Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Z aresztu do Senatu. PO wspiera Grodzkiego i Gawłowskiego jeszcze mocniej niż cztery lata temu

„Gdyby taki Grodzki był w naszych szeregach, to zapewniam, iż błyskawicznie przestałby być marszałkiem i nie miałby najmniejszych szans na kandydowanie” – mówił w rozmowie z „Gazetą Polską” Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości. Dla Donalda Tuska i jego środowiska wystawianie na listach wyborczych takich ludzi jak Grodzki czy Gawłowski, nie jest problemem. Wręcz przeciwnie.

Stanisław Gawłowski
Stanisław Gawłowski
Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska

Problemy Stanisława Gawłowskiego zaczęły się w grudniu 2017 roku. Wtedy do nieruchomości należących do sekretarza generalnego Platformy Obywatelskiej weszli funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Powód: zabezpieczenie dowodów w sprawie korupcji w związku z prowadzonym śledztwem Prokuratury Krajowej dotyczącym ustawień przetargów w Zachodniopomorskim Zarządzie Melioracji i Urządzeń Wodnych. Wtedy w koszalińskim domu posła Gawłowskiego zabezpieczono m.in. akt notarialny apartamentu na chorwackiej wyspie Brać. Według śledczych ta nieruchomość była jedną z korzyści majątkowych, jaką Gawłowski przyjął w zamian za pomoc w ustawieniu wielomilionowego przetargu zorganizowanego przez Zarząd Melioracji.

Murem za sekretarzem

Po wejściu CBA do domu i mieszkań Gawłowskiego, Sławomir Neumann, szef klubu parlamentarnego PO, oświadczył, że Gawłowski dalej pozostanie sekretarzem partii.

„Nie będzie polityczna prokuratura Zbigniewa Ziobry ustalała, kto w Platformie pełni jaką funkcję. To byłby absurd” – uzasadniał dziennikarzom. Ale po tym, gdy cztery składy szczecińskich sądów zdecydowały o aresztowaniu Gawłowskiego, przestał on być sekretarzem generalnym PO. Ucichły także wszelkie protesty i wyrazy solidarności z podejrzanym o korupcję politykiem.

W 2019 roku Gawłowski wystartował do Senatu z okręgu koszalińskiego, ale nie z list PO, lecz z własnego komitetu. Platforma, SLD i PSL wsparły go, nie wystawiając nikogo w jego okręgu wyborczym. Dostał się do Senatu, wygrywając z mało rozpoznawalnym kandydatem PiS wynikiem lepszym o 320 głosów.

„Człowiek honoru” z UB na odsiecz Grodzkiemu

Tomasz Grodzki zanim trafił do dużej polityki, był przez trzy kadencje szczecińskim radnym i dyrektorem szpitala w Szczecinie-Zdunowie. Jego notowania w PO często nie były najmocniejsze. Przyczyną był konflikt z marszałkiem województwa zachodniopomorskiego Olgierdem Geblewiczem, dziś szefem struktur PO na Pomorzu Zachodnim.

Geblewicz obwiniał Grodzkiego o doprowadzenie szpitala na skraj bankructwa. Skończyło się to otwartym konfliktem między marszałkiem a dyrektorem szpitala, któremu Geblewicz zarzucał „działanie na szkodę placówki”. I w tym wypadku Geblewicz miał rację, bo ze względu na zadłużenie szpitala w Szczecinie-Zdunowie nie udało się go uratować jako samodzielnej jednostki. Został połączony z większym szczecińskim szpitalem.

Jeszcze większe problemy wizerunkowe Grodzkiego rozpoczęły się po tym, gdy po wyborze na marszałka Senatu jego byli pacjenci i ich rodziny zaczęły ujawniać, że przyjmował od nich pieniądze za operacje. Gdy prokuratura regionalna w Szczecinie wszczęła śledztwo w tej sprawie, Grodzki bronił się, podobnie jak Gawłowski, mówiąc, że sprawa jest polityczna i mamy do czynienia z „atakiem na Senat i instytucję marszałka”, czyli „ostatnią oazę wolności i demokracji w Polsce”.

W ramach walki o demokrację Grodzki wytoczył procesy karne dziennikarzom ujawniającym informacje na temat jego przeszłości. Twierdził, że są tysiące pacjentów mogących zaświadczyć o jego uczciwości. I z tej puli jako przykład pokazał jednego z nich – Tadeusza Staszczyka. Jak się później okazało, funkcjonariusza UB w czasach stalinowskich. W IPN zachowała się teczka tego ubeka, z której wynika, że był oficerem operacyjnym w latach 1950–1956 i zajmował się inwigilacją Żołnierzy Niezłomnych.

W swojej gorliwości donosił nawet na własną żonę: „Bardzo często jak przychodziłem z pracy późnym wieczorem, to wysłuchiwała »Głosu Ameryki« i gdy zabraniałem jej tego, wyzywała mnie od głupich komunistów (…), że jestem pachołkiem stalinowskim” – pisał w raporcie do swoich przełożonych z UB. „Konkretny człowiek, powstaniec warszawski, człowiek honoru” – tak o Staszczyku mówił natomiast marszałek Grodzki i mimo ujawnienia przeszłości ubeka, nigdy się z tych słów nie wycofał.

Wsparcie mediów III RP

Mimo zarzutów prokuratorskich zarówno Gawłowski, jak i Grodzki mieli silne wsparcie mediów totalnej opozycji, które przedstawiały ich linie obrony, podważając ustalenia prokuratury.

Najdalej poszła „Gazeta Wyborcza”, która już po ujawnieniu licznych świadectw byłych pacjentów i ich rodzin, wyróżniła Grodzkiego tytułem Człowieka Roku 2020. „Dziś dzięki Grodzkiemu jedyną instytucją przestrzegającą zasad demokracji parlamentarnej jest Senat” – uzasadniał wyróżnienie Jarosław Kurski, zastępca redaktora naczelnego „Wyborczej”. „Tu nikt nikomu nie wyłącza mikrofonu, nie odbiera głosu, nie grozi karami” – przekonywał o zaletach Senatu.

W tej „jedynej instytucji przestrzegającej zasad demokracji” przez ponad rok nie dopuszczano pod głosowania wniosku prokuratury o pociągnięcie do odpowiedzialności karnej marszałka Senatu. Grodzki zgodził się na głosowanie w sprawie immunitetu dopiero wtedy, gdy miał już pewność, że taki wniosek zostanie odrzucony przez większość senacką, którą stanowi PO, SLD i PSL. 

Pomogło w tym wsparcie mediów, które miało na celu przekonanie nie tylko opinii publicznej, ale także niektórych senatorów, że oskarżenia prokuratury o korupcję są pozbawione podstaw.

O mechanizmie tym mówił w ostatnim wywiadzie dla „Gazety Polskiej” Jarosław Kaczyński. „Część wyborców da się zmanipulować. Bombardowani nieprawdziwymi informacjami w końcu im ulegną, bo nie zniosą dysonansu poznawczego między rzeczywistością medialną a tą prawdziwą” – dowodził prezes PiS. To znany i dobrze opisany mechanizm psychologiczny wypierania, który można wykorzystać do manipulacji. W części działających w naszym kraju mediów – będących częścią tzw. totalnej opozycji – wszechobecny.

Dziś Platforma Obywatelska jeszcze mocniej stoi zarówno za Grodzkim, jak i Gawłowskim. Ten ostatni w wyborach 2019 roku startował z własnego komitetu, ale obecnie jest już oficjalnym kandydatem Platformy Obywatelskiej z Koszalina.

Korupcyjna przeszłość obu polityków nie jest żadnym problemem dla Donalda Tuska. „Gdyby taki Grodzki był w naszych szeregach, to zapewniam, iż błyskawicznie przestałby być marszałkiem i nie miałby najmniejszych szans na kandydowanie” – mówi we wspomnianym wywiadzie Jarosław Kaczyński. „Nikt by mu nie pozwolił uchylać się od odpowiedzialności. Ale w środowisku Tuska wszystko jest na odwrót”.

W drodze po immunitet

Niemal pewne jest to, że w nadchodzących wyborach Tomasz Grodzki znów uzyska mandat senatora. W ostatnich wyborach zdobył blisko 150 tysięcy głosów – 65 procent. Jego kontrkandydatka z PiS – szczecińska radna Małgorzata Jacyna-Witt – 78 tysięcy – 34 procent. W tym roku szczecińskie struktury Prawa i Sprawiedliwości wystawiły znacznie mniej rozpoznawalną szczecińską radną – Agnieszkę Kurzawę jako kontrkandydatkę obecnego marszałka Senatu. W szeregach partii mówi się, że oddano mandat Grodzkiemu walkowerem.

Uzyskanie mandatu przez Grodzkiego będzie oznaczało dalsze ukrywanie się tego polityka przed odpowiedzialnością karną za immunitetem. Zmienić się to może w dwóch sytuacjach. Po pierwsze, kiedy kandydaci paktu senackiego nie zdobędą większości. Wtedy głosowanie w sprawie uchylenia immunitetu Grodzkiemu jest tylko kwestią czasu.

Grodzki może także usłyszeć zarzuty i stanąć przed sądem wtedy, gdy immunitet dla parlamentarzystów zostanie zniesiony – co zapowiada od przyszłej kadencji prezes Jarosław Kaczyński. Nowelizacja przepisów dotyczących immunitetów wymaga jednak zmiany w Konstytucji. Potrzeba na to zgody większości 2/3 posłów w Sejmie.

Gorszą sytuację ma senator Stanisław Gawłowski. Prawo i Sprawiedliwość jako kontrkandydata Gawłowskiego wystawiło polityka bardziej rozpoznawalnego niż cztery lata temu – Andrzeja Jakubowskiego. To samorządowiec, były wiceprezydent Koszalina i wicemarszałek województwa zachodniopomorskiego.

Ale o mandat senacki z okręgu koszalińskiego ubiega się jeszcze kilka innych osób, które mogą odbierać głosy Gawłowskiemu. To między innymi Marek Łagocki, były dziennikarz, który prowadzi bardzo intensywną kampanię wyborczą. Przez chwilę było o nim głośno w mediach ogólnopolskich, kiedy nieznani sprawcy przecięli mu przewody hamulcowe w samochodzie już w czasie kampanii wyborczej.

Gawłowskiemu wyzwanie rzucił także Jan Kuriata, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Koszalinie. To były polityk PO, który z partii został wyrzucony. Założył własny komitet wyborczy i jak mówił w Radiu Koszalin: „Źle by się stało, żeby Gawłowski został senatorem”. Kuriata to osoba rozpoznawalna w Koszalinie. W 2007 roku uzyskał mandat posła, startując z list PO.

Dlatego Gawłowski wkłada bardzo dużo wysiłku, żeby otrzymać mandat. Prowadzi bardzo intensywną kampanię wyborcza i nie szczędzi na nią środków. Angażuje wiele osób, takich jak choćby Piotr R., któremu w sierpniu koszalińska prokuratura postawiła pięć zarzutów.

Piotr R. to biznesmen, właściciel jednego z największych komisów samochodowych w Koszalinie. Według prokuratury, brał od ludzi samochody na sprzedaż, ale kilku osobom nie oddał pieniędzy. Cztery lata temu Piotr R. był pełnomocnikiem wyborczym Gawłowskiego w wyborach do Senatu, dziś czynne wspiera jego kampanię. A to, że ma zarzuty, zdaje się Gawłowskiemu w ogóle nie przeszkadzać. Koszaliński senator ma ich przecież więcej.

 



Źródło: Gazeta Polska

#wybory 2023

Tomasz Duklanowski