Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Dobre i złe fajerwerki

Naszą opinię publiczną fajerwerki elektryzują dwa razy w roku. Za pierwszym razem, w sylwestra, gdy bardzo przeszkadzają zwierzętom i ich miłośnikom – często niezależnie od poglądów politycznych. Drugi raz, gdy tym bardziej liberalnym (właścicielom, nie zwierzakom) w żaden sposób nie wadzą, odpalane na zakończenie corocznej zbiorki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

W tym roku było to wyjątkowo zabawne, ponieważ wcześniejsze zaangażowanie w zwalczanie noworocznych wybuchów również osiągnęło swoje szczyty. Sam prezydent Trzaskowski w towarzystwie pieska Bąbla apelował, by nie strzelać, a wraz z nimi robił to cały chór celebrytów i wielu zwykłych właścicieli psów czy kotów. Bo, co tu ukrywać, większość zwierząt sylwestrowych strzałów faktycznie się boi, choć znam też sympatyczne stworzenie, które jedynie rozgląda się, gdzie jest to polowanie, bo bardzo chciałoby do niego dołączyć. Ale pewnie łatwiej byłoby dojść w tej sprawie do konsensusu, gdyby nie nieznośny ton, w którym formułowane są w imieniu czworonogów celebryckie prośby, i fatalny epilog, gdy kilka dni później te same często osoby kibicują „światełku do nieba”, czyli owsiakowym fajerwerkom. W tym roku było to tak ewidentne, że nawet Rafał Trzaskowski musiał trochę się powić w internecie, a gdy już napisał, że stało się źle, obraził się sam Owsiak i zapowiedział, że „(…) nigdy w życiu to już się nie powtórzy, nigdy już ich (fajerwerków) nie pokażemy, a nawet może zgasimy wszystkie światła na moment, żeby po prostu było ciemno po to tylko, że jak zapalimy światła, żebyście zobaczyli, jak się żyje w ciemności”. Nie wiem, czy zbiórki pobiją swoje rekordy, ale przynajmniej w kwestii rekordowego poziomu patosu jest już do tego bardzo blisko. Znając jednak życie, za rok „światełko” znów rozbłyśnie nad Warszawą, a rozpaczająca przed sylwestrem Superniania wrzuci do sieci zdjęcie psa, podziwiającego z okna ten piękny widok.

 



Źródło: Gazeta Polska

Krzysztof Karnkowski