Rzecznik MSZ odmówił udzielenia informacji Radiu ZET, tłumacząc, że „nie jest panienką na telefon”. Trudno nie wiązać tej kompromitującej wypowiedzi z wystąpieniem sprzed kilku dni Radosława Sikorskiego. Jako szef MSZ odpowiada on za wytworzenie atmosfery, w której podobne wyskoki są tolerowane.
Dzieje się to w czasie głębokiego kryzysu u jednego z naszych trzech największych sąsiadów. Ośmielę się nawet powiedzieć, że najważniejszego – bo tylko Ukraina może zostać przesunięta geopolitycznie ze wschodu na zachód i zmienić układ sił, w którym funkcjonujemy. Działania na tym polu nie są jednak priorytetem ministra, który woli antagonizować wewnętrzną scenę polityczną w Polsce przy pomocy twittera, co jest sprzeczne z podstawową konstytucyjną funkcją MSZ – a więc wyrażania jednolitej opinii państwa polskiego na zewnątrz. Okazuje się jednak, że minister spraw zagranicznych jedzie do Kijowa.
To bardzo dobra wiadomość. Polski minister powinien pojechać na Ukrainę, tyle, że nie może nazywać się Sikorski. Wiarygodność Sikorskiego w oczach Ukraińców jest zerowa. Do odzyskania wiarygodności polskiego rządu służy w tym wypadku instytucja dymisji.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Przemysław Żurawski vel Grajewski