bardzo dbała o dobre relacje z jego najbardziej prominentnymi przedstawicielami w Polsce.

Kościół łagiewnicki pod auspicjami kard. Stanisława Dziwisza był odpowiedzią na Kościół toruński. I to dość konserwatywną nawet jak na realia sprzed kilkunastu lat. A ksiądz Kazimierz Sowa słynął raczej z pogaduszek w „Sowie i Przyjaciołach”, niźli z teologii wyzwolenia czy duszpasterzowania środowiskom LGBT. 

Tamtej Platformy już nie ma

Słynna deklaracja krakowska, o której dziś politycy zlewicowanej Platformy chcieliby zapomnieć, głosiła: „Zadaniem Państwa jest roztropne wspieranie rodziny i tradycyjnych norm obyczajowych, służących jej trwałości i rozwojowi”. A politycy PO uroczyście zapewniali: „Będziemy bronić praw religii, rodziny i tradycyjnego obyczaju, bo tych wartości szczególnie potrzebuje współczesna Europa”. To nie było wówczas kłamstwo, przynajmniej dla części polityków tej formacji, takich jak zmarginalizowany przez Tuska Jan Maria Rokita. I dla nowszych ofiar neolewicowych czystek kadrowych w PO: Bogusława Sonika czy Pawła Zalewskiego.  

Tamtej Platformy już nie ma. Jest Platforma, która wybrała mocny lewicowy kurs. Platforma, która celowo stawia na lewicowe projekty legislacyjne; Platforma, która bardzo świadomie dystansuje się od Kościoła; Platforma, której nowymi twarzami są ludzie uformowani przez popkulturowy New Age.

Na marginesie: to nieprawda, że środowiska lewicowo-liberalne są agnostyczne i ateistyczne. Niemała część z tych ludzi jest religijna, tyle że w zgodzie z modnymi zabobonami, reprezentowanymi przez rozliczne nurty z pogranicza psychologii, psychoterapii, okultyzmu, niby-słowiańskiej mitologii, zachodnich przepoczwarzeń duchowości wielkich religii Wschodu. Ludzie gotowi wierzyć w uzdrawiającą moc gongów śmieją się z katolickiej teologii, choć nie znają ani świętego Augustyna, ani świętego Tomasza z Akwinu. 

Idee klasy panującej?

„Ideami panującymi każdej epoki były zawsze tylko idee klasy panującej” – pisał niegdyś Karol Marks. Po części się mylił, bo narody, społeczności i społeczeństwa potrafiły wbrew elitom, reżimom, dyktatorom, ideologiom tworzyć idee, które zmieniały bieg dziejów i ustroje gospodarczo-polityczne.

Jedne Kościoły występowały przeciw drugim, by zapanować nad rzeczywistością. Ale rosyjscy komuniści z tezy myśliciela z Trewiru wyciągnęli boleśnie twardy dla swoich przeciwników wniosek: jako klasa panująca zrobili wszystko, by ich idee zapanowały nad ludami i epokami. 

Tej lekcji w kolejnych pokoleniach nie zapomniała ich progenitura. PRL-owska nomenklatura z PZPR i lewicowo-liberalne elity III RP doskonale wiedziały, że muszą panować nad społecznymi wyobrażeniami i nastrojami, by pozostać u władzy. Że muszą mieć jak najściślejszą kontrolę nad ideami, poglądami i emocjami masowymi, by ideami panującymi ich epoki były tylko idee klasy panującej, czyli lewicowo-liberalnej oligarchii. 2015 rok przyniósł zmianę w tym względzie – wbrew silnej koncentracji mediów w rękach protuskowych środków przekazu, społeczeństwo wierzgnęło przeciw ościeniowi. Dziś już jednak wiemy, że nie była to zmiana tak radykalna, jak się wielu wydawało. Lewica i liberałowie wykorzystali szansę, jaką stały się obyczajowo-kulturowe zmiany w młodszych rocznikach Polek i Polaków. Otwarte zostaje pytanie, na ile znów uda im się domknąć system, oparty na antykonserwatywnym i antychrześcijańskim status quo.

Ktoś zapyta: a co pana, jako lewicowca, obchodzi, co się dzieje z polskim konserwatyzmem? Niedawno było Boże Narodzenie. Lubię sobie zanucić „Happy Xmas. War is over” Johna Lennona i Yoko Ono. Ale nie chcę doczekać czasów, gdy zglajszachtowana, świecka popkultura i obyczajowość nie tylko pozbędzie się chrześcijańskiej metafizyki z obyczajów i tradycji, lecz także stanie się jawnym przymusem ze strony coraz bardziej świeckiego państwa. Drapieżność lewicowo-liberalnych hunwejbinów jest naprawdę wielka. A przy tym niszczycielska, co dobrze pokazał casus Teatru Dramatycznego pod wodzą Moniki Strzępki. 

Ocalić tajemnicę człowieczeństwa

Co więcej, współczesny postęp technologiczny ma niezwykłą łatwość rugowania wszelkich napięć i zagadnień etycznych. Polski konserwatyzm nie grzeszył nigdy specjalną wrażliwością socjalną, wolał raczej sprzymierzać się z wolnorynkowymi poglądami (co miało swoje wyjaśnienie historyczne), ale jako doświadczenie i uzasadnienie społeczne dawał wielu ludziom punkt oparcia wobec coraz bardziej bezwzględnych reguł rynkowych i nieczytelnych zasad społecznych. Polski konserwatyzm, choć zabrzmi to patetycznie, ocalał również ducha świąt, pojmowanych nie jako hiperkonsumpcyjna balanga lub rekreacja, lecz jako tajemnica ludzkiego istnienia. Jako nadzieja i dobro, które dają ludzkiemu istnieniu fundament, niezależnie od marności naszej doczesnej kondycji. 

Ani współcześni liberałowie, ani lewica nie dają na te pytania żadnych głębszych odpowiedzi. Co najwyżej oferują „wolność od”, przywileje dla ściśle określonych, wpływowych akurat mniejszości, ezoteryczny fast food, konsumpcję i inżynierię społeczną. I usilnie próbują nam wmówić, że to właściwie wystarczy ludziom do szczęścia. 

Dziwnym trafem Zachód na takiej diecie okazuje się przestrzenią coraz gwałtowniej kolonizowaną przez ludy, które chętnie biorą europejski dobrobyt materialny, ale metafizykę przynoszą własną. Krótkowzroczna, lewicowo-liberalna polityka europejska jest już właściwie tylko skutkiem tego cywilizacyjnego krachu. Balem na Titanicu, w którym wszyscy bierzemy – chcąc nie chcąc – udział. Politycy Platformy liczą na to, że potańcują trochę dłużej, jeśli będą trzymać z wodzirejami. Powiem gorzko: może to być faktycznie ich największa wygrana. A równocześnie największa wina. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Krzysztof Wołodźko