Według przytaczanego przez Marcina Paladego zestawienia preferencji polskich wyborców, przygotowanego przez portal Politico, nie widać tak naprawdę większych zmian w porównaniu rok do roku. PiS zyskało 2 pkt proc., Koalicja Obywatelska – 3, a tyle samo stracił Szymon Hołownia. Pozostałe uwzględniane przez sondaże Politico ugrupowania zaliczyły równie niewielkie korekty – Lewica 2 pkt proc. w dół, a Konfederacja i PSL po jednym punkcie procentowym w górę. Tak jakby kończący się rok nie obfitował w ważne dla naszej polityki wydarzenia. Tak jakby rząd nie obrywał z każdej strony, Donald Tusk nie wrócił do polityki, a Lewica nie jednoczyła się i nie dzieliła.
Może więc faktycznie nic takiego się nie wydarzyło, a my, patrząc na to zestawienie, znajdujemy się w pozycji kogoś, kto ma opowiedzieć znajomemu, co przez ostatnie 12 miesięcy wydarzyło się w porzuconym przez niego tasiemcowym serialu. Po drodze widzieliśmy przecież mnóstwo zdawałoby się przełomowych wydarzeń i zwrotów akcji, które miały wywrócić całą opowieść do góry nogami. Jednak gdy spojrzy się na wszystko świeżym okiem, widać, że bohaterowie znajdują się tak naprawdę prawie w tym samym miejscu.
A przecież 2021 r. niczym w dramatyzmie nie ustępował swojemu poprzednikowi. Pandemia nie ustąpiła, wzrosły natomiast nastroje sprzeciwu lub sceptycyzmu wobec polityki sanitarnej szczepień. Co więcej, zjawisko to uderza głównie w partię rządzącą, o ile bowiem elektoraty lewicy i liberałów mają na ogół zbieżne ze swoją polityczną reprezentacją poglądy na tzw. sanitaryzm, o tyle, przynajmniej na podstawie analizy treści polskiego internetu, można zauważyć rozdźwięk między większością Zjednoczonej Prawicy a niektórymi grupami jej wyborców. Pełnej zgody co do niektórych ograniczeń nie ma nawet w samym obozie władzy.
Wydawałoby się więc, że jest to szansa dla Konfederacji, która jako jedyna licząca się siła polityczna sprzeciwia się zarówno obowiązkowi szczepień, jak i wszelkim ograniczeniom w gospodarce, przemieszczaniu się obywateli i innych dziedzinach, w których COVID-19 wymusza zmiany społecznych zachowań. Jeśli jednak oprzeć się na zestawieniu Politico, trudno dostrzec tu faktyczny przepływ elektoratu, choć nie brak, choćby na polskim Twitterze, głosów mogących być potwierdzeniem tej tezy. Wciąż jednak, tak samo, jak jeszcze przed wygranymi przez PiS wyborami do europarlamentu, można uznać, że niektóre stanowiska, choć głośne, wręcz krzykliwe, nie są wcale odbiciem szerszych nastrojów społecznych.
Nie zmienia to jednak faktu – i tu dość poważny przytyk pod adresem Prawa i Sprawiedliwości – że choć według wielu analityków (niektórzy z nich obecni są dziś nawet w rządzie, jak dr Błażej Poboży) wygrana w 2015 r. nie byłaby możliwa, gdyby nie dobre rozpoznanie i wykorzystanie mediów społecznościowych, obecnie partia ta sprawia wrażenie pozostawienia sieci samej sobie. Oparcie przekazu na infografikach i spotach nie wystarcza, te bowiem traktowane są, jak to materiały propagandowe, z ograniczonym zaufaniem. W czasach rządów Beaty Szydło PiS dbało o utrzymanie sieci powiązań z tzw. liderami opinii, czyli sympatyzującymi z partią, lecz formalnie niezwiązanymi z nią (więc dużo bardziej od działaczy wiarygodnymi) aktywnymi i rozpoznawalnymi użytkownikami Twittera.
Po zmianie premiera interakcje te w dużym stopniu ustały, nie organizuje się już choćby tweetupów, czyli spotkań ministrów z użytkownikami portalu, które przez chwilę tylko były ważnym uzupełnieniem medialnej strategii władz. Już przy okazji wyborów samorządowych analitycy zwracali uwagę, że niezależnie od oczywistego wyniku, Rafał Trzaskowski prowadził sprawniejszą i lepiej sprofilowaną kampanię w internecie niż Patryk Jaki. Dziś jest on jednym z bardziej aktywnych polityków Zjednoczonej Prawicy dbających o stały kontakt z sympatykami w internecie. Jak wszyscy wiemy, Zjednoczona Prawica w swej drugiej kadencji zmaga się z innymi niż w pierwszych latach okolicznościami.
Po pandemii przyszła kolej na wojnę hybrydową na granicy wschodniej, równolegle zaś innego rodzaju wojenkę prowadzą z nami instytucje Unii Europejskiej. Podczas gdy Łukaszenka z Putinem za plecami kwestionuje integralność naszego państwa i nienaruszalność jego granic, Unia robi to samo z naszym systemem prawnym. To już nie tylko próba zatrzymania reformy sądownictwa, lecz podważanie całego porządku konstytucyjnego RP, a także jej bezpieczeństwa, na początek w sektorze energetycznym (Turów). Przedstawiciele Unii uzurpują sobie nieprzyznane im w żadnym traktacie uprawnienia, by drogą pozatraktatową narzucić Polsce i innym państwom Wspólnoty władzę struktur pozbawionych obywatelskiej kontroli i niepodlegających weryfikacji w wyborach. Wszystko zaś pod hasłem praworządności i unifikacji. Przewidywania części konserwatywnych dziennikarzy, że ponowna wygrana PiS w wyborach w 2019 r. sprawi, że UE pogodzi się z kierunkiem naszej polityki, okazała się skrajną naiwnością.
Agendę Unii i Niemiec realizować chcą Donald Tusk i Szymon Hołownia. Ten drugi, emocjonalny, lecz budzący u wielu sympatię, nie bez powodu wybrany przez nieuczciwych reklamodawców jako twarz kampanii reklamującej oszustwa na kryptowalutach, nie był jednak w stanie porwać ludzi na tyle, by odebrać PiS władzę i prezydenturę. Powrót Tuska również nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Owszem, niemal od razu Platforma odzyskała pierwsze miejsce w sondażach po stronie opozycji, okazało się to jednak jedynym sukcesem nowego przewodniczącego. Kolejne próby wymuszania uznania pierwszeństwa PO i podporządkowania się jej przez inne partie nie znajdują posłuchu. Niekiedy wydaje się nawet, że to właśnie one prowokują pozostałych graczy do szukania innej drogi, los przystawki nie każdemu bowiem się marzy.
Zjednoczona Prawica straciła w mijającym roku Porozumienie, a Porozumienie straciło wielu posłów i działaczy, niezadowolonych z kierunku, jaki narzucił Jarosław Gowin. Dziś trudno odróżnić to, co zostało z jego partii. Dziś powraca temat stworzenia centroprawicowego bloku, mającego zagospodarować miejsce na scenie politycznej między PiS a Platformą, by finalnie, lecz dopiero po wyborach, wesprzeć tę drugą. Co jednak centroprawicowego znajdziemy w programie Szymona Hołowni czy przekazie Jarosława Gowina?
Paradoksalnie najbardziej konserwatywną część tego potencjalnego sojuszu stanowi PSL. Czy jednak całe PSL po wyborach będzie chciało ponownie firmować politykę Tuska? To wcale nie jest pewne, zważywszy na dzisiejsze poglądy Marka Sawickiego czy nawet Waldemara Pawlaka. Z drugiej strony nie brak ludowców, którzy tak naprawdę są dziś już bardziej w PO niż w PSL, jak Jarosław Kalinowski. Czy w razie czego Donald Tusk mógłby próbować przeprowadzić z nimi taką samą operację, jak niedawny podział Lewicy i wrogie przejęcie marki PPS przez liberałów? Ceną za opóźnienie o kilka miesięcy podporządkowania się Tuskowi byłoby wcześniejsze wejście w sojusz z dużo bardziej od nich popularnym Hołownią, co być może zapewniłoby im śladową obecność w Sejmie, lecz efekt dla tożsamości politycznej ugrupowania byłby podobny.
Paradoksalnie w lepszej sytuacji jest Paweł Kukiz, który nagle stał się języczkiem u wagi polskiego parlamentaryzmu i zyskał niespodziewaną okazję realizacji swoich postulatów. Przez okoliczności polityka PiS w drugiej kadencji z aktywnej stała się w wielu miejscach reaktywna, więc reformy, wymuszane przez Kukiza, stają się tym ostatnim nowym frontem dobrej zmiany.