Jednym z często powtarzanych argumentów przez rozczarowanych zwolenników Prawa i Sprawiedliwości jest to, że „parę rzeczy nie wyszło tak, jak trzeba”. Nie ma sensu chować głowy przed tym argumentem, bo wbrew temu, co lubią powtarzać liberalni socjologowie, za PiS nie stoi bezrefleksyjny elektorat.
Przeciwnie, to wyborcy, którzy dobrze wiedzą, czego chcą, z chłopską mądrością oceniający to, jak polityka przekłada się na zawartość portfeli. Jeśli coś stanowi wyzwanie dla PiS, to właśnie ta sprawa, a nie kolejne projekty totalnej opozycji, z Donaldem Tuskiem lub bez niego na czele. Muszę jednak powiedzieć słówko do rozczarowanych. Często jesteście też ludźmi głęboko świadomymi tego, że polskie koleiny, prowadzące nas niekiedy na wykroty, żłobiono nie przez dekady, ale stulecia. To rodzi niesamowity opór społecznej materii, gdy próbuje się wprowadzać jakiekolwiek zmiany. Zbyt wielu jest zainteresowanych, by żadnych zmian nie było, bo godzą w ich prywatę. Czy szukam dla kogokolwiek łatwego usprawiedliwienia? Nic z tych rzeczy. Zastanawiam się jednak, czy sami rządzący bardziej mierzą siły na zamiary, czy zamiar podług sił. I co lepsze w realnym życiu? Dobre pytanie na Rok Romantyzmu Polskiego.