Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Unia bez większych zmartwień

Sprawa politycznych nadużyć w relacjach TSUE i polityków Europejskiej Partii Ludowej, zgodnie z przewidywaniami, zainteresowała tylko kilka europejskich tytułów prasowych i część polskiej klasy politycznej. Stara Europa udaje, że nie ma żadnego problemu. Tę ostatnią umiejętność ma przecież doprowadzoną do perfekcji.

Ot, znakomicie nie dostrzega, że za inflację i kryzys energetyczny odpowiadają wspólnie Rosjanie i Niemcy, forsujący skutecznie budowę drugiej nitki Nord Streamu, oraz sami unijni biurokraci, w imię źle pojętej ekologii duszący własne narody opłatami za handel emisjami. Zapatrzeni w Brukselę fachowcy tłumaczą, że ten ostatni nie ma wpływu na ceny energii, ta pochodzi bowiem z innych źródeł, które zwyczajnie nie dopisały. A to przez Rosjan, chomikujących gaz, a to przez pogodę, która nie dostarczyła w 2021 roku wystarczającej ilości wiatru i słońca. Słowem przez wszystkich, tylko nie przez nich. O tym, że przecież coś, a raczej ktoś, wcześniej wymusił zmiany w miksie energetycznym i sprawił, że bogatsze kraje zdążyły częściowo uciec od węgla, nie wypada wspominać. 

Tyle, że nasz kawałek Europy to ciągle ten nieszczęsny węgiel, a, jak się okazuje, gdy trwoga, to i inni muszą do niego wrócić. Tymczasem nowy rok już wita się z nami w drzwiach pod postacią listonosza, przynoszącego nowe stawki opłat za energię i gaz, a perspektywy te już z daleka wyglądają na ciemne i zimne. Owszem, trochę pomogą nam manewry przy VAT i tarcza antyinflacyjna, ale w tym systemie naczyń połączonych nie wszystko da się w ten sposób załatwić. Pomogłyby zmiany stawek VAT na poziomie unijnym i zmiany w polityce handlu emisjami, a raczej odejście od jej spekulacyjnego, rabunkowego modelu, jednak elity jak na razie nie podzielają naszych trosk. 

Ponieważ więc elity UE nie widzą problemów ani we własnych szeregach, ani nawet w portfelach swoich obywateli, zawsze zostaje im ich ulubiony obiekt troski – Polska. Przyznam, że nie mogę słuchać, gdy nasi ministrowie mówią, że oczekują, że w końcu dostaniemy pieniądze z KPO, i że może stanie się to jeszcze w tym roku. Rok się kończy, a środki powinny zacząć spływać kilka miesięcy temu. Całkowicie pozaprawnie wstrzymywana jest decyzja wobec Polski. W podobnej sytuacji są Węgry, tu jednak sprawa jest jeszcze prostsza – Orbán ma przed sobą wybory, a opozycja ma wspaniały argument, podobny do tego, który w swoim czasie u nas stosował Rafał Trzaskowski. Wygra, kto ma wygrać, Unia pieniądze odmrozi. Może nawet i u nas, ale poczekamy na to trochę dłużej. 

Dlatego cieszą mnie wszelkie sygnały, świadczące o tym, że od twardej retoryki bardziej na użytek krajowy, nasze władze przechodzą do innego stylu rozmów z Unią, choćby wetując założenia na przyszły rok (takie, jak system ETS czy powiązanie budżetu unijnego z niedoprecyzowaną praworządnością), będące tykającą bombą pod legalnym systemem politycznym i konstytucyjnym RP. W innym wypadku czeka nas polityczny dryf do końca kadencji i ostateczna utrata sprawczości w zmienianiu państwa. Alternatywą jest roztopienie się w przyszłej unii, wziętej wprost z niemieckiej umowy koalicyjnej.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski