GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Obalić pałac Stalina

Instytut Pamięci Narodowej prowadzi w Polsce akcję finansowania na rzecz samorządów kosztów wynajęcia koparek i wywrotek w celu uprzątnięcia przestrzeni publicznej. Samorządy, tak chlubiące się swoją sprawnością działania, jakoś nie są w stanie tego zadania udźwignąć, zwłaszcza jeśli chodzi o śmieci postkomunistyczne.

W Głubczycach w województwie opolskim w zeszłym tygodniu obalony został kolejny propagandowy obiekt, który miał upamiętniać marsz na zachód Armii Czerwonej. Prezes IPN Karol Nawrocki w czasie konferencji prasowej powiedział, że takie obiekty muszą zniknąć, bo są ahistoryczne. Nie było bohaterów Armii Czerwonej i nie było wyzwolenia, jakim wciąż w Polsce nazywana jest zbrodnicza działalność rosyjskich bandytów. W Polsce stoi jeszcze blisko 30 takich obiektów jak obalony obelisk w Głubczycach. 33 lata po upadku ZSRS symbole rosyjskiej dominacji nad Polską nadal stoją i zaśmiecają przestrzeń miast i wsi w całej Polsce, a przede wszystkim zaśmiecają naszą pamięć. 

Stanowią też pretekst do politycznych operacji realizowanych przez Federację Rosyjską. I było tak od samego początku tzw. transformacji komunizmu w postkomunizm na całym obszarze byłego imperium zła. Dla Rosji każda próba likwidacji bądź usunięcia takich imperialnych śmieci stawała się przyczynkiem do agresywnych działań, a w wypadku Estonii – wręcz powodem pierwszej cyberwojny już za czasów rządów Władimira Putina. Wówczas przeniesienie sowieckiego monumentu wywołało nie tylko indukowane przez razwiedkę rozruchy, lecz także innego rodzaju hybrydowe ataki na to państwo. 

W Polsce podobne miejsca były przedmiotem prowokacji, takich jak przejazd motocyklowego tzw. gangu nocnych wilków, który za cel swojego motocyklowego marszu śladem „Miszy towarzysza, co w okopach padł” uznali kolejne czerwone gwiazdy straszące przechodniów w Pieniężnie, na warszawskiej Ochocie czy ostatecznie w samym Berlinie.

Do dzisiaj każda akcja rozbijania, rozmontowywania czy wysadzania w powietrze tych pinezek sowieckiego imperializmu budzi reakcje aparatu bezpieczeństwa Rosji. Nie inaczej było po likwidacji obiektu w Głubczycach. 

Należy pamiętać, że te rytualne zawodzenia z Kremla nie są reakcjami emocjonalnymi. Nie mają nic wspólnego z pamięcią historyczną czy upamiętnieniem zmarłych. Państwo, które swoich zabitych żołnierzy traktuje gorzej niż śmieci pozostawione przy drodze na przedmieściach Władywostoku, oczywiście nie interesuje się pamięcią po żadnym z milionów zabitych w czasie II wojny światowej dumnych posiadaczy zdobycznych zegarków. Rosyjskie obiekty propagandowe, zwane pomnikami wdzięczności, są fundamentem koncepcji „russkiego mira”. Zgodnie z nią rosyjska strefa wpływów rozciąga się na wszystkie miejsca, które w swojej historii najechała barbarzyńska horda sowieckich złodziei i gwałcicieli. 

Mówił o tym 1 września 2009 roku obecnie poszukiwany listem gończym zbrodniarz wojenny Władimir Putin. Echa jego wypowiedzi do dziś słychać również w słowach polskich polityków, takich jak Donald Tusk, który już po ostatniej fazie ataku na Ukrainę mówił o Sowietach jako o „w pewnym sensie wyzwolicielach”, a na Westerplatte zbrodnie rosyjskich komunistów i ich polskich konfidentów nazywał „gorzkim doświadczeniem”, niczym napicie się herbaty bez cukru podczas postoju na stacji benzynowej. 

Ta wizja „russkiego mira” rozciągającego się na każde miasto i każdą wieś, w której kacapskie hordy gwałciły i mordowały niewinne ofiary, jest do dziś podstawą organizacji kolejnych zbrodni przez spadkobierców zbrodniarzy sprzed lat. I właśnie dlatego wszelkie sowieckie obiekty powinny zniknąć z polskiej przestrzeni publicznej. Zarówno te, które dominują dzisiaj nad cmentarzami w polskich miastach (na co prawo wciąż niestety nie pozwala), jak i ten, który dumnie stoi w centrum Warszawy, górując nad nowoczesnymi wieżowcami niczym wyrzut sumienia państwa zgwałconego przez Sowietów przed laty i niemogącego do dzisiaj odrzucić traumy, którą ten gwałt przyniósł.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń