Pod wnioskiem o referendum podpisało się 200 tysięcy zatroskanych obywateli, a nie 200 tysięcy członków jakiejś partii politycznej - mówi niezalezna.pl Jan Śpiewak. Śpiewak jest jednym z inicjatorów akcji społecznej proreferendalnej "Warszawo, zakochaj się w referendum" organizowanej w ramach inicjatywy obywatelskiej kilkunastu warszawiaków zaangażowanych w sprawy miejskie pod hasłem "Miasto jest Nasze".
Skąd pomysł na taką akcję?
Z braku głosu obywatelskiego w dyskusji o referendum. Chcieliśmy przypomnieć, że to 200 tysięcy zatroskanych obywateli podpisało się pod wnioskiem o referendum a nie 200 członków jakiejś partii politycznej.
Nie obawiacie się, że taka inicjatywa też otrzyma partyjną łatkę?
W całej dyskusji pominięto kwestię problemów przed którymi staje Warszawa i to powinno być sednem kampanii przedreferendalnej.
Czy referenda jako instytucja są w stanie aktywować obywateli do udziału w polityce? Jak bardzo?
Myślę, że bardzo. Ludzie zaczynają rozumieć, że od ich głosu zależy jakość polityki. Widać to po zachowaniu pani prezydent. Nagle okazało się, że bardzo dużo rzeczy można, że polityka "nie da się" jest tylko wymówką władzy. Widzimy też ile inicjatyw obywatelskich wyrosło w ciągu ostatnich kilku miesięcy - ruch wokół Parku Krasińskich, ruch wokół Osiedla Jazdów. Wszyscy zaczęli się spierać o miasto. To bardzo dobrze!
Strona akcji na Facebooku: www.facebook.com/miastojestnasze
Z kolei celebryci tacy jak Andrzej Wajda, Daniel Olbrychski czy Lech Wałęsa „będąc zmuszeni do określenia się” ogłosili, że „obecna sytuacja w żaden sposób nie uzasadnia sięgania po tak poważny oręż jak referendum.
Ludzie znani, którzy dla wielu ludzi są autorytetami wzywając do bojkotu demokratycznej procedury jaką jest referendum - igrają z ogniem. To może się skończyć frekwencją w następnych wyborach poniżej 40% i całkowitą delegitymizacją systemu. Nie można raz nawoływać do wzięcia udziału w głosowaniu, by po chwili mówić coś dokładnie odwrotnego. To zniechęca ludzi i buduje w nich przekonanie, że od ich głosu nic nie zależy.
Platforma Obywatelska mówi „Wybierzmy za rok”, telewizyjni celebryci że „referendum nie ma sensu”, a Donald Tusk zapowiada że nawet jak odwołają Hannę Gronkiewicz-Waltz to i tak ją mianuje komisarzem stolicy. Jaki jest sens referendum wobec tego?
Przede wszystkim chcę im wszystkim odpowiedzieć: Referendum ma sens! Branie udziału w wyborach zawsze ma sens. Wysoka frekwencja w referendum pokaże władzy, że nie ma zgody na tak instrumentalne traktowanie demokratycznych mechanizmów. Osobiście nie wierzę, żeby Hanna Gronkiewicz-Waltz została mianowana komisarzem. PO w Elblągu po referendum wystawiło tych samych radnych w wyborach i wszyscy wiemy jak to się dla tej partii skończyło.
Jak Pan ocenia projekt prezydencki ws. samorządów? Dla jednych to zamach na obywatelskość, z kolei prezydent Bronisław Komorowski mówi o wzmocnieniu władzy lokalnej.
Jestem bardzo krytyczny wobec tego pomysłu. Obecnie problemem jest zbyt duża władza prezydentów i burmistrzów miast a nie zbyt mała. Trzeba wzmacniać obywateli. Referendum odwoławcze to jeden z ostatnich instrumentów nacisku na te władze. Referenda na poziomie ogólnokrajowym są fikcją i prezydent proponuje nam dokładnie to samo na poziomie samorządowym. To jest kierunek, który niebezpiecznie nas zbliża do modelu wschodnich "demokracji".
Obejrzyj spot akcji:
Źródło: niezalezna.pl
Samuel Pereira