500+ od początku swojego istnienia było solą w oku dla liberałów. Choć większość z nich sprawia wrażenie ślepo zapatrzonych w Zachód, nie przekonywało ich nawet to, że Polska przez dekady miała o wiele skromniejszą ofertę w sprawach polityki społecznej i rodzinnej niż wiele państw zachodnich.
Ideologiczny upór pasował do gospodarczej praktyki: wysokie bezrobocie, niskie pensje, coraz gorsze warunki zatrudnienia w czasach Platformy Obywatelskiej przedstawiano jako duży walor polskiej gospodarki. Wszelkie próby zmiany sytuacji – na korzyść zwykłych ludzi – były i są traktowane przez polskich liberałów jako herezja. Teraz znów uderzają w 500+. Wypowiedzi Izabeli Leszczyny, prominentnej polityk PO, dotyczące tego programu to czytelny sygnał nie tylko do własnych wyborców: Zagwarantujemy, że nad Wisłą będzie jak dawniej.
Przygotujemy nową terapię szokową, która pokaże, gdzie jest czyje miejsce w Polsce”. Wszystko to oczywiście pod kuriozalnym pretekstem zwalczania inflacji, choć jej źródłem nie jest 500+, ale globalny kryzys związany z pandemią i wojną na Ukrainie. Na to wszystko odpowiedzią muszą być inwestycje, a nie liberalne zaciskanie pasa na szyi społeczeństwa.