12 czerwca, a więc w dniu premiery „Resetu” Michała Rachonia i Sławomira Cenckiewicza minęło akurat 11 lat od pewnego zapomnianego chyba aspektu tego samego zjawiska, o którym opowiada ten znakomity telewizyjny serial. W 2012 roku w Warszawie tego dnia rozgrywany był mecz Polska-Rosja, uważany za jeden z najniebezpieczniejszych momentów całego Euro 2012, rozgrywanego, jak pamiętamy, równolegle w Polsce i na Ukrainie.
Co to były za czasy! Władza dbała o jak najlepsze stosunki z Rosją, dwojąc się i trojąc, klaszcząc i się płaszcząc. Mniej zachwycona część obywateli szukała wszędzie oznak narastającego podporządkowania polskiej polityki Moskwie, co zresztą nie było trudno znaleźć. I na to wszystko rosyjscy kibice, rozgrywający mecz z Polską w Warszawie, obchodzący tego samego dnia „dzień Rosji”, święto ustalone w rocznicę obrad pierwszego Zjazdu Deputowanych Ludowych Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, podczas którego ogłoszono deklarację suwerenności tego kraju. I deklarujący chęć przemarszu przez miasto.
„Dla mnie to jest fakt medialny. Na razie nie wpłynął do nas żaden wniosek o zgromadzenie publiczne” – mówiła pod koniec maja prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. Było jednak oczywiste, że jeśli wniosek będzie, będzie też marsz. „Wszyscy się go obawiają, ale mam nadzieję, że sportowa atmosfera nie przerodzi się w żadne chuligaństwo.” – deklarowała prezydent, a premier Tusk był jeszcze lepszej myśli: „Doświadczenie z wielu turniejów pokazuje, że kibice rosyjscy poza granicami Rosji zachowują się z reguły pasywnie i spokojnie.
Warto w tym kontekście przypomnieć sobie o innym pochodzie kibiców. Gdy w lutym tego samego roku odwołano Superpuchar, kibice Legii ogłosili przemarsz w proteście przeciw polityce rządu. Jednak od zadymy boleśniejszym ciosem okazała się kpina z władz: gdy trasę demonstracji obstawiło już 5 tysięcy ściągniętych na tę okazję policjantów, a okazało się, że pilnować będą oni… pięciu kibiców, reszta bowiem rozeszła się do domów na wezwanie słynnego „Starucha”..
Marsz przeszedł, doszło oczywiście do kilku incydentów, lecz wydawało się, że najbardziej wszystkich zdenerwuje wielki baner „This is Russia”, wniesiony przez kibiców wbrew przyjętym zasadom, wykluczającym taką akurat formę dopingu. Potem dopiero, na kolejnym meczu, polscy kibice ogarnęli coś od siebie, ale była to musztarda po obiedzie. Tymczasem jednak po meczu nasz internet zaroił się od spontanicznych i szczerych przeprosin, kierowanych do Rosjan. „Do naszych wspaniałych przyjaciół z Rosji, którzy odwiedzają nas podczas EURO 2012: W imieniu polskich chłopaków i dziewczyn przyjmijcie przeprosiny za idiotów, którzy atakowali was bez powodu” – pisali „wzburzeni internauci”. „Wstydzimy się za tych kilku bezmózgich idiotów, którzy są niestety Polakami” – puentowali dobitnie, zaznaczając, że kibice z Rosji są u nas zawsze mile widziani.
Cóż, autorzy tych żali zachowania, nawet jeśli niekoniecznie chwalebne dla postronnych to będące chlebem powszednim dla fanów piłki, potraktowali jako specyficznie polskie wynaturzenie i wystosowali pełen kompleksów i ojkofobii internetowy list otwarty. Zresztą, co chyba im umknęło, dla Rosjan tak naprawdę dużo bardziej obraźliwy niż jakakolwiek przemoc przed meczem – nie dość, że robiący z ich kibiców zgraję pikników, to przede wszystkim napisany po angielsku, a więc symbolicznie podkreślający fakt, że kulturowo nie jesteśmy w rosyjskiej strefie wpływów.
O tym, że Putin środowiska kibicowskie ma pod opieką jak kilka innych dziwnych grup, wtedy niespecjalnie wypadało mówić i pisać. A kto czytał wówczas „Gazetę Polską”, przypomni sobie zapewne udział naszego środowiska w całym tym zamieszaniu. Było, minęło, ale warto i te wydarzenia przypomnieć, skoro mówimy dziś tyle o tym chorym ociepleniu polsko-rosyjskich relacji w czasach minionych rządów.