Świat znowu stoi na krawędzi wojny. Wojny, którą może wywołać do spółki z Alaksandrem Łukaszenką Władimir Putin. Jej celem jest odzyskanie dawnej strefy wpływów Moskwy. Wprawdzie w tej chwili ostrze ataku wymierzone jest w Polskę i kraje bałtyckie, ale na pewno w szerszej perspektywie nie chodzi o nas. W tle jest Ukraina, którą Moskwa chce odzyskać, po kawałku odkrawając kolejne terytoria albo próbując tak zdestabilizować rząd w Kijowie, by upadł, a w następstwie władzę na Ukrainie przejęła ekipa przychylna Rosji.
Jest tylko jeden sposób, żeby to zatrzymać – wysłanie znaczących sił Paktu Północnoatlantyckiego na zachodnią Ukrainę i do Kijowa, tak żeby ukraińskie wojska miały zabezpieczone zaplecze i mogły bez obaw operować w miejscach rosyjskiego uderzenia. Na bandytów działa tylko argument siły, a bez wątpienia po raz kolejny mamy do czynienia z ludźmi o mentalności gangsterów. Tego typu osobniki, widząc siłę i stanowczość, potrafią zamieniać się w gołąbki miłujące pokój. Oczywiście do czasu. I dlatego dopóki żyjemy w tej części Europy, która wygląda, jak wygląda, musimy mieć silną armię i dobre sojusze.