Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Elbasa a sprawa polska

Kiedy piszę o wydarzeniach gdzieś na krańcach świata, na jakimś tam Kaukazie czy w innych Mongoliach lub Kazachstanach, w wyobraźni słyszę polskiego czytelnika, który pyta: „A co nas to obchodzi?”. Odpowiadam – powinno, bo nawet w czasach komuny i odcięcia od rzetelnych informacji ze świata wiedzieliśmy, że Pinochet zadał Moskwie nader bolesny cios w odległym Chile, a jeszcze trudniejszy do umiejscowienia na mapie Afganistan wysysa resztki sił ze zdychającego imperium i może ocali Solidarność. 

No, nie ocalił, ale był świetną szkołą geopolityki, bo nie trzeba było rosyjskiej inwazji z 2014 r., byśmy wiedzieli, że dawne powiedzonko: „Gdzie Rzym, gdzie Krym”, nie ma już sensu w globalnej wiosce, gdzie brak gazu dla ludności kraju będącego jego jednym z największych na świecie producentów odbije się nie tylko na płonących dziś ulicach miast Kazachstanu, lecz także nad Dnieprem, Świsłoczą i Bugiem.

Pomniki „ojca narodu” na bruku

Niekoniecznie każdy musiał wiedzieć, że Elbasa to tytuł oznaczający „ojca narodu”, którym obdarzono Nursułatana Nazarbajewa, niegdyś sowieckiego kacyka, który od rozpadu Sojuza w 1991 r. był nieprzerwanie prezydentem Kazachstanu aż do 2019 r., gdy formalnie przekazał władzę swemu zausznikowi, Kasymowi-Żomartowi Tokajewowi. 
Ten młodzian (w porównaniu z 82-letnim Nazarbajewem), absolwent MGIMO – Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, czyli słynnej szkoły międzynarodowych agentów rosyjskich, rozpoczął karierę w Kazachstanie od funkcji wiceministra MSZ. Kiedy Nazarbajew formalnie wycofał się z polityki, jemu powierzył stanowisko prezydenta. 

W obliczu narastającego w kraju niezadowolenia Tokajew postanowił pozbyć się protektora i zwalić winę za wzrost cen gazu o 100 proc. na Elbasę, którego pomniki zaczynały już lądować na bruku kazachskich miast. Nazarbajew i członkowie jego klanu czmychnęli prywatnymi odrzutowcami, jedni do Moskwy, inni do… Unii Europejskiej, gdzie lokowali gigantyczne sumy zawłaszczone z handlu gazem. 

Kłopot kremlowskiego pokerzysty 

Ale za późno już było na okiełznanie takim kosztem ludu, który całkowicie zawładnął dawną stolicą, Ałmaty, i szturmuje też budynki rządowe w obecnej – Astanie. Tokajew znalazł się w pułapce i jak czekista do czekisty odwołał się do Putina (podobnie jak Armenia przegrywająca w wojnie z Azerbejdżanem). Albowiem i Armenia, i Kazachstan, podobnie jak Białoruś, Kirgizja i Tadżykistan, znajdują się w sojuszu wojskowym z Rosją w ramach Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB), z którego wcześniej wycofały się – stawiając na opcję NATO-wską – Gruzja, Mołdawia, Azerbejdżan i Uzbekistan. 

Kiedy to piszę, nie wiadomo jeszcze, jak zareaguje Moskwa, ale jej ostatni wierni satelici, Białoruś i Armenia, już oficjalnie oświadczyli, że gotowi są wysłać swoje wojska wraz z rosyjskimi jako niosących pokój „mirotworców”, znanych dobrze z wojny z Gruzją i konfliktu o Karabach. 

Tylko że niespodziewany bunt w Kazachstanie zastał Kreml w bardzo niedogodnym momencie, gdy właśnie Putin zastosował wobec Zachodu pokerową zagrywkę, gromadząc wojska wokół Ukrainy, szantażując wojną i żądając uznania Europy Środkowo-Wschodniej za wyłączną rosyjską strefę wpływów – czyli powtórkę z paktu Ribbentrop-Mołotow. Cherlawa administracja Bidena już była skłonna się poddać, przyjaciele z Niemiec wspierają Moskwę, jak mogą, a tu nagle taka niebezpieczna dywersja na tyłach! 

Jeszcze Kreml nie zdążył nic zdecydować, a już agencje podają, że po wezwaniu Tokajewa o interwencję ODKB akcje rosyjskich potentatów lecą na światowych giełdach w dół; w ciągu paru godzin Gazprom stracił 4,18 proc., Sbierbank 4,4 proc., Yandex 3,57 proc., Rosnieft 3,75 proc.

Teorie spiskowe

Na Ukrainie nieskrywaną radość z nowego kłopotu Moskwy, mogącego zniweczyć jej inwazyjne plany, zakłóciło niespodziewane zjawisko, o którym informują mnie przyjaciele ze Lwowa czy z Winnicy – w wielu miastach nagle zabrakło prądu! Bo kij ma dwa końce: Rosja zablokowała dostawy węgla z Kazachstanu do elektrowni ukraińskich. W tym kontekście wściekłość Kremla wywołały pogłoski, że Polska wykorzystuje gazociąg jamalski, który miał być już Moskwie niepotrzebny po uruchomieniu Nord Streamu 2, do przekazywania tzw. rewersem, czyli w odwrotną do projektowanej stronę, gaz na Ukrainę. Gaz z Niemiec, czyli tani rosyjski gaz z Nord Streamu 1! 

Rosyjskie i białoruskie media już lansują teorię, że za zamieszkami w Kazachstanie stoją ukraińskie (a pewnie i polskie) służby specjalne! Ma tego dowodzić obecność w Kijowie skłóconego z rządzącą mafią kazachską, od lat rezydującego w Paryżu oligarchy Muchtara Abliazowa. Ponoć to narzędzie w rękach Pentagonu planującego poprzez uderzenie w „miękkie podbrzusze” Rosji, czyli w Kazachstan, ustawienie Bidena na mocniejszej pozycji podczas planowanej na 10 stycznia rozmowy z Putinem; a może wręcz jej storpedowanie.

Spółka z o.o. Moskwy i lokalnych klanów 

Ukraiński politolog Pawło Żownirenko, szef kijowskiego Centrum Badań Strategicznych, podaje jeszcze jeden powód zwrócenia się Tokajewa o pomoc Rosji. Otóż znani z filmu o pałacach Putina eksperci od nieruchomości z zespołu Nawalnego w grudniu 2021 r. ujawnili ogromne mieszkania rodziny prezydenta Kazachstanu w elitarnym centrum Moskwy. Wedle analityka to oczywisty dowód skorumpowania Tokajewa i jego powiązań z Federalną Służbą Bezpieczeństwa Rosji, bez której rozwój jego kariery jako polityka nie mógłby się odbyć. Nic więc dziwnego, że by ratować władzę – a może i życie – odwołał się do swoich „kuratorów”. A ci, wedle barwnego wyrażenia Heleny Mniszkówny, najwyraźniej „popadli w rebus z sumieniem” – już się witali z gąską na ukraińskim podwórku, a tu trzeba na gwałt zaprowadzać porządek na własnym zapleczu! I to nie byle jakim, bo Kazachstan to kraj niemal dziesięciokrotnie większy od Polski, liczący ok. 19 mln mieszkańców, gdzie wyznający islam Kazachowie stanowią 68,5 proc., a resztę – Rosjanie. 

Kazachstan, dysponujący gigantycznymi złożami gazu i ropy naftowej, a także węgla, miedzi, manganu, srebra i złota – i na dobitkę uranu, w którego wydobyciu zajmuje pierwsze miejsce na świecie – powinien być krainą mlekiem i miodem płynącą, ale wszystkie te dobra zawłaszczyły postsowieckie klany na spółkę z Moskwą. Według ekspertów to stąd, a nie z mocno wyeksploatowanych złóż rosyjskich, pochodzi spora część gazu pompowanego do Europy przez Nord Stream 1. 

A nie należy zapominać, że mieszkańcy większości okolicznych krajów – Azerbejdżanu, Tadżykistanu, Kirgizji, Uzbekistanu – to ludy turkijskie i muzułmańskie. Skuteczne wsparcie Turcji dla azerskich pobratymców w wojnie o odbicie okupowanego przez Armenię Karabachu pokazało, że Rosja ma tu obecnie potężnego konkurenta do rządu dusz. Zapewne Kreml zmuszony będzie odłożyć inwazję na Ukrainę, by spacyfikować groźbę totalnej rewolty w regionie.

Metoda na imperium: pruć po narodowych szwach

Naprawdę więc wydarzenia w odległych zakątkach świata mają dziś globalne znaczenie: spisek amerykańskich mogołów Big Techu przeciw Trumpowi prowadzi do rządów słabego Bidena paktującego z Moskwą kosztem Europy Środkowo-Wschodniej, a wewnętrzne kłopoty „sułtana” Erdoğana popychają go do wspierania żywiołu turkijskiego, słabego punktu Rosji, co z kolei może osłabić białoruskiego dyktatorka nie tylko w wojnie hybrydowej z Polską i Litwą. Być może uzyskamy niespodziewanie dodatkowy czas na dozbrojenie; czekamy na pierwszą z zamówionych baterii patriotów i kupione w trybie pilnym czołgi Abrams. 

Ale nie tylko dlatego życzmy Kazachom powodzenia w walce z rodzimą kliką i wspierającym ją imperium. Lud ten, podbity przez Rosję wkrótce po zdławieniu powstania styczniowego, zawsze okazywał współczucie polskim zesłańcom, ofiarom kolejnych fal rosyjskich prześladowań. Wstydem III RP jest pozostawanie do dziś tysięcy ich potomków w Kazachstanie i może obecna sytuacja skłoni nas wreszcie do sprowadzenia ich wszystkich do Polski. 
No i widać, że polska idea prometejska, zakładająca „rozprucie rosyjskiego imperium po szwach narodowościowych”, jest nadal aktualna i może stanąć kością w gardle putinowskiej próbie odtworzenia „więzienia narodów”.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Jerzy Lubach