Dziwny ten entuzjazm po niedzielnym marszu w Warszawie. Nie minęły nawet dwa dni, by media, reprezentujące obie strony politycznego sporu, w jednym okazały się bardzo zgodne. Marsz z 4 czerwca najbardziej zaszkodzić może tym, którzy zbyt późno podłączyli się lub zostali do niego doproszeni.
Sam przewidywałem taki rozwój wypadków choćby w weekendowym tekście dla Niezależnej. Prezydent Duda i prezes Kaczyński nakryli do stołu, przy którym Donald Tusk zjada właśnie polityczne przystawki. Czy nabierze sił, czy mu jednak ten poczęstunek zaszkodzi, zobaczymy z czasem. Liderzy Lewicy coś tam sobie na marszu przynajmniej pogadali, choć też nie ze sceny głównej, ale już Szymon Hołownia musiał się raczej nasłuchać, i to niezbyt miłych rzeczy. „Gazeta Wyborcza” pisze o upokorzeniu mniejszych partii, a i głosy płynące z innych mediów brzmią podobnie, nawet jeśli łagodniej. Wpadamy zatem w stare koleiny duopolu, wygodne dla dużych, ale dla mniejszych potencjalnie mordercze.