Pokorny do bólu, wierny Bogu aż do męczeńskiej śmierci. W tym oraz w fakcie, że do jego konfesjonału zjeżdżali do Sandomierza ludzie z najdalszych zakątków Polski, błogosławiony ksiądz Antoni Rewera przypominał wielkiego świętego ojca Pio. Niedawno minęła 71. rocznica jego śmierci.
„Powołanie to dziwna rzecz” - pisze ksiądz pallotyn Jan Pałyga w swojej książce pod tytułem „Golgota” –
„Czasem jest to powołanie gwałtowne, błyskawiczne. Tak powołał Pan św. Pawła, gdy jeździł do Damaszku więzić chrześcijan. Niekiedy Chrystus wzywa przez kogoś. Andrzej sprowadził do Pana brata Szymona. Kiedy indziej powołanie rodzi się w przeraźliwej ciszy, która aż męczy człowieka. Innym razem powołanie rodzi się w jakiejś dysharmonii w pięknej melodii świata. Czasem jest ono rezultatem analizy, ważenia wszystkiego za i przeciw. W końcu człowiek nie raz wybiera w wielkiej rozterce. I ten wybór jest niczym innym jak wezwaniem Pójdź za Mną”.
Drogą Trzech Króli
I takie wezwanie otrzymał ks. Antoni Rewera, chociaż nigdy nikomu nie wyjawił okoliczności, w jakich to nastąpiło.
Urodził się 6 stycznia 1869 r., w święto Trzech Króli, i tego dnia odbył się jego chrzest. Nie wiemy, czy powodem był zły stan zdrowia noworodka, czy też jego rodzice, ubodzy, niepiśmienni chłopi dopatrywali się jednak symbolu w tej dacie. Przecież mędrcy ze Wschodu włożyli wiele starań i wysiłku, by odnaleźć najwyższą prawdę nowonarodzonego Boga.
Do egzaminów do gimnazjum przygotowywał go nieźle wykształcony sąsiad. Rodzice bowiem pragnęli wykształcenia dla swoich dzieci. W gimnazjum, do którego zdał doskonale, wyróżniał się skłonnością do samotności i modlitwy. Koledzy i nauczyciele przyglądając mu się, mówili: ten to na pewno będzie księdzem. Nikt się nie zdziwił, gdy po zdanym egzaminie wstąpił do sandomierskiego seminarium. Ks. rektor Józef Kijanka wydał mu znakomitą opinię, której ukoronowaniem było zdanie: „Z obyczajów najlepiej się prowadził”.
Jego zdolności musiały być wielkie, skoro jako jedynego z tego rocznika skierowano go do Akademii Duchownej w Petersburgu. Ukończył ją w 1893 r. Był to też rok jego święceń kapłańskich.
Uczeń świętego Franciszka z Asyżu
Biedaczyna fascynował go tak bardzo, że na swoim obrazku prymicyjnym kazał napisać: „Obrałem bycie najmniejszym w domu Boga”. Zgłębiał duchowość franciszkańską. To z jego inspiracji kanonicznie erygowano trzeci Zakon Franciszkański, którego został i uczestnikiem i dyrektorem.
Nie tylko zachwycał się świętym Franciszkiem, lecz także był jego wiernym naśladowcą. Sam poznał smak biedy, dlatego zawsze byli mu bliscy ubodzy, bezradni i zagubieni. Podpisywał za nich weksle. Gdy próbowano go ostrzec przed zdarzającymi się oszustami odpowiadał: „to sprawa ich sumień” i dalej robił swoje. Często na próg chat najbiedniejszych podrzucał wiktuały. Z biegiem czasu założył zgromadzenie Córek św. Franciszka Serafickiego. On też ułożył dla nich pierwsze konstytucje.
Był niezwykle pracowity. W seminarium pełnił obowiązki profesora i to kilku przedmiotów. Ojciec duchowny, spowiednik kleryków, do jego skromnego mieszkania w parafii św. Józefa, w której posługiwał, do późnej nocy zaglądali przyszli kapłani, prosząc o radę, a on nie odmawiał nikomu.
Księdzu nie wolno kłamać
16 marca 1942 roku ksiądz Antonii modlił się na klęczniku. Ubrany w komżę i stułę był gotowy do odprowadzenia na cmentarz swojego parafianina. Wtedy na plebanię do zakrystii wpadli Niemcy. Zabrali go do więzienia w Sandomierzu. Natychmiast zaczęły się przesłuchania. Na plebanii znaleziono tajne ulotki. Na pytanie, czy je czytał, powiedział: „tak, czytałem”. Niemcy pytali oczywiście, kto dał mu te ulotki. Ksiądz Antoni, według relacji współwięźniów złożonych księdzu biskupowi Janowi Lorekowi ordynariuszowi diecezji sandomierskiej, odpowiedział: „Mam 73 lata i niewiele mi się na tym świecie należy. Możecie robić ze mną, co się wam podoba. Moi parafianie mają do mnie zaufanie, ja ich wydać nie mogę”.
Współwięźniowie dziwili się, dlaczego nie zataił prawdy, by ratować życie. „Przecież nie mogłem kłamać. Nie można być wszczepionym w Chrystusa, służyć odwiecznej Prawdzie i kłamać. Ksiądz musi być jednoznaczny. Prawda jest pokarmem, którym żywi się kapłański duch. Bez niej więdnie i usycha. Tylko wtedy ksiądz jest wiarygodny, gdy żyje prawdą i świadczy o Prawdzie” - wykazywał.
27 marca został wywieziony do obozu w Oświęcimiu, a w trzy miesiące później do obozu w Dachau. Spokojny i ofiarny dzielił się z innymi głodowymi racjami chleba. Spowiadał, organizował konferencje dla wiernych. Nie mogąc dać więźniom Chrystusa w Eucharystii, uczył ich przyjmować Go duchowo. Był wiernym kapłanem do końca swoich dni. A ten nastąpił szybko. Otworzyła mu się rana w nodze. Zachorował na tyfus. W lipcu 1942 r. utrafił na rewir, skąd do życia się nie wracało. Zmarł 1 października 1942 r.
„Co pozostało po księdzu Rewerze?” - zastanawia się ks. Pałyga –„Garść ziemi z Dachau, w którym może być jakiś atom z ciała księdza Antoniego. [...] Pozostała po nim jeszcze pamięć o człowieku, który nie tyko cenił prawdę, ale i nią żył jako człowiek i kapłan. Był gorliwy do granic możliwości, miłosierny i przebaczający. Tym promieniował na swoje otoczenie. Pozostała też po nim opinia świętości”.
Ksiądz Antoni Rewera włączony w grupę męczenników - towarzyszy bp. Kozała - został jako błogosławiony wyniesiony na ołtarze przez Ojca Świętego Jana Pawła II.
Jego relikwie są nie tylko w Sandomierzu, ale i w kościele Miłosierdzia Bożego przy sanktuarium Marki Bożej Bolesnej Pani Ziemi Świętokrzyskiej w Kałkowie Godowie. Modlą się przy nich zakonnice ze Zgromadzenia Córek św. Franciszka Serafickiego, które w Sanktuarium posługują.
Źródło: niezalezna.pl
Kaja Bogomilska