Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Ziemkiewicz dla Niezalezna.pl: W pogoni za wzruszeniami liberalne media doszły do kompletnego zidiocenia

Komentując reakcję liberalnych mediów na atak migrantów na Polskę, znany pisarz i publicysta Rafał Ziemkiewicz zauważa, że dopóki przekraczali oni granicę litewską i łotewską, wspomniane media relacjonowały sprawę w miarę uczciwie. Jednak gdy migranci pojawili się na polskiej granicy, nagle „przestawiono wajchę” i narracja dramatycznie się zmieniła. W końcu – dodaje nasz rozmówca – „GW”, pisma Axela Springera, TVN i inne publikatory doszły do kompletnego zidiocenia! Przykładem fakt, że dla tych mediów (w tym Onetu) dziecko będące w brzuchu Polki to tylko zlepek komórek, ewentualnie „skrzep”. Jednak taki sam zlepek komórek w brzuchu imigrantki, to – według Onetu- już nienarodzone dziecko!

pixabay/Onet/Gazeta Wyborcza/TVN

Chciałbym z Panem porozmawiać o odbiorze przez liberalne media obecnej sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Na przykład ostatnio mieliśmy w TVN zabawną historię z panem Ibrahimem, który podobno 6 dni pływał w Bugu i codziennie z niego wychodził, żeby się godzinę przespać…

Myślę, że to, o czym pan się mówi, najlepiej widać wtedy, gdy porówna się relacje „Gazety Wyborczej”, pism Axela Springera,czy nagrania z TVN-u z okresu, gdy migranci byli nasyłani przez Łukaszenkę na granicę litewską i łotewską, i moment, gdy oni pojawili się na polskiej granicy. Otóż do tego momentu widać było, że jest to relacjonowane w miarę uczciwie. Wszystkie owe media mówiły o tym, jakie są fakty. Wiadomo było, skąd się ci migranci wzięli. Wiadomo było, kto za tym wszystkim stoi. I nikt nie kwestionował prawa Litwy czy Łotwy do zamykania swojej granicy i do pilnowania tego, aby nielegalni nachodźcy przez nią nie przechodzili. Ale kiedy ci sami – można powiedzieć – migranci pojawili się na polskiej granicy, to po prostu widać było, jak w tych wszystkich mediach nagle „przestawiono wajchę” i narracja dramatycznie się zmieniła: imigranci okazali się uchodźcami z Afganistanu; biednymi ludźmi, którzy zamarzają w lasach. Zamykanie granicy czy ogradzanie jej drutem kolczastym okazało się wtedy zbrodnią, czymś złym i w ogóle niedopuszczalnym. Pilnowanie więc tego, aby nielegalnie nie przekraczali granicy ludzie bez dokumentów nie wiadomo skąd przychodzący, zostało wręcz przedstawione jako „zbrodnia przeciwko ludzkości”. I natychmiast zaczęły się te wszystkie „duszoszczypatielne” androny. Na przykład zmyślenia o dzieciach, które w tym lesie umierają. Bo wiadomo – jak Jacek Kleyff kiedyś śpiewał – „świeże groby zawsze wzruszą”. I dzieci zawsze wzruszą. I matki zawsze wzruszą. W pogoni za tymi wzruszeniami owe media doszły do kompletnego zidiocenia. Bo po historii ciężarnej Kongijki przerzucanej nad płotem przez straż graniczną przyszedł Ibrahim, który przez sześć dni płynął w rzece bez jedzenia i wody. Oganiając się kaloszem czy walonką od krokodyli, które go atakowały. I to jest wszystko prawda, bo Ibrahim sam to opowiedział pani dziennikarce z TVN-u! Widać, jakie w tych mediach zapanowały zawziętość i absurd, skoro są one w stanie przyjąć każdą taką głupotę! Podejrzewam, że facet od Łukaszenki, który wymyślał tęą historię do białoruskiej gazety, sam się śmiał przy jej wymyślaniu. Natomiast panie z TVN-u czy z Grupy „Granica” absolutnie to „kupują”! „Łykają jak pelikany”! Bez cienia jakiegokolwiek krytycyzmu i zdrowego rozsądku.

Mało tego! Dla mnie jeszcze śmieszniejsze od tego Ibrahima „aquamana” - jak go ładnie nazwał Sławek Jastrzębowski - jest to, że aby jeszcze bardziej jakoś wzruszyć, Onet zrobił relację z "pogrzebu nienarodzonego dziecka". Dziecka, które miała jakoby poronić jakaś migrantka w lesie. Były zdjęcia z białą trumienką. I nagle okazało się, że dla tych mediów dziecko w brzuchu Polki to oczywiście tylko zlepek komórek (albo - jak mówią feministki – „skrzep”, którego można się pozbyć), natomiast taki sam zlepek komórek w brzuchu imigrantki to już jest dziecko! Nienarodzone dziecko! Nigdy w życiu nie słyszałem, żeby przy tym stopniu zacietrzewienia i ideologicznej histerii, z jakiej żyją media lewicowo-liberalne, kiedykolwiek pojawiło się w nich określenie „nienarodzone dziecko”. Pojawia się ono dopiero w takim kontekście! Bo okazuje się, że najświętszy obowiązek poniżania Polski, krytykowania Polski i rozpowszechniania o Polsce bredni jest ważniejszy nawet od obowiązku walki o aborcję na życzenie.

Mówi Pan o bredniach. Ale jeżeli liberalne media jakoś obiektywnie pokazywały sytuację nad granicą litewsko-białoruską, to jak Pan sądzi: ich dziennikarze wiedzą, że tworzone przez nich materiały o Polakach to są brednie, a więc świadomie kłamią i manipulują?

Widać, że jest pewien obszar, gdzie kierownictwo redakcji po prostu nie pilnuje przekazu. I w tym obszarze byli emigranci, dopóki szli na Litwę i na Łotwę. Ale jest też obszar, gdzie w tych mediach już uruchamia się „czujność rewolucyjna". I kiedy okazało się, że sprawa dotyczy walki z rządem PiS-u i z państwem polskim, to przeszła - że tak powiem - pod pieczę jakichś innych „nadzorców medialnych”. I już zaczęła podlegać zasadom propagandy. Natomiast kto tę propagandę robi? Myślę, że główni jej macherzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że kłamią. Bo trudno skutecznie kłamać, jak się nie zna reguł kłamstwa i tych wszystkich sztuczek, które oni robią. Na Twitterze pan Jakub Kumoch – sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta - bardzo to ładnie pokazał, pisząc, iż cały systemat kłamstwa, który wymyślono, jest taki, że cokolwiek Polska nie zrobi, to i tak ta propaganda zawsze będzie przeciwko Polsce. Bo jak bronimy granicy, to Polska jest nieludzka. A jak byśmy wpuścili emigrantów, to widać: rząd PiS-u jest nieskuteczny. Jak sami bronimy granicy, to Polska nie umiędzynaradawia konfliktu i powinna zwrócić się do Unii Europejskiej albo do kogoś jeszcze innego. Jak się zwracamy o pomoc, to w tym momencie zaczyna się tekst: „widać rząd PiS se nie poradził, rząd PiS wszystko schrzanił. Zagranica nas uratowała. Angela Merkel rozwiązała problem”. I po prostu, jakkolwiek by rzeczywistość nie wyglądała, wiadomo, że oni zawsze zmontują taki przekaz propagandowy.

I na podstawie obserwacji sądzę, że wykonawcy tej propagandy są ludźmi najbardziej nią zaczadzonymi. Czasem nawet myślę, że stopień wymóżdżenia tych ludzi jest większy niż stopień wymóżdżenia ich czytelników. Oni zdają się rzeczywiście żyć w jakimś stanie amoku emocjonalnego. Amoku, w którym łatwo sobie wmówić, że wypisując te wszystkie androny i być może nawet wierząc w nie, walczą o jakieś najwyższe wartości ogólnoludzkie. Ale tak to zwykle jest, iż dowódcy schowani na zapleczu są cyniczni, a wysyłanych do boju szeregowców histeryzuje się i fanatyzuje, bo wtedy są bardziej wydajni.

Chodzi mi o tych wyrobników, którzy montują materiały dla TVN-u czy wypisują te absurdalne opowieści dla „Gazety Wyborczej”: o ludziach umierających w lasach; o polskich zbrodniach dokonywanych na spokojnych migrantach z Kongo, którzy przyszli na piechotę i nie wiadomo skąd się znaleźli w Puszczy Białowieskiej, a my ich wpędzamy w bagna i specjalnie w tych bagnach topimy.

Z tego, co Pan mówi, wynikałoby, że tutaj wcale nie chodzi o ciężki los migrantów. Bo gdyby ich wpuszczono, to też byłoby źle. Też byłby powód do ataku. Dobrze to rozumiem?

Tak! Oczywiście! Podstawowa zasada jest taka, że cokolwiek państwo polskie robi, jest złe tak długo, jak długo tym państwem nie rządzą „oświecone elity, którym z natury to prawo przysługuje i się należy”. Inaczej mówiąc: wszystko będzie źle dopóty, dopóki tutaj rządzi PiS albo ktokolwiek inny, kto nie został autoryzowany przez elitę. Czy ktoś taki wpuści emigrantów, czy ich nie wpuści; czy coś tam podpisze, czy nie podpisze, zawsze będzie miał przeciwko sobie zajadłą antypaństwową propagandę. Ma ona do reszty obrzydzić Polakom własne państwo oraz przekonać ich, że tylko Unia Europejska i poddanie się jej dyktatowi może rozwiązać nasze polskie problemy.

 



Źródło: niezalezna.pl

Eryk Łażewski