- W Brukseli się za głowę łapali, nazywali mnie monomaniakiem, że ja wciąż tylko o Ukrainie i o zagrożeniu rosyjskim - przekonywał w rozmowie z tygodnikiem "Polityka" szef Europejskiej Partii Ludowej. Określany niegdyś przez rosyjskie media jako "nasz człowiek w Warszawie" Tusk w ciekawy sposób wspomina swoją politykę europejską.
"To że ja nie jestem politykiem agresywnym w retoryce, nie oznacza, że Polska za rządów PO nie była surowym krytykiem niemieckiej polityki energetycznej"
- stwierdził Donald Tusk. Jak przekonuje, powiązywanie go z inicjatywą powstania Nord Stream 2 jest niesłuszne.
W ocenie szefa KO, według polityków Brukseli stał on na czele ruchu antyrosyjskiego. "Paradoks polega na tym, że to ja w Brukseli miałem opinię rusofoba. Tam się za głowę łapali, nazywali mnie monomaniakiem, że ja wciąż tylko o Ukrainie i o zagrożeniu rosyjskim. Dla Europy byłem zbyt antyrosyjski" – mówi.
Jak dodał, zawsze był w kategorycznej opozycji wobec polityki energetycznej Niemiec i działań Angeli Merkel. "Mówi też, że nie jest głodny stanowisk, ale poświęci się dla Polski, by odsunąć od władzy obecny rząd" - czytamy w tygodniku.
Dziś na Twitterze Tusk umacniał i uwiarygadniał swoje ostrożne wobec Niemiec stanowisko.
"Niemcy muszą dziś zdecydowanie poprzeć Ukrainę, jeśli mamy wierzyć, że wyciągnęli wnioski z własnej historii"
- pisze Donald Tusk.
The Germans must firmly support Ukraine today if we are to believe that they have drawn conclusions from their own history.
— Donald Tusk (@donaldtuskEPP) April 20, 2022