Wokół upamiętnienia zbrodni wołyńskiej krąży zbyt wiele negatywnych emocji, nakręcanych przez lata ukraińską bezczynnością. Radykalna prawica ma oczywiście rację, krytykując postawę ukraińskich władz i domagając się godnego upamiętnienia ofiar ludobójstwa. Robi to jednak - nad czym ubolewam - z pobudek politycznych, cynicznie. Bo ogromna część elektoratu antyukraińskiego - albo w najlepszym razie nie stojąca po żadnej ze stron toczącej się wojny - od lat jest usytuowana na prawo od PiS. I próbuje smagać historią oponenta, by zebrać trochę punktów w wyborach.
Premier Mateusz Morawiecki zaskoczył opinię publiczną 7 lipca, gdy wybrał się do dawnej wsi Ostrówki, by wbić symboliczny krzyż i złożyć kwiaty. W nieistniejącej już miejscowości, UPA wymordowała 80 lat temu co najmniej kilkuset Polaków, niektórzy historycy szacują straty na przeszło 1000 ludzkich istnień. - Oddałem hołd pamięci ofiarom Rzezi Wołyńskiej w nieistniejącej wsi Ostrówki, której mieszkańcy wymordowani zostali przez oddziały UPA - napisał szef rządu. I zaczęło się. Ta deklaracja oraz zamieszczone zdjęcia KPRM w sieci stały się pożywką dla wielu osób, związanych z Konfederacją, do uderzenia na całość. Krzyż? "Za mały", "drewniany", "wstyd", "upokorzenie państwa polskiego", "na tyle was stać" - przebijało się, obok klasycznego "po co on tam pojechał?", "Ukropolin", "mógł ubrać garnitur, a nie stylówkę na Żeleńskiego" (pisownia oryg. - przyp. red.).
Intelektualna nieuczciwość
Prym wiódł prorosyjski troll, szczycący się znajomością z rosyjskim ambasadorem Siergiejem Andriejewem - Piotr Panasiuk. W jego twórczości Ukraina nazywana jest wylęgarnią faszyzmu. Internauta nie kryje satysfakcji, gdy tylko wrzuca do sieci filmy i zdjęcia bombardowanych miejsc na mapie "operacji specjalnej" - co ciekawe, dokładnie tym frazesem, skopiowanym żywcem z kremlowskiej sieczki dla ubogich, posługuje się Panasiuk. Podczas innego punktu wizyty na Ukrainie, Morawiecki mówił wprost o "ludobójstwie na Wołyniu". Cytat nie wystarczył. Śpiewka części środowisk patriotycznych, ukrytych pod nickami, które tak naprawdę - nie piszę o wszystkich, ale o części - mają gdzieś historię, o znajomości podstawowych dat z dziejów Polski nie wspominając, była taka sama. Krzyż na fotografiach z premierem był tym razem większy, ale nadal wyjazd premiera stanowił dowód na "ukrainizację" Polski, „rozbrojenie” i nie otrzymanie niczego w zamian. Gdy jeszcze rząd w komunikatach dodał, że trwają prace poszukiwawcze w miejscowości Puźniki w powiecie Buczackim, rozgorzała połajanka - że to nie Wołyń, a Podole, więc ośmieszajmy się jako państwo. Łukasz Warzecha rzekł wprost, że czuje do polskich oficjeli „pogardę”. Zaraz, zaraz - odkąd sięgam pamięcią, Ukraina nie tylko nie przyznawała się do ludobójstwa, ale nie zdobywała się nawet na takie gesty, jak zgoda na prace w miejscach kaźni. To nie ma znaczenia? Niedawne podziękowania dla Polski ze strony Rusłana Stefanczuka i słowa o "zrozumieniu polskiego bólu" w kontekście rzezi wołyńskiej - nawet, jeśli nie jest to przyznanie się do zbrodni ludobójstwa, to też nic? Nie twierdzę, że ukraińskie władze robią wszystko, aby zamknąć temat ciemnych plam historycznych. Ba, robią nadal stanowczo za mało, choć są postępy, mające niewątpliwy związek z polską pomocą w czasie wojny. Tyle tylko, że strażnicy pamięci Wołynia - wielu z nich doceniam i podziwiam za konsekwencję - w ogóle nie dostrzegają niuansów. Ba, można odnieść wrażenie, wsłuchując się w niektóre głosy, że oto Wołodymyr Zełenski i jego administracja to w zasadzie potomkowie morderców z UPA i gloryfikatorzy ludobójstwa, którzy po wojnie zgotują Polakom piekło z widłami i siekierami. Tak nie można!
Trzeba i tak pomagać Ukrainie, bo leży to w naszym interesie
Niestety, do tego radykalnego grona dołączył ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który ma niewątpliwe zasługi dla rodzin ofiar pomordowanych na Wołyniu. Słusznie wskazuje na niesprawiedliwość dziejową i skandal, jakim jest fakt pewnej estymy za naszą wschodnią granicą do antysowieckich oddziałów partyzanckich na Ukrainie. To właśnie stąd bierze się do powszechny szacunek do UPA - Ukraińcy nie mają zbyt wielu bohaterów swej państwowości, więc szczycą się walką z sowieckim okupantem. I tu stoi wielkie zadanie przed politykami z Polski i Ukrainy, a także dyplomatów, by ten stan rzeczy zmienić. Ukraińskie państwo powinno przyznać się do zbrodni sprzed 80 lat i raz na zawsze zamknąć ten temat. Umożliwić dokonanie ekshumacji, uczestniczyć w nich razem z polskimi ekspertami, upamiętnić polskie i ukraińskie ofiary pomnikami i miejscami pamięci. Dopóki tak się nie stanie, rana wołyńska się nie zagoi. Ks. Isakowicz-Zaleski wybrał jednak happening przed archikatedrą św. Jana Chrzciciela - odpowie, że to z poczucia bezradności, ale jednak wiadomo było, że na drugi plan zeszło to, co miał do powiedzenia 7 lipca przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki, a uwaga skupiła się na proteście. A mój największy zarzut do niektórych komentatorów, smagających polskie władze - często słusznie - za politykę historyczną względem Ukrainy, jest taki: dlaczego pozwalacie na wyzwiska, przekleństwa i wyładowanie emocjonalne w komentarzach pod waszymi opiniami? Czy ich nie dostrzegacie? Macie odwagę ostro recenzować polskich i ukraińskich oficjeli, ale już zwrócić uwagę na debilne wstawki swoich czytelników o "ukrainizacji Polski", "UkrainoPolin", "żydostwa wspomagającego faszystów", "je...nym Morawieckim i Dudzie" - już nie? Boicie się, że się od was odwrócą? Że stracicie czytelników? Czy podoba wam się ta retoryka? Nie widziałem ani jednego wpisu ks. Isakowicza-Zaleskiego, niezwykle aktywnego w sieci, który zwróciłby uwagę na ten problem swoim odbiorcom. Zresztą, innym znanym uczestnikom debaty też nie przyszło to do głowy. Wulgarność leje się tam strumieniami, wszak chodzi o kilkadziesiąt tysięcy pomordowanych na Wołyniu. Nie mogę też wyzbyć się takiego oto wrażenia, że nawet, jeśli Ukraina przyzna się do kiedyś zbrodni i nastąpi w pełni przełom w stosunkach z nią, to i tak będzie to za mało, zbyt późno, a już na pewno nieszczerze. A hipotetyczne wcielenie w życie stwierdzeń, że tyle jej pomogliśmy, ekshumacji wciąż nie ma, więc nie wysyłajmy już sprzętu - to proszenie się o międzynarodowe ośmieszenie i kłopoty. Niepisana transakcja między Warszawą a Kijowem jest bardzo prosta, drodzy realiści - pompujemy miliardy w Ukrainę w postaci sprzętu i pomocy uchodźcom, żebyśmy nie stracili dużo więcej, gdy Rosjanie będą tuż za naszymi granicami. W tyk tkwi nasz interes. Rachunek ekonomiczny jest banalnie prosty. I nawet, jeśli władze Ukrainy nadal robią za mało, a momentami - jak Andrij Melnyk - są żenujący, niewrażliwi i niedoedukowani w opisie Wołynia, to nadal naszym obowiązkiem jest niesienie militarnej pomocy. Tak naprawdę, część środowisk ultraprawicowych i tak nie przyjęłaby żadnych przeprosin ze strony Ukraińców, a wsparcie militarne naszego sąsiada porzuciłaby niezależnie od tego, czy ekshumacje polskich ofiar na Kresach nastąpią, czy nie. Taka jest brutalna prawda. Co nie znaczy, że nie należy domagać się wyraźnej zmiany w Kijowie, szczególnie, gdy zakończy się wojna. Skądinąd wiem, że ten temat bardzo często przewija się w rozmowach najważniejszych oficjeli z obu stron. Prawda historyczna zaś nie powinna być uzależniona od słupków poparcia dla męża stanu, jakim niewątpliwie jest Wołodymyr Zełenski i reakcji elektoratu prezydenta.
Oto prawdziwy strażnik pamięci o Wołyniu
Wołyń domaga się pamięci, a nie hucpy, agresji i politycznej młócki. W tej sprawie wszyscy robią wciąż zbyt mało, by zadośćuczynić rodzinom pomordowanych w kontekście pamięci. Jednak wyśmiewanie się z premiera, który wbija krzyż w ukraińskiej wiosce i przez cały dzień mówi o ludobójstwie, nie jest chyba ani dowodem na dobre intencje, ani intelektualnie uczciwe. Paradoksem jest, że najwięcej do powiedzenia na temat polsko-ukraińskiej polityki historycznej ma europoseł Leszek Miller, który jako premier i lider jednej z najsilniejszych formacji w dziejach III RP dla upamiętnienia pomordowanych Polaków zrobił dosłownie zero. Taki to sojusznik Kresowian - wprost „wyjęty” z rosyjskiego Sputnika, któremu chętnie udzielał wywiadów przed inwazją. Dlaczego nikogo to nie zastanawia?