Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Kolejna cegła w murze … Kremla

Nikt tak nie szkodzi sztuce jak artyści. Oczywiście można stosować zasadę o oderwaniu dzieła od twórcy - ba, bez tej zasady wielu z nas nie miałoby chyba w ogóle czego słuchać i czytać poza kilkoma słabymi, ale za to do bólu prawicowymi autorami - niemniej bywa to trudne.

Zwłaszcza, gdy ktoś był uznawany przez całe pokolenia za symbol wolności i niezależności. A przy tym, w naszych realiach, splatał to wszystko z jakimś idealizowaniem Zachodu przez duszących się w PRL-owskiej szarzyźnie. Trudno musi być śledzić bieżące występy i manifesty, gdy z artysty wychodzi zwykły pajac, przekonany o tym, że każdym swoim otworzeniem ust zbawia przynajmniej kawałek świata, pól biedy, to niestety jest przypisane do tego zawodu.

Oczywiście, gdy ktoś w latach 80. działał w podziemiu i było mu miło, że jakiś buntowniczy irlandzki gwiazdor śpiewa o Polsce „New Year’s Day” po latach mogło być mu przykro, że ten sam artysta, już znakomicie osadzony w mainstreamie, zblatowany z wielkimi tego świata wpycha się w nasz polityczny spór, znowu po stronie tych większych i lepiej ustawionych, choć oczywiście z pięknymi hasłami na ustach? Jeśli sam się po drodze ustawił, to zapewne tak. W innym wypadku niekoniecznie.

Mniejsza jednak o Bono. Ciekawszym przypadkiem jest tu jednak Roger Waters, kiedyś związany z zespołem Pink Floyd i z tamtych czasów najbardziej znany. Z Watersa wyłazi co pewien czas już nie tyle zblazowany pajac, co mentalny kacap, rezonujący wszelkie hasła moskiewskiej propagandy. Gdy kilka lat temu nasze media nosiły go na rękach, ponieważ pokazał się w koszulce z hasłem „KONSTYTUCJA”, mało kto zauważył, że na wyświetlanej przez niego na koncertach liście światowych czarnych charakterów (z obowiązkowym Kaczyńskim czy Trumpem, a nawet Kurzem i Farage’em) jeden jedyny Putin oznaczony jest znakiem zapytania. W tym jednym przypadku artysta miał jednak cień wątpliwości, czy to nie za mocno, nie za ostro.

Za mocno i za ostro reagowali natomiast nieprzygotowani na przekaz Polacy, nad czym w 2018 pochylił się „Dziennik”. Gdy Waters na telebimach podczas występu w… Meksyku apelował, by sprzeciwiać się Kaczyńskiemu w Polsce, zamiast jedynej możliwej odpowiedzi „tak jest!”, niektórzy pozwolili sobie na niestosowne pytanie, co podstarzały rockman wie w ogóle o naszej polityce. „>>Przeciwstawcie się Kaczyńskiemu<< - hasło podczas koncertu Rogera Watersa w Meksyku wywołało hejt w... Polsce” – zawstydzał nas niepodpisany, powołujący się na gazeta.pl autor.

Dziś znów reagujemy bardzo niedojrzale, niegotowi na rosyjską narrację w wykonaniu Rogera Watersa, apelującego o przerwanie wojny do żony prezydenta Zełenskiego. Przed laty Waters rozprawiał się z systemem edukacji, śpiewając o ludziach jako kolejnych cegłach w murze, dziś sam postanowił być jedną z cegieł. Ale że jako artysta ma swoje ambicje, wybrał sobie mury Kremla.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

Krzysztof Karnkowski