Już wiadomo, że wirusy mogą być aktywatorami cukrzycy. Sprawić, że proces autoagresji się rozpocznie, przyśpieszy proces niszczenia komórek beta, a tym samym moment, kiedy pojawi się pełnoobjawowa cukrzyca – ostrzega prof. Agnieszka Szypowska, mazowiecki konsultant w dziedzinie diabetologii.
W ostatnim czasie pojawiła się hipoteza, że SARS-CoV-2 indukuje, a przynajmniej przyśpiesza, wystąpienie cukrzycy u dzieci. Specjalistka zwraca uwagę, że w przypadku cukrzycy sprawa jest niezwykle trudna, ponieważ choroba bardzo długo pozostaje w ukryciu, nie daje żadnych objawów, a dopiero po pewnym czasie od zachorowania (kilka tygodni, a nawet kilka lat) gdy dochodzi do pełnoobjawowej cukrzycy pojawiają się objawy.
Dopiero na tym etapie ci pacjenci są diagnozowani. Natomiast, jeśli chodzi o tego koronawirusa, to od pewnego czasu już wiadomo, że wirusy mogą być aktywatorami cukrzycy. Mogą sprawić, że proces autoagresji się rozpocznie, przyśpieszy proces niszczenia komórek beta, a tym samym ten moment, kiedy pojawi się pełnoobjawowa cukrzyca.
- wyjaśnia prof. Agnieszka Szypowska.
Należy pamiętać, że w przypadku cukrzycy typu I, czyli tej najczęściej diagnozowanej u dzieci (nie należy mylić jej z cukrzycą typu II, która zazwyczaj dotyka osób dorosłych), żeby choroba wystąpiła, u dziecka musi wystąpić predyspozycja genetyczna do chorób z autoagresji. Co ciekawe, może dochodzić do sytuacji, w których dziecko nie będzie miało jeszcze żadnych typowych objawów cukrzycy, ale choroba już będzie się rozwijała w organizmie. Naukowcy potwierdzają, że na bardzo wszczesnym etapie cukrzycę można wykryć dzięki obecności przeciwciał.
Tak samo, jak w przypadku COVID-19, wykrywamy przeciwciała, z czego wnioskujemy, że układ immunologiczny jest aktywny, tak i w chorobach z autoagresji są określone przeciwciała, które możemy wykrywać. Tak samo jest z cukrzycą – jeszcze dziecko nie będzie miało żadnych objawów, a już będą obecne przeciwciała.
- tłumaczy spejcalistka.
Insulina to hormon, który jest niezbędny do tego, żeby nasze komórki przyswajały pożywienie, bez niej jest to praktycznie niemożliwe. Oznacza to, że dzieci chorujące na cukrzycę nie przyswajają żadnego jedzenia, w tym węglowodanów i cukrów
Kiedyś sobie radzono z cukrzycą w ten sposób, że pacjenci byli na diecie ketogennej - dużo tłustego, zero węglowodanów – ale to doprowadzało do wyniszczenia organizmu, dramatycznej utraty masy ciała, wręcz kacheksji – proszę sobie przypomnieć wyniszczone postacie więźniów ze zdjęć z obozów koncentracyjnych: goły szkielet obciągnięty skórą. Na szczęście dziś jest insulina, mamy czym leczyć, ale jeszcze sto lat temu cukrzyca typu I była chorobą nieuleczalną.
- wyjaśnia prof. Agnieszka Szypowska.
Specjalistka tłumaczy, że w momencie, kiedy proces autoagresji się rozpocznie i pojawią się przeciwciała, u każdej osoby będzie to przebiegało inaczej.
U jednej niszczenie komórek beta będzie błyskawiczne, i to są dzieci, które mogą zachorować w wieku nawet np. 10 miesięcy, u innych ten proces będzie przebiegał mniej dynamicznie, może trwać latami – stopniowo komórki trzustki będą produkowały insuliny coraz mniej, ale, jako że mają skłonność do generowania nadprodukcji, przez jakiś czas organizm będzie sobie radził. Natomiast w momencie, kiedy cukrzyca jest rozpoznawana, to ok. 80 proc. komórek beta jest nieaktywnych.
- tłumaczy lekarka.
Dopiero kiedy następuje już duże zniszczenie, pojawiają się objawy. Dzieje się tak, ponieważ organizm nie jest już sobie w stanie poradzić z brakiem insuliny, a ilość glukozy, paliwa, które napędza nasz organizm, jest tak mała, że komórki nie są już w stanie jej metabolizować i prowadzić przemiany materii.
Dochodzi wtedy do bardzo dużego stężenia glukozy we krwi, gdyż nie jest ona w stanie wejść do środka komórki, organizm to wszystko wypłukuje, stąd nadmierne pragnienie i wydalanie dużej ilości moczu, w którym także pojawia się glukoza - to forma oczyszczania organizmu z jej nadmiaru. Także pragnienie jest metodą na oczyszczanie krwi, gdyż taki gęsty syrop, składający się z krwi i glukozy, to nie jest ciecz, która w sposób prawidłowy przepływa przez naczynia krwionośne. Organizm to nie perpetuum mobile, musi w jakiś sposób zaczerpnąć energii; jak jej nie dostaje – bo glukoza nie jest przyswajana – zaczyna spalać własny tłuszcz, z niego czerpie zasilanie. Ale ze spalaniem tłuszczu jest podobnie, jak wówczas, kiedy chcemy w kominku spalić dużą kłodę drewna – jak nie ma podpałki, w tym przypadku glukozowej, to z tego spalania niewiele wynika. Choćby z tego powodu, że produkuje się dużo ciał ketonowych. To jest w dużej mierze aceton. Proszę sobie wyobrazić, że dolewamy do krwi mnóstwo acetonu, czyli rozpuszczalnika, toksycznej substancji, której duże stężenie powoduje utratę przytomności i śpiączkę.
- wyjaśnia prof. Agnieszka Szypowska.