Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

​Chciejstwo kontra rzeczywistość

Słowa premiera Tuska, wypowiedziane na XXIII Forum Ekonomicznym w Krynicy, jakoby w Polsce skończył się już kryzys, przejdą z pewnością do annałów politycznego chciejstwa. Ten wymyślony przez Melchiora Wańkowicza termin, dosadnie określający myślenie

Słowa premiera Tuska, wypowiedziane na XXIII Forum Ekonomicznym w Krynicy, jakoby w Polsce skończył się już kryzys, przejdą z pewnością do annałów politycznego chciejstwa. Ten wymyślony przez Melchiora Wańkowicza termin, dosadnie określający myślenie życzeniowe, jak znalazł pasuje do sytuacji.

Warto podkreślić, że szef rządu sam zaprzeczył swojemu hurraoptymizmowi z Krynicy, w momencie gdy ogłosił projekt związany z otwartymi funduszami emerytalnymi. To sprzeczność, której ukryć nie sposób. Premier, usiłując przekonać opinię publiczną, że kryzys w Polsce nie zagrzał długo miejsca, równocześnie potwierdził fatalny stan budżetu państwa, skoro przyszedł czas na tak radykalne ruchy. Nie sądzę, by ten gabinet zdecydował się pójść na otwartą wojnę ze znaczną częścią ekonomistów, mainstreamowych mediów, swoich wyborców, a także zagranicznym kapitałem stojącym za OFE, gdyby nie budżetowy nóż na gardle. Dodatkowego smaczku sprawie dodaje fakt, że w kwestii warunków funkcjonowania systemu emerytalnego swoimi decyzjami premier Tusk potwierdził analizy i opinie ludzi zupełnie niezwiązanych z jego własnym zapleczem politycznym czy naukowym – od prof. Leokadii Oręziak poczynając. A przecież to ekipa Platformy Obywatelskiej była ponoć nieomylna, jeśli idzie o recepty dla Polski.

Koniec postpolityczności?

W tej sytuacji jeszcze bardziej groteskowo brzmią zwyczajowe próby zdyskredytowania przez szefa rządu opozycyjnych koncepcji dalszego postępowania w trudnej dla kraju sytuacji. To już sztampa: „Jarosław Kaczyński wieszczy katastrofę, a nam trzeba optymizmu”. Na tym nie koniec: jak bardzo Tuskowi brak merytorycznych kontrargumentów, pokazują zaczepki z ogranym odwołaniem do faszyzmu w tle: „Ja nie przytulam tych ogolonych na łyso młodzieńców, dla których swastyka jest fajnym symbolem”. Pozwolę sobie na sarkazm: gdy Kaczyński mówi o polskich bolączkach i pomysłach na ich rozwiązanie, Tusk jak przedszkolak wkłada palec do buzi i skarży się całemu światu, obmawiając lidera opozycji: „Proszę państwa, bo Kaczyński to faszysta”. Czy premier nie traktuje serio siebie czy Polaków? Wygląda na to, że jedno i drugie.

Z całej sytuacji płynie jeden wniosek. Za jakiś czas może się okazać, że decydenci rządzącej partii będą jednak musieli uznać za swoje cudze recepty i argumenty. A sądzę, że jest więcej niż prawdopodobne, iż sięgną wtedy po dorobek debat i analiz, które przez ostatnie lata rodziły się wokół środowisk związanych mocniej lub słabiej z Prawem i Sprawiedliwością, tak znienawidzonym przez Platformę. To wszystko z bardzo prostej przyczyny. Otóż rządzące ugrupowanie jest sparaliżowane własną propagandą sukcesu i prawie nieustannym potakiwaniem ze strony mediów. Oglądamy dziś na własne oczy kompletne fiasko postpolityczności jako projektu (efektywnego) rządzenia. Znamienne, że nawet portal Wyborcza.biz uznał wypowiedzi premiera w Krynicy za „enigmatyczne”, a zapowiedzi „nowego planu dla Polski” skwitowano krótko: „i tu nie było żadnych szczegółów”.

Realizm opozycji

Przypomnijmy, że z kolei wśród pomysłów przedstawianych dziś przez szefa największej opozycyjnej partii jest m.in. stworzenie rejestru giełdowych transakcji finansowych oraz ich niskie opodatkowanie, a także uszczelnienie systemu podatkowego. Dziś mamy bowiem do czynienia z nagminną sytuacją, gdy większość obciążeń finansowych na rzecz skarbu państwa ponoszą zwykli obywatele, skrupulatnie rozliczani przez fiskusa z każdego grosza, podczas gdy duże, zwykle transnarodowe podmioty skutecznie unikają opodatkowania, wyprowadzając gros zysków za granicę. Kapitał wycieka z Polski od lat i trudno, by nie wiedzieli o tym Tusk czy Rostowski. I pewnie prędzej czy później przyznają i w tym względzie rację PiS owi.

Jest jeszcze inna interesująca kwestia. Pokazuje ona bardzo klarownie różnice między strategią gospodarczą w wizjach Tuska i Kaczyńskiego. Otóż pan premier „zachęca Polaków do optymizmu i wydawania pieniędzy”. Trudno o bardziej ogólnikowe i merytorycznie puste stwierdzenia w sytuacji, gdy większości społeczeństwa nie stać ani na optymizm, ani na zwiększenie wydatków. Z kolei Kaczyński mówi jasno o sprawach, które kładą się cieniem nad możliwością życia w dobrostanie przez bardzo wielu Polaków. Istotne są także cele i przeszkody dla osiągnięcia prosperity: jeśli liczymy na budowę silnej klasy średniej, to trzeba ją widzieć nie w kontekście istniejących już przywilejów i możliwości bogatszej części społeczeństwa. Szansą po temu jest awans społeczny i ekonomiczny. Tutaj szef PiS u wprost wskazuje na konieczność dostrzeżenia problemu niskich płac czy coraz powszechniejszych umów cywilnoprawnych, które dla bardzo wielu młodych Polaków na dorobku oznaczają umowy śmieciowe.

Różowy woal Tuska

Należałoby przy okazji zapytać premiera Tuska, czy zdaje sobie sprawę, że zachęca w ten sposób do większych wydatków także bardzo wielu ludzi, którzy już są obłożeni kredytem na mieszkanie albo spłacają różnorakie zobowiązania finansowe podjęte w związku z trudnościami materialnymi? Siła nabywcza to nie królik wyciągany za uszy z kapelusza: żadne kuglarskie sztuczki nie zapewnią sukcesu. A powtarzane w serwisach informacyjnych zaprzyjaźnionych z rządem mediów słowa premiera nie zamienią się w pieniądze w portfelach Polaków. Bo ostatecznie, z czego świetnie musi sobie zdawać sprawę decyzyjne zaplecze PO, fakty zdzierają postpolityczny, różowy woal z rzeczywistości. I to realizm, nie pesymizm dyktuje opozycji krytykę obecnego stanu rzeczy.

W Krynicy umknęła premierowi jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. To problem kilkunastoprocentowego bezrobocia, które stopniowo pogłębiało się nawet w czasie, gdy oficjalnie byliśmy „zieloną wyspą”. I to rzeczywiście jest polska katastrofa, z którą chyba wszyscy się oswoiliśmy. Katastrofa tym większa, że w niczym jej nie umniejszyła nawet dwumilionowa emigracja zarobkowa. Wielka armia bezrobotnych stała się trwałym elementem polskiego krajobrazu. Mam nadzieję, że także ten temat powróci wreszcie do debaty publicznej, a premier Tusk, choćby wbrew samemu sobie, choćby z zaciśniętymi zębami, przyzna, że to ważny polski problem, którego ignorować nie sposób.

Autor jest publicystą „Nowego Obywatela", portali Plac Wolności i Deon.pl
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Wołodźko