Gdy kilka dni temu pojawiła się informacja o odejściu grupy parlamentarzystów z klubu Lewicy, wywołała niemałe poruszenie nie tylko wśród lewicowych komentatorów. Zainteresowanie tematem nie wyniknęło jednak z racji dużych politycznych skutków tego zdarzenia, choć utrata przez Nową Lewicę senatorów jest wydarzeniem dość istotnym. Jednak najbardziej zajmującym opinię publiczną aspektem sprawy jest dość zaskakujący kierunek migracji zbuntowanych parlamentarzystów. Skonfliktowana z Włodzimierzem Czarzastym grupa, której najbliżej jest do Koalicji Obywatelskiej, postanowiła stworzyć koło… Polskiej Partii Socjalistycznej. Dlaczego właśnie PPS? Tego nie wie chyba nikt, z nimi samymi na czele.
Połączenie się SLD i Wiosny w jedną partię z dwiema frakcjami i zdublowaną strukturą władzy zapowiadane było od dawna. O ile niewiele było słychać o problemach Wiosny z przygotowaniami do tej fuzji, o tyle po stronie postkomunistów kotłowało się miesiącami.
Leszek Miller zarzucał Włodzimierzowi Czarzastemu okupowanie stanowiska poza regulaminową kadencją (sytuacja bardzo podobna do sporu w Porozumieniu). W lipcu podczas posiedzenia zarządu doszło do zawieszenia sporej grupy działaczy i niewpuszczenia ich do siedziby. Wreszcie sam kongres zjednoczeniowy odbywał się w atmosferze oskarżeń o niedemokratyczne metody (przeciwnicy oskarżali Czarzastego o próby blokowania potencjalnych konkurentów przez stosowanie mechanizmów partyjnego zawieszenia).
Jak zawsze po stronie opozycji poszczególne frakcje oskarżały się, odmieniając na wszystkie sposoby nazwę „PiS”. Czarzastego wraz z byłą rzecznik Anną Marią Żukowską wielokrotnie oskarżano o deficyty „antypisowskości”, z kolei Czarzasty swoich przeciwników karał jako szef za szkalowanie partii polegające właśnie na sugerowaniu istnienia jakiejś formuły porozumienia z partią rządzącą. Z jeszcze innych powodów zawieszono Marka Balta, który dziś procesuje się z kierownictwem swojej partii. Oprócz tego, według Senyszyn, problemem miał być seksizm góry Lewicy.
Nie wszystkich, którzy popadli w spór z Czarzastym, znajdziemy dziś w kole PPS, nie wszyscy weszli też w skład tej partii. Współtworzący jej reprezentację parlamentarną Andrzej Rozenek, jeden z uciekinierów, zapowiada kolejne „sensacyjne” transfery. W grupie, która już opuściła Nową Lewicę, znaleźli się senatorowie Wojciech Konieczny (szef PPS, dotąd w klubie Lewicy) i Daria Gosek-Popiołek oraz posłowie Andrzej Rozenek, Joanna Senyszyn i Robert Kwiatkowski. Co wspólnego poza dawnym członkostwem w PZPR tych ostatnich grupa ta ma z socjalizmem czy tradycjami PPS, z jej ostatnim wcieleniem włącznie? Nic, co zresztą musiał zauważyć sam Konieczny, który w anonsującym działanie nowego koła oświadczeniu pisze o obawach działaczy związanych z przyjęciem nowych osób na pokład.
Z komentarzy internautów wynikało, że wiele osób w ogóle zaskoczył fakt, że na polskiej scenie politycznej istnieje dziś taka partia jak PPS, inni uznali, że ugrupowanie to dopiero co powstało. A przecież Polska Partia Socjalistyczna nie dokonała wcale żywota w chwili przymusowego połączenia z Polską Partią Robotniczą. Została grupa na imigracji, która dość szybko uległa podziałom. W chwili upadku PRL w kraju do dziedzictwa PPS przyznawały się cztery grupy, w tym trzy o proweniencji wprost opozycyjnej i jedna złożona z rozczarowanych PRL dawnych ugodowców. Grupy te łączyły się, mieszały się ze sobą i kłóciły, uczestnicząc też w szerszych koalicjach lewicowych, w tym w Sojuszu Lewicy Demokratycznej (początkowo będącym koalicją wielu ugrupowań, nie kolejną mutacją partii postkomunistycznej), co zresztą doprowadziło do kolejnych podziałów.
Prawdopodobnie najbardziej znanym politykiem PPS po 1989 r. był i pozostał niezwiązany już dziś z tą partią Piotr Ikonowicz. Żeby było zabawniej, po odejściu z PPS założył on w 2003 r. partyjkę nazywającą się tak samo jak obecne wcielenie SLD – Nowa Lewica.
W 2015 i 2019 Polska Partia Socjalistyczna startowała w koalicji z SLD. W tych drugich wyborach mandat senatorski zdobył obecny szef partii Wojciech Konieczny. Ikonowicz natomiast od lat skupia się na działalności społecznej, której zwieńczeniem miała być funkcja rzecznika praw obywatelskich. Stało się inaczej w wyniku braku poparcia politycznego spoza lewicy. Co Piotr Ikonowicz mówi o sytuacji w swojej dawnej partii? To, co wszyscy: „Wysłuchałem właśnie Andrzeja Rozenka dukającego w TOK FM. Gość, który właśnie zapisał się do Polskiej Partii Socjalistycznej, nie użył ani razu słowa »socjalizm«. Za to przez wszystkie przypadki odmieniał słowo »Polska«. Moim zdaniem do PPS przystąpił, bo w PO go nie chcieli”.
Może zechcą? Lewicowi internauci zwracali uwagę, że Joanna Senyszyn dała się poznać jako przeciwniczka podnoszenia podatków, Rozenek zaś, w swoim czasie współpracownik Palikota, chciał tworzyć na polskiej scenie politycznej liberalną również obyczajowo wersję Unii Polityki Realnej Janusza Korwin-Mikkego. Nic więc dziwnego, że wraz z informacją o akcesie tej grupy pojawiły się pierwsze deklaracje odejść z PPS, a internetowe profile Razem od razu zaczęły publikować rekrutacyjne zachęty, wprost skierowane do kolegów.
Lecz przecież PPS sama lubiła określać się dotąd jako partia będąca „na lewo od Razem”. Co więcej, w odróżnieniu od ugrupowania Adriana Zandberga młodzieżówka socjalistów dużo ostrożniej podchodziła do spraw konfliktów obyczajowych, traktując je jako temat w dużej mierze zastępczy. „Nie możemy przedkładać kwestii obyczajowych nad gospodarcze. Te dwa zagadnienia powinny iść razem, jednak trzeba pamiętać, że to socjalizm jest tu kluczowy – bez niego nie ma równości. Podział klasy pracującej służy wyzyskiwaczom. Kiedy my sprzeczamy się i nienawidzimy nawzajem przez kwestie obyczajowe, oni kontynuują swój (wydawać by się mogło) nieskończony bandycki proceder wyzysku” – czytamy na stronie PPS-owskiej młodzieży na FB. Gdzie tu miejsce dla Rozenka czy Senyszyn?
Gdy świeżo upieczeni posłowie mówią o konieczności współpracy całej opozycji w dziele odsunięcia PiS od władzy, które Nowa Lewica realizowała bez wystarczającego przekonania, oficjalny profil PPS publikuje tymczasem mocno antyplatformerski manifest, krytykujący liberalną narrację i podejście elit do elektoratu socjalnego. Sporo tu trafnych diagnoz, lecz czy do właśnie takiej partii szli jej nowi posłowie? „Fakt, że sztandar PPS ma najpewniej posłużyć do przejścia części posłów lewicy do koalicji skupionej wokół chadeckiej PO, ma w sobie pewien ironiczny urok” – komentował na Twitterze Jakub Majmurek z „Krytyki Politycznej”. To samo mówią niedawni koledzy z Nowej Lewicy, choć oficjalnie starają się być ugodowi.
Lewica od pewnego czasu żre się niczym prawica w czasach aktywności płk. Lesiaka. Nie ogranicza się to do sfery parlamentarnej. Skłócone są organizacje feministyczne, a ostatnio w Warszawie byliśmy świadkami spektakularnego konfliktu między aktywistami z dwóch squatów.
Czy Włodzimierz Czarzasty zakończy konflikty na swoim podwórku? Zapewne będzie mu łatwiej bez kilku kolegów. Ci zaś zapewne długo miejsca w PPS nie zagrzeją, ponieważ wydaje się, że jak na razie bardzo w swojej drodze do liberalnej opozycji totalnej pobłądzili.
Jeśli jednak socjaliści zachowają swą turboliberalną reprezentację parlamentarną, skończy się to niechybnie kolejnym podziałem tej partii. A to, jak już wiemy z krótkiego przypomnienia, nie będzie niczym nowym w jej historii. W swoim czasie frakcja Ikonowicza funkcjonowała jako PPS Rewolucja Demokratyczna. Czy doczekamy się PPS Rewolucji Liberalnej Rozenka?