W środku zimy obudzili się nam tzw. intelektualiści i dalej ubolewać nad poziomem dyskursu społecznego, obniżaniem standardów publicznych wypowiedzi, poglacjalnymi podziałami, coraz gorszą atmosferą... Wypada tylko przyklasnąć i zawołać:
Autor! Autor!
Obawiam się, że nie wyjdzie na scenę nikt z ubolewających reprezentantów salonu, z których większość ma niemałą osobistą zasługę w stworzeniu istniejącej sytuacji. A już na pewno nie pewien czcigodny profesor, który nazywa swoich rodaków bydłem, i drugi, który najchętniej traktowałby oponentów gorzej od muchy plujki.
A może być tylko gorzej –
z epoki prowokacji przeszliśmy bowiem do fazy profanacji. Najlepszym przykładem są akty wandalizmu wobec świętych obrazów w Kalwarii Pacławskiej, gdzie współcześni barbarzyńcy zniszczyli nie tylko obiekty kultu, ale i dzieła sztuki.
Ale czemu się dziwić? Przykład idzie z góry. Można co najwyżej zasromać się głęboko, słysząc, że sędziwa Rodowicz decyduje się występować w stroju imitującym... goliznę.
Następnym razem wystąpi w ogóle bez niczego (warunkiem będzie odpowiednia kasa).
Na tym tle całkiem racjonalnie zachowali się młodzi krakowianie, odmawiając uczestnictwa w tegorocznym sylwestrze, zmieniającym czcigodny Krakowski Rynek w niewybredną tancbudę. Nic nie pomogły zapewnienia prezentera TVN, że „jest nas 120 tysięcy”.
Było dokładnie o 100 tys. mniej.
Kto wie, czy nie jest to wskazówka na najbliższe czasy. Odmowa uczestnictwa. Bojkot! I to nie tylko imprez, które władza funduje dla ludu. Możemy się przecież umówić, że bojkotujemy firmy i towary reklamowane przez sprzedajnych celebrytów. Nie kupujemy produktów zachwalanych w najbardziej kłamliwych stacjach.
Zaręczam, odczują to boleśniej, niż gdybyśmy zrobili wielotysięczne demonstracje i ogłosili tysiąc manifestów, które przecież zmanipulują.
A wracając do intelektualistów – ich przebudzenie z moralnej drzemki, w którą zapadli jak niedźwiedzie, susły czy borsuki, dowodzi jednego – rychło w czas zorientowali się, że ich sezon ochronny się skończył. Nagonka, którą rozpoczęli, przerosła ich oczekiwania i wymknęła się spod kontroli, a przy kolejnych polowaniach oni sami mogą stać się zwierzyną łowną. Stąd strach i lament.
I mój absolutny brak współczucia.
Źródło: Gazeta Polska
Marcin Wolski