Wszystko zaczęło się od Trumpa, to bowiem wyłączenie medialnej transmisji wystąpienia urzędującego jeszcze wówczas prezydenta USA było według Węglarczyka tą właśnie chwilą triumfu. Do niewątpliwie przełomowego momentu, w którym amerykański dziennikarz uznał się za jedynego dysponenta prawdy i autorytatywnie (a może po prostu – autorytarnie) zdecydował, że do odbiorców jego programu słowa prezydenta Stanów nie dotrą, zastąpione autorskim tłumaczeniem i komentarzem, Węglarczyk dopisał swoją historię.
Czytelnik może bowiem uznać, że redaktor na nowo zdefiniował dziennikarstwo, tym razem jako sztukę zasłaniania i zagłuszania. Ameryki tym, nomen omen, nie odkrył, niemniej jako jeden z niewielu ujął rzecz tak prosto i bezczelnie. Oczywiście, czyniąc to wraz z chórem myślących tak samo kolegów i koleżanek.
Jak jednak głosi stara mądrość, „słówko wyleci wróblem, a powróci wołem” i tak też się z „wielką chwilą dziennikarstwa” stało. Czy raczej dzieje, bo wołem (wałem?) powraca nieszczęsny zwrot za każdym razem, gdy ktoś z dziennikarskiej elity nabierze się na internetowa fałszywkę lub dokona jakiejś wyjątkowo grubej i prostej manipulacji.
Ostatnie dwa dni przyniosły polskiemu Twitterowi wspaniałą historię, związaną z nieistniejącym rzeszowskim biurem PiS. To znaczy, jakieś biuro PiS w Rzeszowie istnieje na pewno, ale z tą opowieścią nie ma zbyt wiele wspólnego. Oto jeden z użytkowników, zakpił sobie z nieszczęsnego redaktora Węglarczyka, z drugiego konta publikując wpis, zawierający nieudany link do obrazka, sugerujący, że materiał powstał we wspomnianym biurze partii rządzącej. Że jest to wygłup, zorientuje się każdy, kto ma minimalne doświadczenie z internetem. Chyba, że jest dziennikarzem lub ekspertem od social mediów, wtedy nie zauważy, że daje się wkręcić i podzieli się ze światem odkryciem, że oto w rzeszowskim biurze PiS istnieje specjalna komórka trolli, która ma specjalne podręczne zbiory materiałów do atakowania Węglarczyka, a pewnie też innych. Hejt systemowy istnieje! – wzburza się ekspertka Anna Mierzyńska, podchwytują to inni, by później jak niepyszni się wycofać, lub odwrotnie – brnąć. Rzecz podchwytuje nawet sam Węglarczyk, piszący, że „trolla zawiódł komputer”, choć jeśli coś zawiodło, to jedynie czujność redaktora czołowego portalu.
Komu nie dość zabawy lub chciałby przeżyć to wszystko jeszcze raz, rekomenduję poszukać na twitterze wpisy, opatrzone hashtagiem „#RzeszowskieBiuroPiS”, w tym przede wszystkim podsumowujący je wątek użytkownika @kochanyprezio.
Kondycja mediów jest fatalna, każdy dzień przynosi kolejną kompromitację, czy to na poziomie przekazywania wiadomości, czy po prostu – rozumienia świata. A im mniej z tego wszystkiego rozumieją, tym bardziej próbują innym świat ten po swojemu tłumaczyć.