Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Sierpniowe wyrzeczenie

Abstynencja w sierpniu (a może i przez cały rok) ma głęboki sens. Warto ją podejmować.  

Abstynencja w sierpniu (a może i przez cały rok) ma głęboki sens. Warto ją podejmować.
 
Sierpniowe wezwanie Episkopatu do abstynencji stało się już od dawna polską tradycją. I jak wiele tradycji nie jest szczególnie gorliwie praktykowane. Wierni słuchają oczywiście listu (w tym roku bardzo mocnego i skierowanego przede wszystkim do mężczyzn), a potem puszczają go mimo uszu i biegną na plaże, w góry albo gdzieś do Chorwacji, by tam – a jakże, w sierpniu – oddawać się gorliwej konsumpcji napojów wyskokowych. A wszystko dlatego, że oni przecież nie mają problemu z alkoholem, dlaczego więc mieliby odmawiać go sobie w czasie odpoczynku, dlaczego mieliby rezygnować z czegoś, co nie jest złem, a pozwala odstresować się czy odpocząć?

Argument ten jest jednak kompletnie pozbawiony sensu. Wezwanie do sierpniowej abstynencji nie jest skierowane do tych, którzy mają z alkoholem problem. Dla nich abstynencja, i to całkowita, a nie tylko sierpniowa, jest jedynym rozwiązaniem. Alkoholik (a termin ten oznacza właśnie kogoś, kto ma problem z alkoholem) jeśli chce zacząć normalnie żyć, musi przestać pić, i to już na całe życie. Piwko, winko nigdy nie będą mu już towarzyszyć. Czasowa abstynencja to zaś wybór dla tych, którzy chcą duchowo walczyć ze skutkami alkoholizmu w Polsce, czyli dla ludzi mogących spożywać alkohol.

Po co mieliby oni rezygnować z picia? Odpowiedź jest prosta. Otóż alkoholizm (sam w sobie jest chorobą, a zatem od pewnego momentu trudno w jego przypadku mówić o grzechu) jest związany z ogromną liczbą grzechów, zranień, upadków, a także struktur grzechu. W Polsce często zaczynamy pić, bo wszyscy wokół naciskają na wspólne wypicie. „Nie pijesz, więc kapujesz”; „jak to, z nami nie wypijesz?”, wręczanie flaszek w podziękowaniu za dobrze wykonaną pracę – to wszystko jest u nas standardem, który przekształca się w strukturę alkoholiczą, strukturę, która prowadzi ludzi do grzechu, a potem do choroby. Przerwanie tego kręgu wymaga ofiary konkretnych osób, które najpierw nauczą się same rezygnować z alkoholu (który sam w sobie jest obojętny moralnie, a może być nawet pewnym dobrem, jak dobre wino do dobrego obiadu), potem pokażą, że można odmawiać jego spożywania i świetnie się bawić bez niego (w Polsce istnieje już cały ruch wodzirejów bezalkoholowych wesel), a na koniec oddadzą swoją rezygnację (bo czasem jest trudno nie napić się znakomitej nalewki babci albo pysznego włoskiego wina) Bogu, by on ten niewielki krzyż wykorzystał w walce duchowej o dusze alkoholików i o dobro ich rodzin.

A jest o co walczyć. I widać to nawet z perspektywy mikro. Już w mojej podstawówce widziałem pierwszych kolegów, którzy odpadali ze szkoły, rezygnowali z nauki, bo zaczynali (na Pradze to wcale nie było rzadkie) już w czwartej czy piątej klasie pić. A potem widziałem osuwających się w alkoholizm kolegów z pracy (wśród dziennikarzy to też częsta przypadłość), znajomych przepijających swoje firmy i rozbijających rodziny, bo przecież nie mogli odmówić kontrahentom, i zaczynali pić codziennie, aż wreszcie w pewnym momencie przestawali to kontrolować. Widziałem też księży, którzy już od rana byli na lekkim rauszu, i wszyscy udawali, że tego nie dostrzegają. O dzieciach, które cierpiały z tego powodu (mówię o świeckich, a nie o księżach). O kobietach, którym niszczyło to życie, nie będę w ogóle wspominał, bo te historie wszyscy znają.

I właśnie dla nich, dla dzieci, ale także dla wspaniałych często kobiet i mężczyzn, którzy w alkoholu topią własne problemy, warto podjąć sierpniową (a może nie tylko, znam przynajmniej jednego polityka, który wyboru takiego dokonał na całe życie) abstynencję.

 



Źródło: Gazeta Polska

Tomasz P. Terlikowski