Sprawa marszałka Grodzkiego zaczyna już być problemem polskiej demokracji. Doszło do sytuacji niesłychanej, kiedy to jest jeden obywatel, który pozostaje całkowicie poza kontrolą prawa. I nie chodzi o to, że ma immunitet, bo te mają posłowie, senatorzy i sędziowie, ale o to, że jemu jedynemu w całym państwie tego immunitetu nie można uchylić – bez względu na to, jak ciężkie zarzuty na nim ciążą.
Marszałek Grodzki miał obowiązek poddać pod głosowanie wniosek prokuratury – obowiązek wynikający z konstytucji i Kodeksu karnego oraz wielu innych przepisów – lecz tego nie uczynił. Więcej, pomaga mu w tym wicemarszałek Borusewicz i być może wielu innych polityków. Najbardziej przerażające jest to, że zachowanie to, które jest bezczelnym łamaniem prawa, najpoważniejszym podważeniem zasad praworządności, jakie można sobie wyobrazić, kiedy człowiek, na którym ciążą zarzuty ciężkich przestępstw, jest chroniony tylko dlatego, że jest czyimś kumplem, akceptuje ogromna część świata politycznego. Jeżeli ten problem nie zostanie szybko rozwiązany, a osoby odpowiedzialne za tego typu praktyki rozliczone, polska demokracja będzie po prostu śmieszna. Bo nie ma demokracji, kiedy wszyscy nie są równi wobec prawa.