Polacy, obywatele Ukrainy, nie zadają sobie pytania o to, czy tocząca się w ich kraju wojna ich dotyczy. Wiedzą, że tak. Nie mają także wątpliwości, że w rosyjskich planach jest ona tylko etapem do inwazji na kraj ich przodków – Polskę.
Z ich perspektywy jest to zupełnie oczywiste. Są dumni podwójnie. Po pierwsze, z postawy ukraińskiego państwa, które nie ulękło się bestialstwa Moskwy i w walce okazuje się stroną wielce skuteczną, a po drugie – przepełnia ich duma z powodu postawy rodaków z Polski. W Sejmie otwarto wystawę ukazującą bohaterów Ukrainy i Polski, którzy polegli w walce z moskiewskim najeźdźcą od pierwszych dni wojny, czyli od 2014 roku. „Byłem Polakiem – obywatelem Ukrainy”. Jedną z takich osób jest Andrzej Hawryluk z Kijowa, którego dziadkowie byli Polakami. Do wojska zgłosił się w sierpniu 2014 roku. Za kolegę, który miał dwoje dzieci, wziął udział w obronie lotniska w Doniecku. W styczniu następnego roku właśnie tam został ranny i trafił do niewoli tzw. separatystów. Był torturowany, potem znany z okrucieństwa przywódca rosyjskich najeźdźców, tzw. Giwi, zastrzelił go, a bestialskie morderstwo na dzielnym Polaku zostało nagrane i trafiło do sieci. Upamiętniona została także sanitariuszka Julia Pasternak z Czerkas. Chwilę przed wybuchem pełnoskalowej wojny odebrała swoją Kartę Polaka, działała w miejscowej polskiej organizacji. Na front ruszyła niemal natychmiast – jako ochotnik. Walczyła w obwodzie charkowskim. Została zastrzelona przez rosyjskiego snajpera, gdy w pełnym oznaczeniu medycznym czołgała się po ciężko rannego ukraińskiego żołnierza, by wyciągnąć go z linii ognia. Służby medyczne na wojnie chroni prawo międzynarodowe, atakowanie ich jest zbrodnią, ale dla przedstawicieli państwa, które z ludobójstwa i gwałtu uczyniło swój znak rozpoznawczy, nie ma to żadnego znaczenia. Dzielna Polka, obywatelka Ukrainy, nie figuruje na liście poległych. Jej ciało napastnicy wywieźli, wrzucili do jeszcze nieodnalezionego dołu śmierci, a być może spalili w jednym z mobilnych krematoriów, które ciągną za sobą po ukraińskiej ziemi. Na jednym ze zdjęć, które Rosjanie wrzucają do internetu, by rozgrzać chore emocje swego społeczeństwa, matka Julii rozpoznała szczątki córki. Po pierścionku zaręczynowym – prostym, zrobionym z drutu, który jej ukochana córka dostała od swojego niedoszłego męża – lekarza wojskowego. On też zginął, ratując ludzkie życie. Losy Polaków z Ukrainy ukazane na wystawie chwytają za serce, wzruszają dogłębnie i wtapiają się w pamięć. Ich odwagi nie da się zapomnieć. Ale z tych historii płynie do nas bardzo mocne, wręcz dramatyczne przesłanie – nie możemy zaprzestać pomocy, nie możemy odwrócić się plecami. Także ze względu na naszych Rodaków za wschodnią granicą. Oni przez całe dziesięciolecia byli strażnikami śladów polskości na tych ziemiach, czuwali nad mogiłami naszych przodków i bohaterów, dziś stają z bronią w ręku przeciw kolejnej próbie zatarcia polskiej historii terenów dawnych Kresów. I potrzebują naszej pomocy.