GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Edukacja – pole bitwy

Oderwanie edukacji dzieci od woli rodziców jest jednym z podstawowych działań wszelkiej maści totalitarystów i spécialité de la maison komunizmu. Dla nich edukacja to sprawa państwa i to państwo (dominująca w nim ideologia) powinno kształtować młodych ludzi. Rodzice – w tej wizji – mogą jedynie zapewniać dzieciom wikt i opierunek.

Od wielu lat lewica uważa, że to ona – wbrew woli podatników – ma narzucać swój światopogląd w szkołach, a każdy sprzeciw traktuje jak naruszenie świętości. Rodzice jednak płacą podatki, z podatków utrzymywany jest cały nieomal system edukacji, więc to oni powinni mieć największy wpływ na treści, których uczone są dzieci. Tymczasem totalitarne państwa uważają, że politycy lepiej wiedzą, jak ma wyglądać system edukacji, a pozostawianie wpływu na niego w rękach rodziców jest szkodliwym wymysłem. Tak wychowuje się nowych janczarów lewactwa, którzy angażowani są w polityczne akcje z niezwykłą stanowczością i bez względu na wiek.

Zderzenie tych dwu wizji sposobu wychowywania młodego pokolenia rodzi napięcie. Edukacyjne akcenty są zatem zawsze tak rozłożone, jak wypadnie z kształtu ideowego rządzącej grupy politycznej. To jednak konserwatyści i patrioci mają się bronić przed idiotycznymi zarzutami lewicowych uzurpatorów. Tyle teoria. W praktyce coraz większą rolę w systemach edukacji odgrywają aktywiści (bez żadnych pedagogicznych kwalifikacji) spod znaku fałszywie pojmowanego postępu i tolerancji. Samozwańczy „edukatorzy”, szczególnie marki LGBT – nie mając do tego żadnego prawa – wdzierają się do szkół i szerzą swoje obłąkańcze postulaty. Dzieci szkolne na siłę znaczone są na przykład tęczowymi torbami, które są powszechnie rozdawane. Lewaków nie sposób powstrzymać, a dyrektorzy szkół wolą ulegać „naporowi nowoczesności” niż potem tłumaczyć się przed zarzutami, do których używane są wielkonakładowe media. Konserwatywnie usposobiony podatnik ma zatem do wyboru: albo – najczęściej bezskutecznie – domagać się swoich praw rodzicielskich w publicznej szkole, albo wysłać dzieci do prywatnej placówki, której profil gwarantuje brak przymusowego zaznajamiania pociechy z obyczajowymi ekscesami. Czy w takiej sytuacji istnieje inne dobre rozwiązanie, którym minister oświaty mógłby załagodzić to napięcie, a jednocześnie nie stać się obiektem ideowego ataku ze strony wpływowych środowisk lewackich, którym sprzyjają wielkonakładowe media?

Tak zwane „lex Czarnek” jest próbą wprowadzenia porządku w mocno rozchwiany, przez kolejne ekipy rządzące, system edukacyjny. Powiększa więc uprawnienia mianowanych przez niego kuratorów oświaty wobec dyrektorów szkół, którzy dotychczas mogli samodzielnie decydować o tym, jakich edukatorów szkoła wpuszcza, a z jakich rezygnuje. Takie uregulowania, które nieco powstrzymują samowolę dyrektorów publicznych szkół, natychmiast stały się powodem napaści na ministra ze strony mediów. Minister Czarnek przedstawiany jest zatem jako piewca ciemnogrodu i gnębiciel szkolnej dziatwy. W publicznej dyskusji szczególnie wykorzystuje się wykrzywiony wizerunek małopolskiej kurator oświaty pani Barbary Nowak. Jest ona prezentowana jako osoba ograniczona z obskuranckimi poglądami. Panią Nowak znam osobiście i wbrew usiłowaniom medialnych propagandystów mogę stwierdzić, że jest to osoba rozsądna, o mocno ugruntowanych zasadach i poglądach, na dodatek znakomicie znająca się na edukacji młodzieży. Nie jest też skora do żadnych skrajnych deklaracji. Robienie z niej symbolu oświatowego konserwatyzmu i zaściankowości jest zatem jedynie medialną kreacją, która z rzeczywistością nie ma wiele wspólnego. Mogłoby się wydawać, że jest to kolejna próba wywołania burzy w szklance wody, jednak choćby spór o zestaw lektur obowiązkowych, które mają być serwowane dzieciom, pokazuje, że toczy się tu ostra walka o wychowanie młodego pokolenia. Dotychczasowy model edukacji, który miał nieco ukształtować polskiego obywatela, świadomego historii własnego kraju, jego wartości i doceniającego kulturę, w której wyrasta, ma być coraz mocniej zwekslowany w stronę formowania internacjonalnego bełkotliwca, dla którego dorobek rodzimej kultury i historyczne opowieści o świetności polskiego państwa stają się jedynie mocno uwierającym balastem.

Biorąc pod uwagę światowe trendy, młody Polak ma być dziś wychowywany ku temu także, aby coraz mniej korzystać z własności, ma marzyć przede wszystkim o wynajmowaniu rozmaitych dóbr i rzeczy, z których będzie mógł jedynie czasowo korzystać. Jednym słowem, kształtowanie człowieka nowej epoki powinno przebiegać od najmłodszych lat, i to nie tylko bez ingerencji rodziców, ale także bez nawiązywania do właściwego naszej historii i tradycji systemu wartości. Gdyby kuratorów mianował minister o wyraźnie lewackim odchyleniu, wtedy powiększenie ich kompetencji – względem dyrektorów szkół – byłoby przyjmowane przez dominujące media z entuzjastycznym wyciem tryumfu, skoro jednak mamy do czynienia z ministrem dbającym o tradycję i szacunek dla religii katolickiej, to należy na nim wieszać wszelkie możliwe psy, posługując się przy tym kłamstwem i prowokacją. Skandalem samym w sobie jest wciąganie w ten spór uczniów, co jest uprawiane przez lewackich aktywistów. Wydaje się, że demoralizacja i naruszenie wszelkich tradycyjnych zasad obowiązujących w szkołach stało się wytrychem lewaków stosowanym do szantażowania większości opinii publicznej. Niech jednak przykład uniwersytetów i ich lewackiej degrengolady stanie się przestrogą przed lewicowymi eksperymentami w naszych szkołach.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski