Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Strach i autorytaryzm PO

Jak daleko posunie się Platforma Obywatelska ogarnięta strachem, że utrata kontroli nad Polską ujawni kulisy jej wieloletnich rządów? Sygnały, jakie dochodzą z Pałacu Prezydenckiego, pokazują, że pozwoli sobie na wiele, byle nie utracić władzy.

Jak daleko posunie się Platforma Obywatelska ogarnięta strachem, że utrata kontroli nad Polską ujawni kulisy jej wieloletnich rządów? Sygnały, jakie dochodzą z Pałacu Prezydenckiego, pokazują, że pozwoli sobie na wiele, byle nie utracić władzy.

Istna humoreska: w zapleczu prezydenckim, za sprawą Henryka Wujca jest mnóstwo działaczy trzeciego sektora (NGO’s), „budowniczych społeczeństwa obywatelskiego”. A to właśnie z Pałacu Prezydenckiego wychodzi kolejna próba dokręcenia śruby społeczeństwu. Wedle projektu przygotowywanego przez urzędników prezydenta Komorowskiego, dla odwołania władz lokalnych ma być potrzebna frekwencja minimum taka, jaka była w trakcie ich wyboru.

Konieczny jest tu znany cytat z Karola Marksa: „Hegel powiada gdzieś, że wszystkie historyczne fakty i postacie się powtarzają. Zapomniał dodać: za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa”. W naszych obecnych realiach należy jednak powiedzieć: historia powtarza się jako tragifarsa.

Powtórka z historii

Walka ze związkami zawodowymi jako jednym z ostatnich już bastionów zorganizowanego oporu społecznego, podporządkowywanie prawem ustalonych procedur interesom władzy, wreszcie programowe wygaszanie aktywności społecznej, także w imię interesów rządzących – to nasza rzeczywistość. Wszystkie te praktyki znamy z przeszłości. Choćby z tych momentów historycznych, gdy polskie władze przybierały formy autorytarne. To sytuacja znana w Polsce choćby z lat 80., gdy soldateska gen. Jaruzelskiego była ostatnią już (na szczęście) zaporą, która miała ocalić w naszym kraju „demokrację ludową” i radziecką kontrolę nad wschodnioeuropejską strefą wpływów.

Dziś kostium władzy jest inny, rzecz odbywa się w dekoracjach liberalnej demokracji. Ale co do zasady mamy do czynienia z tym samym mechanizmem uruchamiania opresji, z powodu strachu przed utratą władzy. Platforma wie, że jej (coraz bardziej prawdopodobne) odsunięcie od władzy równoznaczne będzie z ujawnieniem wszelkich błędów popełnionych przez tę partię na niekorzyść kraju przez ostatnie lata. Oraz możliwe konsekwencje prawne. Stąd, gdy dziś rządzący nami mają do wyboru: dalsza władza lub prawa i dobro obywateli, wybierają to pierwsze. Z punktu widzenia społeczeństwa partia ta zamienia się w szkodnika, który w trosce o swoje krótkowzroczne interesy niszczy państwo i wciąż słabe u nas przecież formy obywatelskiej aktywności.

Wszystko w imię władzy

Strategia PO biegnie dwutorowo. Z jednej strony rządząca partia usiłuje dokonać pełnej izolacji Prawa i Sprawiedliwości w przestrzeni publicznej. Temu służą jej dwa ostatnie posunięcia. Pierwszym jest przyznanie telewizji Trwam miejsca na multipleksie. Jest to próba ugłaskania części krytycznych wobec PO środowisk prawicy, szczególnie w kontekście nadciągającego referendum w Warszawie i zapowiedzi wrześniowych strajków w całym kraju. Oczywiście nie jest powiedziane, że strategia ta przyniesie spodziewane efekty. Z punktu widzenia interesów władzy pozostaje to jednak bardzo trafnym zagraniem. Drugi możliwy sojusznik PiS u w walce z Platformą Oligarchii, związki zawodowe, jest z kolei szantażowany możliwością wprowadzenia antyzwiązkowych praw drogą parlamentarną. Całościowo to nic innego, jak próba osłabienia bardzo szerokiej i silnej koalicji (PiS, radiomaryjny ruch społeczny, związki zawodowe) przed nadchodzącą jesienią konfrontacją.

Drugi element działań PO to sukcesywne próby ograniczenia obywatelskiego protestu. Najlepszym tego przykładem jest planowane w ośrodku prezydenckim uderzenie w dotychczas obowiązujące prawa dotyczące referendum lokalnego w sprawie odwołania władz samorządowych. Tu już nikt nie udaje, że idzie o coś innego niż o władzę nad stolicą: najwyraźniej nadwiślańska oligarchia nie ma najmniejszych złudzeń, że godziny Hanny Gronkiewicz-Waltz jako prezydent stołecznego miasta są policzone. W Warszawie nie panuje już porządek – Warszaw(k)ą rządzi strach. Układ rządzący ma pełną świadomość, że porażka w stolicy, także wizerunkowa, niechybnie przyczyni się do wzmocnienia efektu domina. I tak już nadwątlona partia władzy otrzyma potężny cios. Stąd tak ostra reakcja. Oczywiście, jeśli pomysły prezydenckie na referendum lokalne zostaną wcielone w życie, będzie to miało dalekosiężne konsekwencje dotyczące całej Polski samorządowej.

Partia reżimu

O ile w kwestii sporu ze związkami zawodowymi czy wprowadzania antypracowniczych ustaw PO mogła argumentować, że kieruje się liberalną doktryną gospodarczą i walczy z kryzysem, o tyle w wypadku prób zaostrzania referendalnych reguł brak jest jakiegokolwiek uzasadnienia, dającego choćby pozór racjonalności. Tutaj rządzący mogą liczyć jedynie na ignorancję części obywateli i swój żelazny elektorat. Ale władza wybrała zdecydowanie zły moment dla swoich antyspołecznych poczynań: ogół wyborców uważnie obserwuje narastającą degrengoladę państwa i potrafi odczytać motywy działań Platformy. PO znacznie ryzykuje tym, że część jej rozczarowanych sympatyków, którzy jeszcze wierzyli w przymiotnik „obywatelska” w nazwie partii, teraz odpłynie w stronę dotychczasowych satelitów tego ugrupowania: choćby ku Ruchowi Palikota. Nawet jeśli samorząd w Warszawie ocaleje dla PO wskutek demontażu aktualnego prawa, będzie to pyrrusowe zwycięstwo: zaufanie społeczne to czynnik, który jednak trzeba brać pod uwagę. Tłuczenie termometru niewiele pomaga w zbiciu gorączki.

Jedna rzecz zasługuje tu jeszcze na mocne podkreślenie. W opinii mainstreamowych mediów PO miała być zaporą przeciw „pisofaszyzmowi”. Tymczasem w ciągu ostatnich lat autorytarne ciągoty rządzącego ugrupowania, dostosowywanie demokratycznych procedur do własnych potrzeb i traktowanie społeczeństwa jako bardzo kłopotliwego elementu politycznych rozgrywek zdecydowanie przekroczyło wszystko, na co mogły sobie pozwolić kolejne ekipy rządzące III RP. Partia „światłych Europejczyków” na naszych oczach przepoczwarza się w partię reżimu, zbudowanego ze wszystkich słabości fasadowej demokracji liberalnej, warunkowanej postkolonialnymi realiami kraju. To znakomity dowód na to, że autorytarne formy władzy przybierają w każdych warunkach nowe, odpowiednie do sytuacji dekoracje i instrumenty. Ci, którzy szukają dziś w III RP „faszyzmu”, kierują wzrok w złą stronę... I to właśnie jest nasza polska tragifarsa.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Wołodźko