W nocy z soboty na niedzielę doszło do kolejnych demonstracji antyrządowych w Ankarze i Stambule. Policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych. - Jesteśmy tutaj, aby zaprotestować przeciwko faszyzmowi, wszyscy, ramię w ramię. W istocie powinniśmy być wdzięczni (premierowi) Erdoganowi za to, że nas zjednoczył. Zjednoczył przeciwko sobie cały kraj - mówił kibic, jeden z protestujących.
W stolicy kraju Ankarze ok. 5 tys. demonstrantów zebrało się na placu Kizilay, w centrum miasta. Zostali zaatakowani przez setki policjantów, którzy gazem łzawiącym i armatkami wodnymi usiłowali ich rozpędzić. Ruch pojazdów w centrum miasta został sparaliżowany. Po serii utarczek demonstranci rozproszyli w uliczkach przylegających do placu. Według mediów, wiele osób zostało rannych.
W Stambule kibice trzech,
na co dzień wrogich, klubów piłkarskich - Galatasaray, Fenerbahce i Besiktas - połączyli siły i pomaszerowali na plac Taksim, którego plany zabudowy stały się bezpośrednią przyczyną fali protestów trwających już dziewięć dni.
-
Jesteśmy tutaj, aby zaprotestować przeciwko faszyzmowi, wszyscy, ramię w ramię. W istocie powinniśmy być wdzięczni (premierowi) Erdoganowi za to, że nas zjednoczył. Zjednoczył przeciwko sobie cały kraj - powiedział jeden z kibiców klubu Fenerbahce.
Demonstracje, brutalnie tłumione przez policję, z dnia na dzień przybierały coraz bardziej antyrządowy charakter.
Premier Recep Tayyip Erdogan wykluczył w sobotę możliwość przeprowadzenia przedterminowych wyborów. -
Nie podejmuje się takiej decyzji dlatego, że ludzie maszerują po ulicach - powiedział.
AKP sprawuje władzę w Turcji od roku 2002. Demonstranci zarzucają rządowi coraz większy autorytaryzm oraz narzucanie świeckiemu państwu wartości islamskich.
Źródło: PAP
kp