Podczas ostatnich zamieszek w Kazachstanie aresztowano 5 tys. osób, a do kraju ściągnięto "siły pokojowe" z Rosji, Białorusi i kilku innych krajów. O przyczynach wybuchu protestów w tym kraju rozmawiali w programie "Polityczna Kawa" Tomasza Sakiewicza politycy: Ryszard Czarnecki, europoseł PiS oraz senator PSL Jan Filip Libicki. Przedstawiciel PiS przypomniał, że Kazachstan w ubiegłych latach wsparł Ukrainę w obliczu rosyjskiej agresji i nie uznał aneksji Krymu.
Zdaniem Ryszarda Czarneckiego "Kazachstan starał się lawirować między Chinami i Rosją" oraz "wyraźnie otwierał się na Zachód".
"Kazachstan wsparł Ukrainę w 2014 roku oferując różne produkty zaraz po rosyjskiej inwazji. Nie uznał aneksji Krymu i było wyraźnie widać, że dla Kazachstanu nie było w smak poszerzenie wpływów rosyjskich. Kazachstan starał się uniezależniać od wpływów rosyjskich"
- mówił europoseł PiS.
Z kolei senator PSL Jan Filip Libicki wymienił podstawowe przyczyny protestów w Kazachstanie. Wspomniał o aspekcie ekonomicznym oraz geopolitycznym.
"Pierwszą przyczyną tych rozruchów jest przyczyna natury ekonomicznej. Teoretycznie jest nowy prezydent, ale władzę sprawuje tak naprawdę ten poprzedni. Jest też element geopolityczny. Kazachstan jest ważnym elementem także w kontekście polityki Chin, a więc polityki światowej. Jeśli to dotyczy planów imperialnych Chin, muszą w tym brać udział i Rosja i Stany Zjednoczone. Ta interwencja wojsk rosyjskich jest tego zainteresowania przejawem"
- zaznaczył Libicki.
Senator PSL-u przyznał, że "jeśli Rosjanie wejdą do Kazachstanu, to powstaną tam bazy wojskowe i w najbliższym czasie stamtąd nie wyjdą". W ten sposób Putin sygnalizuje Chinom, że muszą się z nim liczyć.
"Rosjanie mówią Chińczykom, że jeśli mają plany imperialne, to będą musieli rozmawiać nie tylko z Kazachami, ale również z nimi"
- ocenił.
Libicki wspomniał także o tym, że sąsiednie państwo, Kirgistan, wysłało do Kazachstanu 150 żołnierzy, co nie podoba się większości opinii publicznej tego kraju.
"Uważa ona, że jeśli dojdzie do podobnej sytuacji w Kirgistanie, gdzie rewolucje są częstsze, to będzie to pretekstem do tego, by ten układ bezpieczeństwa wojskowego wykorzystać do tego, by Rosjanie, Białorusini i Kazachowie przeprowadzili tam interwencję"
- powiedział.
Z kolei Ryszard Czarnecki stwierdził, że "Rosja pokazując Zachodowi że jest wszędzie, zaprasza do rozmowy z nią i do podziału tortu światowego".
Dziś szef MSW Kazachstanu, Jerłan Turgumbajew poinformował, że w związku z trwającymi w kraju zamieszkami w aresztach przebywają już 134 zatrzymane osoby. Łącznie służby zatrzymały blisko 6000 protestujących.
Resort zdrowia, cytowany przez kanał Chabar 24, podkreśla, że w zamieszkach zginęły już 164 osoby, a rannych w szpitalach jest ponad 700.
Drugim tematem poruszonym w programie było zaplanowane na jutro spotkanie Władimira Putina i Joe Bidena w Genewie.
"Samo spotkanie jest niepokojące dlatego, że gdyby nie byłoby o czym rozmawiać, to spotkania by nie było. Postawa, której byśmy oczekiwali wobec prawdopodobnej agresji na Ukrainę, że w rozmowie telefonicznej prezydent Biden powie Putinowi że jeśli to zrobi, dotkną go sankcje, jakich nie jest w stanie sobie wyobrazić. Jeśli zamiast takiej rozmowy jest spotkanie, to znaczy, że jest materia do negocjacji. Jest to sygnał bardzo niedobry"
- ocenił senator Libicki.
Dodał, że "każde ustępstwo, a rozmowa w Genewie jest ustępstwem, jest czymś, co zachęca Rosjan do podjęcia kolejnego kroku".
"To, co jest niepokojące to to, że wczoraj Departament Stanu musiał dementować, że zgodził się na wycofanie wojsk. Jak wczoraj napisałem, jeszcze trzy takie dementi, to będziemy żałować prezydenta Trumpa. W związku z tym wszystkim jest istotna dyskusja w Polsce o rozbudowie polskiej armii w sposób przemyślany"
- powiedział polityk PSL.
Z kolei Ryszard Czarnecki przypomniał, że za pierwszej kadencji Barracka Obamy ogłoszono reset w relacjach USA-Rosja. Wówczas "oddano Kremlowi sprawy dotyczące polityki w Europie Środkowo-Wschodniej".
"W drugiej kadencji Obama zrozumiał że to błąd i wsparł Ukrainę, ale płaciliśmy przez lata cenę za ten reset. To, co dzieje się wokół Ukrainy, jest pewną zasłoną dymną dla Kremla, który od początku bardzo mocno inwestuje w relacje z Bidenem, stąd szczyt w Genewie. Rosji nie chodzi o to, żeby kawałek Ukrainy odkroić, ale o stworzenie nowego rozdania geopolitycznego w Europie.
W jego opinii "Rosja nie ma w planach zaatakowania Ukrainy".
"Ten dym ma na celu odwrócenie uwagi od tego, co się dzieje. Sytuacja bardzo pogorszyła się po odejściu Trumpa. Realnie prorosyjski jest ten obóz, który teraz jest w Białym Domu"
- podsumował europoseł PiS.