W rozmowie z portalem Niezalezna.pl była minister rodziny, pracy i polityki społecznej, a obecnie europoseł Elżbieta Rafalska przypomniała, że w chwili jego wprowadzenia program „Rodzina 500+” był absolutnym przełomem w dotychczasowej polityce społecznej polskiego państwa. Europoseł dodała, że próby przypisania sobie przez PO pomysłu na "500+” to stek wierutnych bzdur.
1 kwietnia tego roku minęła szósta rocznica wprowadzenia „500+”. Politycy Platformy Obywatelskiej (PO) chwalili się, że to właściwie był ich pomysł. Zostawiony w tak zwanych „szufladach”! A PiS go tylko podjął. Co Pani o tym sądzi? Jakby Pani się do tego ustosunkowała?
To stek wierutnych bzdur! Oczywiste kłamstwo.
„500+” było projektem, który powstał podczas prac nad programem Prawa i Sprawiedliwości. I dodam, że kwotę tego świadczenia dla rodziny jasno określił sam Jarosław Kaczyński.
Przypisywanie więc dzisiaj autorstwa tego programu komuś innemu, to po prostu rozpaczliwa próba zmiany swojego antyspołecznego wizerunku. Wizerunku zostawionego przez Platformę Obywatelską po ośmiu latach swoich rządów. W tym czasie PO tylko trwała, jeżeli chodzi o wydatki społeczne. A właściwie to nawet ograniczała szereg tych wydatków.
Więc poza wszelkim sporem: autorstwo, pomysł, ale przede wszystkim wykonanie i wdrożenie programu „500+” są nasze. Kluczowe zresztą jest wdrożenie! Bo w polityce opowiada się różne rzeczy. A polityków oceniamy za skuteczność działania, za jego sprawczość. Za wdrożenie reform. I to wszystko poszło dobrze!
Przypomnijmy, że minister Rostowski mówił, że na „500+” pieniędzy nie ma i nie będzie! Państwo jednak znaleźli te pieniądze! Skąd one się wzięły?
Są efektem lepszego zarządzania budżetem państwa. Przede wszystkim uszczelnienia poboru podatku VAT. Ograniczenia tej „luki vatowskiej”, która podczas rządów Platformy Obywatelskiej rozwarła się do naprawdę dużych rozmiarów.
Środki na „500+” zdobyliśmy więc dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego poprzez wszystkie zmiany, które wprowadziliśmy. Również dzięki skuteczności działania służb skarbowych i Ministerstwa Finansów.
Ale z naszej strony była też determinacja, żeby coś takiego wdrożyć. Poprzednie rządy zawsze szukały usprawiedliwienia do tego, żeby nie realizować inwestycji społecznych.
Mówiły więc: „teraz jest niskie PKB”, „za wysokie bezrobocie”. Zawsze szukano usprawiedliwienia. A z naszej strony rzeczywiście była determinacja. Ale przede wszystkim uczciwość w podejściu do wyborców. Uczciwość polegająca na tym, że to, co powiedzieliśmy w kampanii, to staramy się następnego dnia wdrażać w życie. I chyba byliśmy tą partią, która zbudowała sobie wiarygodność właśnie w oparciu o realizację swojego programu. Dzisiaj opozycja nawet nie ma programu. Więc gdyby miała iść do wyborów, to chyba znowu „na kolanie” coś by gdzieś pośpiesznie kreśliła.
Jakie są skutki "500+" dla polskich rodzin, dla polskich dzieci? Co się zmieniło w ich życiu dzięki programowi?
Ten program tak istotnie wpłynął na zmianę życia polskich rodzin, w szczególności wielodzietnych, że dzisiaj one nawet sobie nie wyobrażają tego, iż mogłoby nie być tego (wciąż istotnego) zastrzyku finansowego.
W pierwszym rzucie przypominam o tym, że nastąpił radykalny spadek ogólnego ubóstwa. Zwłaszcza w rodzinach. Widzimy też zmniejszenie biedy polskich dzieci. Spadek ubóstwa w rodzinach wielodzietnych. Lepsze zaspakajanie potrzeb edukacyjnych dzieci. Wiemy to, bo robiono badania na temat tego, na co były wydawane pieniądze z „500+”.
Ogólnie mówiąc: dobrostan polskich dzieci naprawdę poprawił się! I proszę pamiętać, że samorządy, które do tej pory odpowiadały za realizację tego programu, w znikomych tylko przypadkach zabierały rodzinom prawo do świadczenia pieniężnego, zamieniając je na wydatki rzeczowe.
Oczywiście, przy takiej ilości świadczeń, jakieś indywidualne, naganne sytuacje zdarzały się. Ale nie wiem, czy w skali Polski było to trzy tysiące przypadków. Przy milionach dzieci pobierających świadczenie!
Nie potwierdziły się więc obawy celebrytów i polityków opozycji, że te pieniądze będą wydawane na „alkohol i papierosy”?
Wspomniane przez pana obawy, zgłaszane zanim program wszedł w życie, a potem na jego początku, to wyraz największej pogardy, jaką te środowiska żywiły wobec polskich rodzin. Wobec Polski – powiedziałabym – „prowincjonalnej”, „powiatowej”, której mieszkańcy rzekomo o niczym innym nie marzą, jak tylko o tym, żeby przepić, przepuścić te pieniądze. Bo są to ludzie podobno wyzuci z sumienia i niedbający o swoje rodziny! Ci, którzy tak sądzili, nie patrzyli na sytuację środowisk uboższych Polaków przez pryzmat ograniczeń, z jakimi one się spotykają.
To była ocena – powiedziałabym – „wielkich miast” oraz elit oderwanych od rzeczywistości i egoistycznie zapatrzonych we własne oczekiwania.
Chciałbym jeszcze poruszyć sprawę wpływu „500+” na gospodarkę. Bo te pieniądze były oczywiście wydawane. Zarówno w sklepach, jak i na różne usługi. Na przykład na pobyt dzieci w różnych klubikach, salach zabaw albo na edukację. Wszystko to - bez wątpienia - napędziło polską gospodarkę…
Oczywiście! Od początku było wiadomo, że „500+” będzie impulsem dla gospodarki. Bo w sposób oczywisty wzrośnie konsumpcja tam, gdzie dotąd była ona mocno ograniczana. Czasami do podstawowego poziomu! Z powodu braku środków.
Na tym pierwszym etapie, szacowano, że wzrost PKB wyniesie 0,5, Nawet do 0,75. Oczywiście potem ten efekt był inny. Ale on się dokonał. Proszę pamiętać, że wtedy ludzie kupowali lodówki, pralki. Zmieniali sprzęty potrzebne rodzinom do bieżącego sprawnego funkcjonowania. Zaopatrywano się też w rzeczy potrzebne dzieciom. Potrzebne też dla ich pokojów: biurka i inne meble. Rodziców wreszcie było też stać na zajęcia dodatkowe, na naukę języka.
Dzisiaj te pieniądze są. Są stale obecne. I kalkulacja budżetu domowego je uwzględnia. Ale wtedy to był naprawdę przełom. Na przykład: pamiętam panie w przedszkolu, które mówiły, że widzą, iż rodzeństwo wreszcie przestaje donaszać rzeczy, które zawsze miało po starszych dzieciach.
W szkołach zaś mogły być wreszcie organizowane wycieczki, wyjścia do kina, szkoły letnie. Bo zawsze było tak, że znaczna część dzieci nie mogła z tego korzystać. I czasami - dla ich dobra - rezygnowano z różnych imprez. Albo organizowano zbiórki dla uboższych dzieci. Co samo w sobie było też upokarzające.
A poza tym wymiarem materialnym proszę pamiętać, że przed „500+” widnieje „rodzina”. My dzisiaj mówimy na ten program „500+”. Ale to nie jest tylko samo „500+”. To jest „Rodzina 500+”. Została więc dowartościowana rodzina. Ją też postawiono na pierwszym miejscu w moim resorcie. Nie pracę. Ale „ro-dzi-nę”! A my, Polacy, dla tej rodziny pra-cu-jemy! Pracujemy dla siebie. Ale pracujemy również na rodzinę.
Więc ważny jest też ten wątek godnościowy: dowartościowanie wysiłku wychowywania dzieci. Wskazanie, że państwo wspiera rodzinę. Nie wyręcza jej. Nie decyduje o tym, na co mają iść wydatki, ale gwarantuje autonomię rodziny i ufa, że ona ma najlepiej rozpoznane potrzeby swoich dzieci.
Trzeba było naprawdę złej woli, żeby tego nie widzieć. Aby ocenić, że jeśli ludzie mają mało pieniędzy albo nie pełnią wysokich funkcji, to oni na pewno nie dbają o rodzinę.
Tak mogą myśleć tylko ludzie o naprawdę ciasnych horyzontach. Zupełnie pozbawieni wrażliwości oraz takiego uczciwego spojrzenia na otaczające nas życie.
Poruszmy kolejną sprawę: w przyszłym roku będą wybory. Gdyby je wygrała opozycja, to jak Pani widzi przyszłość programu „500+” i innych rządowych programów społecznych?
Program „Rodzina 500+” był zawsze „belką w oku” opozycji. Nawet wtedy, kiedy w jakimś stopniu zdali sobie sprawę z tego, że trudno byłoby im ten program ograniczyć. Ale on jest tak mocno identyfikowany z PiS-em, że nie wierzę, iż nie będą tego programu chcieli likwidować. Albo znacząco ograniczyć, aby – ewentualnie - zrobić coś, co byłoby inne, dla potrzeby przypisania tego sobie.
Więc naprawdę dzisiaj nie wierzę w „szczere” zapewnienia opozycji. One są obłudne. Opozycja zasłużyła sobie na obecny brak zaufania antyspołeczną czy wrogą problemom społecznym polityką, którą prowadziła przez osiem lat. Może z wyjątkiem tej części, która dotyczyła dłuższych urlopów macierzyńskich. Jednak poza tym miliony dzieci traciły prawo do świadczeń rodzinnych, przeznaczonych dla najbardziej potrzebujących. Bo one były oparte o kryterium dochodowe. I powtarzam: liczne dzieci wypadały z systemu. I nikt się nad tym nie zastanowił! Nikt o to nie zadbał!
Wszystkie programy, które są przez nas realizowane, mają nowy charakter. Inny niż wcześniejsze świadczenia rodzinne. Mają też nowe finansowanie. Poza tym są spójne.
Działania na rzecz rodziny są więc kompleksowe i konsekwentnie kontynuowane.
Naprawdę rodziny „powinny się trzymać za kieszeń”, gdyby tak się niefortunnie zdarzyło, że nastąpiłaby zmiana.
Inne programy społeczne też byłyby zagrożone?
Pamiętam, że gdy Platforma ograniczała swoje wydatki społeczne, to zawsze mówiła, że jest kryzys i trzeba „zaciskać pasa”. I tak przez osiem lat trwała polityka społeczna „zaciskania pasa”. Więc z całą pewnością szukaliby powodów tego, że trzeba znowu „zacisnąć pasa”: a to kryzys popandemiczny, a to kryzys związany z wojną, a to skutki gospodarcze wprowadzonych sankcji i tak dalej, i tak dalej. Usprawiedliwień mieliby bez liku po to, żeby znowu oszczędzać na polskich rodzinach. Co do tego mam pewność!
Tymczasem teraz, można sobie zobaczyć to, jak poprawiła się sytuacja i że rzeczywiście wpływy budżetowe są większe, poprawiły się. Widać różnicę. A są przecież jeszcze podatkowe zmiany. Proszę zobaczyć, jakie mamy CIT oraz podatek dla młodych. I tak dalej.
Pokazaliśmy, że można inaczej zarządzać finansami państwa. Inaczej, niż to robili politycy PO. Jednak nikt z nich nigdy „nie uderzył się w piersi” i nie powiedział, że to, co robił minister Rostowski było błędem, a oni nie potrafili dbać o finanse państwa.
Zawsze mówię, że „pięćsetka” naprawdę mocno wpisała się w polską politykę społeczną. Była absolutnym przełomem. I podziękowania dla Jarosława Kaczyńskiego i Beaty Szydło! Bo to ich wielka zasługa.